"Sin After Sin" można by z powodzeniem nazwać pierwszym oficjalnym albumem w dorobku Judas Priest. Dopiero kontrakt z wytwórnią Columbia pozwolił zespołowi wypłynąć na tzw. szerokie wody. Oczywiście nie sprzedał się on w milionach egzemplarzy jednak dzięki profesjonalnej akcji promocyjnej mogło go poznać szersze grono słuchaczy m. in. trafiając na rynek amerykański. Jest to też jeden z najbardziej niedocenianych albumów całej dyskografii zespołu. Moim zdaniem nie do końca słusznie.
Podpisanie kontraktu z takim potentatem jak Columbia pozwoliło grupie uzyskać większe fundusze na cele produkcyjne. Zatrudniono byłego już wtedy basistę Deep Purple Rogera Glovera. Jednak jego praca nie do końca okazała się dobra dla brzmienia albumu. Brakuje mu trochę ciężaru znanego chociażby z "Killing Machine". Glover spłycił brzmienie, co powoduje pewien niedosyt zwłaszcza w tych bardziej riffowych utworach. Trochę dziwi fakt, że tak profesjonalny producent nie potrafił nadać utworom odpowiedniej mocy.
Znacznie lepiej album wygląda pod względem kompozycyjnym. Szczególnie dobrze wypadają utwory początkujące i kończące płytę. Otwierający ją "Sinner" opatrzony jest mocnym, mięsistym riffem z powalającymi uderzeniami perkusji, oraz charakterystycznymi już wokalizami Roba. Podobnie sprawa przedstawia się w "Starbreaker", gdzie znów swą techniką gry wykazuje się sesyjny perkusista Simon Philips. Ten wynajęty jedynie do studia pałker zagrał tu z pełnym zaangażowaniem, nadając albumowi odpowiedniej energii i mocy, co przy słabej produkcji w pewnym sensie ratuje album. Świadczy to o dużych umiejętnościach tego muzyka. Ciekawie wypadł "Diamonds & Rust" wykonywany wcześniej przez Joan Baez amerykańska piosenkarkę znaną bliżej fanom blues czy folk niż hard rocka. Muzycy Judas Priest nadal temu utworowi bardziej rockowy charakter odpowiednio wkomponowując go w resztę płyty. Moim ulubionym utworem z "Sin After Sin" jest ostatni "Dissident Aggressor". Jest to w szczególności popis wokalny Roba Halforda zwłaszcza w refrenie, natomiast tle słychać mocne i agresywne riffy tworzone przez gitarzystów. Blado natomiast wypadają pozostałe utwory. Choć jeszcze "Let Us Pray/Call For The Priest" czy "Raw Deal" dają się przesłuchać bez większej szkody dla uszu, to "Here Comes The Tears" i "Last Rose Of Summer" są pozbawione wszelkich cech dobrej ballady. Są jedynie nieudaną próbą wywołania odpowiednich emocji powodując jedynie znużenie słuchacza. Nie wiem czy Judasi chcieli podbić serca swych słuchaczek, jednak kompletnie im to nie wyszło.
Na zremasterowanej wersji album, która ukazał się w 2001 roku znalazły się jeszcze dwa dodatkowe utwory. Są to "Race With The Devil" autorstwa Gurvitza z zespołu GUN, oraz "Jawbreaker" nagrany podczas trasy w 1984 roku. Umieszczenie tego drugiego wydaję się chybione. Przecież zespół zapewne posiadał jakieś nagrania utworów z "Sin After Sin" z trasy po tej płycie i dziwne wydaje mi się umieszczenie tu bonusa z lat 80-tych.
Danko / [ 22.01.2011 ]
|