"Angel Of Retribution" to na pewno najbardziej oczekiwany album tego roku! Co do tego nie ma nawet najmniejszych wątpliwości. Halford powraca do Judas Priest i to wystarczający powód, by nowy album Kapłana wywołał burzę na metalowym rynku. Czy będzie to burza zachwytów czy raczej narzekań miało okazać się już w ostatnich dniach lutego. W końcu "Angel Of Retribution" znalazł się na rynku i co? Z dużej chmury mały deszcz? Coś w tym rodzaju.
Czy naprawdę Priest brzydko mówiąc dali dupy? Nie, na pewno nie, choć różnie to co znalazło się na "Angel Of Retribution" można odbierać. Jest dobrze, jednocześnie jest źle. Paradoks, ale coś w tym jest. Judas Priest nigdy nie nagrało dwóch takich samych płyt i tutaj dochodzimy do sedna sprawy... osobistych oczekiwań słuchacza. Od tego uzależniona będzie ocena, bo przecież nie każdy musi kochać to co Priest robili na początku kariery, nie każdy musi kochać "Painkiller", wreszcie nie wszyscy ubóstwiają albumy z Owensem. Tak czy inaczej, obserwując to co pisali inni doszedłem do wniosku, że wśród fanów wykształciły się dwie frakcje. Jedna była za czymś w stylu "Painkiller", druga wręcz przeciwnie.
"Painkiller 2"? Zdecydowanie!
Nie ukrywam, że zaliczałem się właśnie do tej frakcji. Oczekiwałem płyty ostrej, mocnej, żywej. Oczekiwałem szybkiego, energicznego heavy metalu. Liczyłem na rasowe napieprzanie i kilka ciosów w twarz. Oczekiwałem wysokiej formy Halforda, tych agresywnych i wściekłych wokali. Chciałem albumu, który z powodzeniem mógłby ukazać się zaraz po "Painkiller". Czy jestem zatem zadowolony? Na pewno nie do końca. "Angel Of Retribution" jest bowiem krążkiem, który nie niszczy swoją siłą słuchacza. Daleko tutaj do huraganowych i żywiołowych tornad znanych z nieśmiertelnego "Painkillera". Oczywiście jest "Hellrider" (zdecydowanie najlepszy kawałek na płycie), który spokojnie wejdzie do klasyki Brytyjczyków. Jest mocarny, przywodzący na myśl "Jugulator" "Demonizer". Są niezłe otwierające album "Judas Rising" i "Deal With The Devil" ale... to wszystko. Po wysłuchaniu krążka odczuwa się pewien niedosyt, człowiek nie jest po prostu zniszczony tą muzyką. Ja miałem wrażenie, że Priest są zmęczeni, brak im tej werwy, tego zacięcia do grania. Siły starczyło tylko na kilka numerów, choć powrót Halforda powinien ich wszystkich napakować tak, jak najlepsze specyfiki dostępne "na rynku". Niestety tak się nie stało i oprócz wymienionych wyżej dostaliśmy "Revolution" (zdecydowanie najsłabszy numer na płycie) czy ckliwą balladę "Angel". Jeżeli mam być szczery, ten drugi numer bardzo mi się podoba, ale jeżeli miał to być album pokroju "Painkiller" muzycy powinni nas kopać, tłuc i niszczyć, pieszczenie powinni zostawić innym. Kończący album "Lochness" mimo, iż zupełnie niezły nie powala i prawdę mówiąc trochę się dłuży.
Podsumowując. "Angel Of Retribution" to krążek niezły, znalazło się tutaj kilka naprawdę dobrych kawałków, muzykom nie udało się jednak uniknąć kilku słabszych wypełniaczy, przez które albumu nie można uznać za wielkie arcydzieło. Nowy krążek Judas Priest to po prostu dobry krążek, dobry, ale "tylko" dobry. Niestety wszyscy, którzy sądzili, że nowy album strząśnie "Painkiller" z piedestału mocno się przeliczyli. Tak się nie stało, Judas Priest nie ma na to już siły. Może ochoty również?... Pewnie jedno i drugie.
"Painkiller 2"? Nigdy w życiu!
Tutaj mamy problem, bo niby "Angel Of Retribution" to płyta w której naprawdę słychać starego hard rocka. Singiel "Revolution" na pewno podsycił apetyty tym wszystkim, którzy oczekiwali, że Priest cofną się do początków swojej działalności. Płyta pachnie hard rockiem, ale z drugiej strony... Angole nie zapomnieli jak się gra mocno, szybko i do przodu. Samo "Revolution" wiosny przecież nie czyni. "Angel" na pewno też nie powali na kolana miłośników pierwszych albumów zespołu. "Worth Fighting For" czy "Wheels Of Fire" to przyjemne numery, ale wielkości w nich nie widać. Ot dobre kawałki, ale nic więcej. Wspomniany "Demonizer" i "Hellrider" to już dla przeciwników "Painkiller" piguły nie do przełknięcia. Ostre i szybkie walce na pewno równie szybko będą przeskakiwane. Zatem co, rozczarowanie? Delikatne, ale koniec końców można przecież przymknąć oko na kilka szybszych numerów i delektować się muzyką wydobywającą się z głośników. Tylko czy na to czekaliśmy? Czy to jest album, który miał wskazać drogę dla innych kapel na kolejne lata? Nie! Zdecydowanie nie! Czym zatem jest "Angel Of Retribution", a konkretniej mówiąc, dla kogo jest ten album?
Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć. Judas Priest, jak wspomniałem nie nagrało dwóch takich samych płyt i "Angel Of Retribution" jest tego idealnym przykładem. Tutaj muzycy zrobili jednak jeszcze coś innego, wrzucili do jednego wora wszystko to, czym parali się wcześniej. "Angel Of Retribution" to wycieczka przez różne zakątki metalowego rzemiosła. Może właśnie tak miał wyglądać ten album? Może właśnie Judas Priest powracając chcieli zadowolić wszystkich, chcieli zadowolić siebie? Któż to może wiedzieć? Jedno jest pewne, "Angel Of Retribution" nie jest jednolitym albumem. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, ale nie zabraknie też kawałków o których będzie chciał zapomnieć. Tak wielka kapela nie nagrywa słabych płyt i daleki jestem od stwierdzenia, że "Angel Of Retribution" to słaby krążek. Jednak do takich "Screaming For Vengeance" czy "Painkiller" dużo brakuje. No ale... takie pomniki stawia się tylko raz.
P.S. Normalnej oceny nie stawiam. Jak pisałem, wszystko zależy od tego co kto chciał dostać. W zależności od oczekiwań można sobie postawić odpowiedni numerek (czytaj: w zależności od oczekiwań można czuć się w miarę usatysfakcjonowanym, troszkę zawiedzionym, lub bardzo zawiedzionym).
Krzysiek / [ 30.03.2005 ]
|