W 1980 roku świat heavy metalu wyglądał zupełnie inaczej niż jeszcze 2 lata wcześniej, gdy ukazywał się album "Killing Machine". Setki, a może nawet tysiące zespołów z wysp dało początek Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu. Punkowa rebelia straciła swój impet a w muzycznym świecie na dobrych parę lat zakrólował heavy metal. Jedną z płyt, które stworzyły podwaliny nowego królestwa była "British Steel" Bogów Metalu - Judas Priest, wydana na przełomie dekad.
Co sprawia, że jest to tak ważna płyta dla heavy metalu jak i innych odmian ostrej muzyki? Przede wszystkim pokazuje ona, że hard rock można grać jeszcze ciężej, że można z niego wyciągnąć jeszcze więcej agresji i mocy. Jest to zarazem jedna z najbardziej przebojowych płyt w historii Judas Priest. Nie należy tego mylić z komercyjnym graniem pod publikę. Każdy zawarty na tej płycie utwór zapada głęboko w naszym umyśle nie chcą szybko się z niego ulotnić. Muzycy postanowili wykorzystać ciekawy przepis na płytę. Zamiast zrażać słuchacza nadmiarem dźwięków, zmian tempa czy innych bajer postanowili stworzyć utwory oparte na prostych riffach. Nie ma tu rozbudowanych, długich solówek (zresztą rzadko można było je usłyszeć na płytach Priest) zamiast tego na czoło wysuwają się gitary rytmiczne. Mamy tu jeden na największych przebojów zespołu w postaci "Breaking The Law". Riff oparty na kilku prosty dźwiękach, które potrafiłbym zagrać nawet ja, choć jestem gitarowym laikiem. Oprócz "Breaking The Law" mamy jeszcze szereg innych szlagierów: "Grinder", "Metal Gods", młodzieżowe hymny "United" i "Living After Midnight", czy szybkie "Rapid Fire" i "Steeler".
W zespole pojawiały się tym razem dwie postacie. Przede wszystkim Tom Alom nowy producent. Stworzył on brzmienie godne lat 80-tych, na którym wzorowali się późniejsi fachowcy od dźwięku. Tom nadał utworom mocy i ciężkości, którą trudno było wtedy usłyszeć na płytach innych wykonawców. Judas Priest A.D. 1980 to jedna z najbardziej ekstremalnych grup w ówczesnych rocku. Druga osoba, która na długie lata związała się z zespołem był perkusista Dave Holland. Jego styl gry może niektórym wydawać się bardzo ograniczany. Na "British Steel" nie jest on aż tak rażący jak np. na "Ram It Dawn". Dave ogranicza się do prostego wybijania rytmu, jednak jego gra pasuje do prostych riffów, które znalazły się na albumie.
No na koniec pozostała mi sprawa okładki. Jest to chyba jedna z najbardziej rozpoznawalnych okładek metalowych. Tą rękę trzymająca żyletkę widział chyba każdy fan tej muzyki. Dodam tylko, że oryginalnie na żyletce widniała jeszcze krew jednak ówczesna cenzura zakazała wydania aż tak brutalnego obrazu. Jako ciekawostkę napisze też, że nazwa płyty pochodzi od fabryki, w której pracował wcześniej Glenn Tipton. Do przesłuchania tego albumu nie trzeba zachęcać nikogo. Świetny zarówno dla starszych fanów metalu, jak i początkujących, którzy nie wiedzą, od jakiej klasycznej płyty zacząć.
Danko / [ 19.02.2011 ]
|