01. One For The Road
02. Rocka Rolla
03. Winter
04. Deep Freeze
05. Winter Retreat
06. Cheater
07. Never Satisfied
08. Run Of The Mill
09. Dying To Meet You
10. Caviar And Meths



Judas Priest należy dziś do ikon heavy metalu. Często członkowie tej grupy nazywani są "Metalowymi Bogami". To oni na początku lat 70-tych obok Black Sabbath tworzyli podwaliny do cięższego działu rocka, jakim jest metal. Grupa ta powstała jeszcze w latach 60-tych, jednak dopiero po dołączeniu do niej charyzmatycznego wokalisty Roba Halforda mogła wydać debiutancką płytę i rozpocząć powolny podbój muzycznego świata. W kilku kolejnych recenzjach chciałbym przedstawić jedna z najważniejszych grup metalowych, jej wzloty jak i upadki, lata świetności i próbę powrotu na scenę po kilku latach nieobecności. Zacznę, więc od debiutanckiej płyty tego zespołu "Rocka Rolla" z 1974 roku, która w żaden sposób nie przypomina późniejszych dokonań grupy.

Kiedy ukazywał się ten album, pochodząca z tego samego miasta Birmingham grupa Black Sabbath była u szczytu popularności. Natomiast Judas Priest rozwijał dopiero swoje skrzydła. Bardzo popularnym rodzajem muzyki w tym okresie na terenie Anglii był progresywny blues. Popularność tej muzyki nie trwała długo, jednak odbiła mocne piętno na muzyce Priest.

Muzyka zawarta na "Rocka Rolla" na pewno nazwać można rockiem z dużą mieszanką bluesowego grania. Dużo jest tu bluesowych zagrywek, Halford czasem używa harmonijki ustnej ("Cheater"). Są tutaj też bardziej rockowe utwory jak np. tytułowy, wspomniany "Cheater" czy "One For The Road", choć w tym ostatnim czuć ducha bluesa. Warto zwrócić uwagę na rodzący się geniusz wokalny Roba Halforda. Niestety nie pokazuje on jeszcze swych możliwości wokalnych nie używając charakterystycznych dla niego górnych rejestrów. Jednak już na tej płycie staje się on bardzo charakterystyczny i niepowtarzalny. Troszeczkę słabiej wypadają tu gitarzyści. Ken i Glenn grają w bardziej ubogi sposób opierając się bardziej na trzymaniu rytmu i riffach, a mniej na popisach solowych. Na ich wirtuozerskie popisy przyjdzie jeszcze czas na późniejszych płytach. Szkoda też, że album jest tak niedoceniany przez samą grupę i utwory z niego grane były ostatnio w 1975 roku (!!!). Jedynie "Never Satisfied" wykonane było przez Roba podczas jego solowej trasy po wydaniu "Crucible".

Album ten ginie gdzieś wśród pozostałych dokonań grupy. Nie jest on jakiś odkrywczy. Dla fanów Judas Priest z czasów "Painkiller" czy nawet "British Steel" może okazać się zbyt nudny, pozbawiony żywiołowości. Jednak dla osób, którym bliższe są lata 70-te może okazać się miłą ciekawostką. Myślę, że warto go przesłuchać chociażby raz, aby przekonać się jak rodzili się Metalowi Bogowie.

Danko / [ 09.01.2011 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




Painkiller84 [ cycu20000@o2.pl ] 10-01-2011 | 12:25

Dla mnie album perelka (mimo iz mam tylko 27 lat), uwielbiam do niego wracac, jedna z moich ulubionych plyt Judasow, a fragmenty koncertow z tamtego okresu daja niezla frajde, Rob z dlugimi wyczesanymi wlasami i w dzwonach na nogach, haha, niezapomniany widok. Popieram autora, szkoda ze nie mozna dzisaj uslyszec tych starych utowor na ich koncertach.


Sinner117 [ www.sinner117@wp.pl ] 10-01-2011 | 12:54

To genialny krążek. mam dla niego więcej miłości niż do mojej żony.


Bartos [ bartosek_1989@02.pl ] 06-11-2012 | 21:04

Płyta genialna. Jak reszta Judasów. Choć panowie nie byli jeszcze w stanie się określić muzycznie gdzieś tam burzył się w nich heavy. Perełki jak "Rocka rolla", "dying to meet you", "never satisfied", czy mój ulubiony "Run of the Mill" nie da się zapomnieć. Słychać wkład Black sabbath ale słucha sie świetnie. Płyta godna polecenia. Szkoda ze jest tak słabo oceniana




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!