Niewiele czasu potrzebował zespół by znów rozpocząć prace nad nowym materiałem. Od wydania debiutu minęło osiem lat, a muzycy byli w trakcie nagrywania już ósmego albumu. Niezłe tempo... a to co ważne to osiem przynajmniej dobrych albumów. Rok 1982 to jedna z najważniejszych dat w historii heavy metalu. To wtedy postały taki dzieła jak "The Number Of The Beast" Żelaznej Dziewicy, czy "Restless And Wild" Niemców z Accept. Do tych dzieł dołożyć należy jedną z najlepszych płyt Judas Priest - "Screaming For Vengeance". W porównaniu do "Point Of Entry" w składzie pracującym nad albumem nie zmieniło się nic. Po raz pierwszy ten sam perkusista i producent uczestniczyli w nagraniach więcej niż dwóch albumów. To pewna nowość w historii zespołu. Ustabilizowany skład i producent, który bez słów wie, czego spodziewa się od niego zespół. Te czynniki wpłynęły na to, co znalazło się ostatecznie na czarnym krążku. Normą stało się też, że nad kompozycjami pracuje tylko trójka Rob, Ken i Glenn.
Poprzednie albumy, może za wyjątkiem "Stained Class" utrzymane były w nieco wolnych tempach. Od tej płyty muzyka Judas Priest rozpędził się na dobre. Szczególnie słychać to w "Electric Eye", "Riding On The Wind" czy utworze tytułowym. W muzyce pojawiło się masę żywiołowości, energii i zadziorności, jednak zachowała ona jednak swą prostotę. Co ważne płyta jest bardzo zróżnicowana. Oprócz tych szybkich typowych dla heavy metalu kawałków mamy też utwory kojarzące się z przebojowy rockiem z tamtych lat. Nie zabrakło typowych dla Judas Priest, jak zawsze łatwo wpadających w ucho riffów. Najlepsze z nich usłyszeć można w "Devil's Child", "Electric Eye" i " You've Got Another Thing Commin'". Nie zabrakło również utworów przypominających balladę jak "Fever" z fajnym, przebojowym refrenem oraz ciężkich, wgniatających w ziemię jak "Pain And Pleasure".
Zmieniły się nieco teksty (chyba już od "British Steel"). Często zarzuca się zespołowi, że jego teksty w latach 80 tych stały się zbyt kiczowate. Trzeba przyznać, że Judas Priest nie miał nigdy liryków w stylu Iron Maiden. Jednak, co charakteryzuje teksty tego zespołu to bardzo dobra melodyka słów. Poszczególne wyrazy stanowią element muzyki, dopasowany do poszczególnych nut, a przekaz schodzi na drugie miejsce. Rob świetnie dopasowuje każde słowo to tego, co grają pozostali muzycy. Powoduje to, że każdy utwór brzmi jeszcze lepiej. Cała uwaga odbiorcy skupia się na muzyce, a nie na filozoficznych przemyśleniach.
Warto zwrócić uwagę na bardzo nowoczesne brzmienie jak na te czasy. To produkcja na miarę lat 80-tych i bardzo nowatorska jak na 1982 rok. Pracujący z zespołem Tom Allom poszedł jeszcze dalej niż jego kolega pracujący z Iron Maiden - Martin Birch. Produkcje Martina, chociaż nowoczesne posiadały jeszcze trochę naleciałości hard rockowych. Tom pozostawił te elementy produkcji tam gdzie ich miejsce - w poprzedniej dekadzie. Brzmienie jest bardzo płynne, oczyszczone z wszelkiego brudu. Na płycie wszystko słychać jak trzeba. Żaden instrument nie zagłusza drugiego. Na prawdę mistrzostwo. Nie mam żadnych zarzutów do płyty. Może okładka mogła być trochę mniej kiczowata, ale z drugie strony heavy metal bez odrobiny kiczu to jak Manowar bez słowa "Fight".
Danko / [ 05.03.2011 ]
|