Nie wiem, co skłoniło muzyków do nagrania takiego albumu. Płyty zespołu, zwłaszcza "Screaming For Vengeance" sprzedawały się bardzo dobrze w USA. Po każdym albumie odbywały się koncerty niemal w każdym większym mieście amerykańskim. Nie było potrzeby komercjalizowania muzyki dla osiągnięcia sukcesu. Do głosu chyba dopuszczono włodarzy w wytwórni płytowej, którzy chcieli z Judas Priest zrobić gwiazdy na miarę Bon Jovi lub, co gorsza zespół popowy. Początkowo przygotowano utwory aż na podwójny album. Na szczęście nie udało się tego zrealizować i ostatecznie ukazał się pojedynczy "Turbo".
Muzyka zawarta na tym krążku nie stała się na szczęście aż tak komercyjna, jak dokonania popularnych wtedy grup glam rockowych. Jednak porównując ją, chociażby z takim "Defenders Of The Faith" wypada ona gorzej. Przede wszystkim pojawiły się odbierające mocy klawisze. Utwory przepełnione są cukierkowatymi, milutkimi melodiami, a refreny bardziej chwytliwe niż dotychczas. Nie dotyczy to jednak wszystkich kawałków. Dla maniaka bardziej ekstremalnych odmian metalu znajdująca się na płycie muzyka może wydawać się niemożliwa do przesłuchania. Jednak, gdy ktoś lubi czasem odskoczyć od ciężkich brzmień płyta jest do tego idealnie stworzona. Pomimo złagodzenia brzmienia i samego charakteru kompozycji pozostało w nich trochę metalowych patentów. Judas Priest to zespół, który nawet w takiej muzyce potrafili się odnaleźć. Nadal możemy doszukać się ciekawych, wpadających w ucho riffów, a w solówkach właściwie nic się nie zmieniło. Nadal są one połączeniem melodii i techniki.
Oprócz tych przebojowych utworów mamy takie, które przy lepszym, cięższym brzmieniu zamieniłyby się w heavy metalowe hity. Wystarczy wspomnieć o dwóch zamykających album utworach "Hot For Love" i "Reckless", czy o "Locked In" i "Turbo Lover". W kawałkach tych czuć nadal metalowego ducha z wcześniejszych lat. Niestety zdarzają się i wpadki. "Rock You All Around The World", "Wild Nights, Hot & Crazy Days" czy "Private Property" zaniżają niestety wartość muzyczną płyty. W wersji z 2001 roku dodano jako bonus pochodzący z tej samej sesji nagraniowej utwór "All Fired Up" i koncertowa wersja "Locked In". Moim zdaniem ten studyjny kawałek mógł z powodzeniem zastąpić któryś z tych gorszych, wymienionych przeze mnie.
Podsumowując. Jest to album, którego posiadanie nie powinno stanowić powodu do wstydu. To dobra rzecz na chwile zmęczenia, na imprezę w niemetalowym gronie. Każdy powinien go, chociaż od czasu do czasu posłuchać.
Danko / [ 12.03.2011 ]
|