Są takie płyty w historii muzyki, których nie znać po prostu nie przystoi. "The Number Of The Beast", "Hall Of The Mountain King", "Don't Break The Oath", "Holy Diver" długo by tak wymieniać, jednak jest jeden album, który zmienił pojęcie o muzyce metalowej, wprowadził ją w inny wymiar. Album który już w momencie wydania stał się klasykiem. Tak już pozostanie, co by nie powstało krążek ten zawsze będzie tym, który pokazał światu jak należy grać rasowy, czysty, ostry i piekielnie mocny Heavy Metal. Nie wiecie co to za płyta? Pewnie, że wiecie, mowa oczywiście o "Painkiller" Judas Priest. Takie krążki nie ukazują się codziennie, to muzyka, na której wychowały się rzesze fanów muzyki metalowej. "Painkiller" jest i będzie jednym z najlepszych dzieł jakie kiedykolwiek ujrzały światło dzienne.
Judas Priest od lat nagrywał genialne krążki, co by tu nie pisać "British Steel" czy "Screaming For Vengeance" to płyty, które wyznaczały szlaki w muzyce heavy metalowej. Jednak wszystko to co Judas Priest nagrał do 1990 roku nijak się ma do geniuszu "Painkiller". Wszyscy muzycy wznieśli się tu na wyżyny swoich umiejętności i nagrali moim zdaniem płytę swojego życia. To co zrobili Rob Halford, Glenn Tipton, K.K. Downing, Ian Hill i nowy nabytek zespołu, perkusista Scott Travis wręcz zakrawa na geniusz. Każda kompozycja, każda sekunda, każdy najdrobniejszy dźwięk jest znakomity. Nie ma niepotrzebnych numerów, nie ma żadnych wypełniaczy. Jest za to 10 ostrych, szybkich, mocnych czysto heavy metalowych numerów z takimi klasykami jak tytułowy "Painkiller", "Metal Meltdown" czy "Night Crawler" na czele. Wspaniałych wokali, riffów, solówek perkusyjnych jak i gitarowych mamy tu bez liku. Nie da się tego ogarnąć słowami. Można nie lubić Judas Priest, można nie znosić wokali Halforda ale jedno jest pewne, nawet śmiertelnik z metalem nie mający nic wspólnego stwierdzi, że w tej muzyce jest to "coś", jest klimat, jest magia, jest gitarowy wkop, wykrzyczane wokale, świetna praca perkusji, jednym słowem metalowy czad. Czy to kipiący agresją "Painkiller", melodyjny "Touch Of Evil" czy szybki "Night Crawler", każdy kawałek daje niesamowitego kopa i ogromną dawkę energii. Nie można obok tego przejść obojętnie.
"Painkiller" to esencja klasycznego heavy metalu, to przepis tę muzykę, to lekcja jaką Judas Priest udzielili całemu światu. Album wywarł na metalowej braci ogromne wrażenie, mimo iż od daty premiery minęło już 13 lat ta muzyka wciąż jest niesamowicie świeża i aktualna. Ta muzyka wciąż elektryzuje, poraża. Brzmienie, same numery, dosłownie wszystko jest tu utrzymane na najwyższym poziomie. To po prostu klasyka.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jeden fakt. "Painkiller" to nieskończone źródło inspiracji. Ile to zespołów się wychowało na tym krążku? Ile muzyków wymienia go jako swój album nr 1? Primal Fear, Iron Savior, Gamma Ray, HammerFall i wiele, wiele innych zespołów czerpie z muzyki Priest całymi garściami. Dowód na to taki, że "Painkiller" wcale się nie postarzał, dalej jest to muzyka, którą słucha się z zapartym tchem.
Podsumowując. "Painkiller" to zdecydowanie dzieło ponadczasowe, album który na zawsze pozostanie w sercach wszystkich ludzi kochających klasyczny heavy metal. Bo "Painkiller" to właśnie metal, metal w najczystszej postaci, bez zbędnych udziwnień, bez słodkich melodyjek, bez klawiszowego lukru. Tu jest tylko czad, moc, energia, agresja... HEAVY METAL!!!
Krzysiek / [ 17.10.2003 ]
|