Co mógł oznaczać dla Wielkiej Brytanii rok 1982 w muzyce? Nic innego jak dominację nurtu NWOBHM, popyt na heavy metal, zwłaszcza u młodych grup, które powstając w tym czasie miały szanse zabłysnąć. Jednak o gigantach nigdy się nie zapominało, bo oprócz zespołów NWOBHM ciągle było głośno o Motorhead, Saxon, Black Sabbath czy o Judas Priest z którego dyskografii przypatrzymy się albumowi "Screaming For Vengeance".
Krążek ten jest jednym z najważniejszych albumów zespołu. Różni się on od poprzednich albumów zarówno produkcyjnie jak i kompozycyjnie, jednak jasny, określony styl zespołu ciągle jest tu obecny. Rodger'owi Bain'owi udało się stworzyć świetny sound. Porównując z "British Steel" czy "Point Of Entry" nie jest tu tak twardo i mięsisto, a zadziornie i gładko, z wyraźnym podkreśleniem perkusji i gitar.
"The Hellion" to wstęp do mającego nadejść "Electric Eye". Szkoda, że to tylko wstęp, bo ten krótki fragmencik aż się prosi o rozwinięcie i kontynuację. "Electric Eye" chyba nie trzeba przedstawiać - to jeden z najsłynniejszych judasowskich przebojów, który zawiera chwytliwy riff i ciekawą melodię. Równie dobry jest "Riding On The Wind" z zadziorną i żwawą oprawą. Dynamiczny kawałek z którego kipi nieokiełznana energia.
Ostry i cięty "Bloodstone", powolny i melodyjny "Pain And Pleasure" czy przebojowy "Devil's Child" to tylko niektóre kompozycje, które mogłyby zawstydzić dopiero powstające w tym czasie kapele. Wyróżnia się tutaj "Fever", niezwykle klimatyczna pół-ballada, w której melodia odgrywa najważniejszą rolę, jednakże znajdzie się też miejsce na ciekawe zagrywki i sola gitarowe. "You've Got Another Thing Comin'" - czy trzeba w ogóle coś dopowiadać? Moc, moc i jeszcze raz moc od początku aż do samego końca utworu. Toporne brzmienie gitar, ostry wokal i dodatkowo świetna melodia. Po prostu wielki przebój.
"Screaming For Vengeance" to wyjście na pohybel młodym, nieokrzesanym zespołom brytyjskim. Udowadnia, że nadal jest kogo się bać - staruszkowie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Kapitalne, soczyste brzmienie oraz wysoki poziom kompozycji to atuty tego dzieła. Płyta która wytyczyła nową ścieżkę młodym adeptom. Idealnie zgrana ekipa - perfekcyjne pojedynki gitarowe między Tiptonem i Downingiem, Halford w wyśmienitej formie no i brawurowa sekcja rytmiczna. Po ukazaniu się tego albumu młode, zbuntowane zespoły nurtu NWOBHM przekonały się, że będą musiały ostro walczyć o przetrwanie, bo te dziadki jeszcze długo miejsca na scenie im nie ustąpią.