"Virtual XI", jedenasty album Iron Maiden. Jest kolejnym niedocenionym dziełem tej wspaniałej kapeli. Dlaczego tak jest?? Z prostego powodu: nie zaśpiewał na niej Bruce Dickinson. Podobnie jak na poprzedniku ("The X Factor") wokalistą Dziewicy jest Blaze Bayley. Moim skromnym zdaniem to jedna z lepszych płyt grupy. Dlaczego?? Wspaniale melodyjne riffy, przecudne solówki Dave'a i Janick'a, niesamowite teksty Harrisa. Ten album ma wszystko, czym cechuje się dobry album heavy metalowy. "Virtual XI" jest odmianą od tego, co grupa zaprezentowała nam na "The X Factor". Po pierwsze płyta nie ma takiego mrocznego klimatu, osobiście przypomina mi dokonania z "Somewhere In Time" czy "Seventh Son..." Oczywiście to całkiem odmienne płyty. Ale pod względem przebojowości jednakowe. Także Blaze wydaje się lepszy na tym albumie. Widać że zgrał się z reszta muzyków i czuje się pewniej w zespole. Wokalista napisał także kilka wspaniałych kawałków.
Pierwszy "Futureal" jest jednym z lepszych openerów koncertowych, jakie słyszałem. Szybki dynamiczny riff i wokal Blaze'a dają czadu. Także solówki Dave'a i Janick'a są czymś wspaniałym. Słyszałem jakiś czas później tą piosenkę w wykonaniu Bruce'a, zaśpiewał ja równie wspaniale jak Blaze (może nawet lepiej).
Kolejny "The Angel And The Gambler" jest najdłuższym utworem na płycie. Trwa prawie 10 minut. Dosyć ciekawy z tradycyjnym u Iron Maiden zwolnieniem tempa. Znowu doskonałe solówki (BRAWO). Utwór napisany przez Harrisa, no ba, to wiadomo czemu taki przebojowy. "The Angel And The Gambler" był tez pierwszym singlem z tego albumu i uwaga... wideoklipem. Co prawda krótszy od wersji z albumu, ale nie stracił nic ze swojej przebojowości.
Trzeci "Lightning Strikes Twice" jest moim ulubionym kawałkiem z tego albumu. Rozpoczyna się dość spokojnie i zarazem melodyjnie. Potem wchodzi wręcz melancholijny wokal Blaza. Coś wspaniałego. Niewiele trzeba a następuje zmiana tempa. Zaczyna się ostra jazda. Ta piosenka ma tyle energii jak niewiele innych utworów. Mnie wręcz powala refren, aż chce się go śpiewać z Blazem. A solówki? Cudo. Dla takich utworów warto żyć.
"Clansman", który fan Dziewicy nie zna tego utworu?? Nie ma takich. "Rock In Rio DVD", to było coś. Doskonałe zaśpiewany przez Bruce'a. Ale zajmijmy się wykonaniem z albumu. Rozpoczyna się przyjemnym riffem na basie z miła solóweczką. Blaze pokazał co potrafi. Co powoduje ze ta piosenka jest takim hitem?? Historia, która opowiada o Szkotach (motyw z "Braveheart"). Te wspaniałe "Freedom", aż chce się śpiewać. Na koncertach ten utwór wypada bezbłędnie. Liczne melodyjne riffy, dudniący bass i te zmiany tempa. Dave i Janick znowu pokazali, co potrafią (kolejne świetne sola). Całość to pretendent do najlepszego utworu zespołu. Po dziewięciu minutach "człowieka z klanu" dalej czuje się tę energię.
"When Two Worlds Collide" jest kolejnym utworem który zaczyna się pozornie spokojnie, by potem wejść na pełne obroty. Brawa ponownie dla Blaze'a. Podczas refrenu mamy niesamowity klimat. Po nim bardzo melodyjne solówki. Nie wyobrażam sobie tego albumu bez tej kompozycji. Jest utrzymana w dość ciekawej "pół mrocznej" stylistyce. Janick pokazuje talent grając podczas pierwszej solówki. To wręcz koncertowy killer. To "łoooooo" w wykonaniu Blaze'a zapada w pamięć, tak samo jak jego interpretacja utworu.
"The Educated Fool" jest dość ciekawą kompozycją Harrisa. Znowu mamy tu zmiany tempa (tradycja). Doskonały refren i zwrotki. Utwór opowiada o mądrych głupcach. Kawałek utrzymany w stylistyce całego albumu. Bardzo melodyjny i przyjemny w słuchaniu. Do riffów też nie można się przyczepić. Są całkowicie doskonałe. Wiadomo, Dave jest przecież najwspanialszym gitarzysta na świecie.
Nie patrz w oczy obcego, czyli czas na siódma piosenkę na albumie - "Don't Look To The Eyes Of A Stranger". Kolejny ośmiominutowy utwór ze zmianami tempa. Bardzo dobry numer, ale jak dla mnie trochę słabiej wypada na tle całego albumu, co nie znaczy ze jest zły. Wręcz przeciwnie. Szczególnie podobać się może fragment zaczynający się w 3 minucie i 18 sekundzie, gdy zaczyna się niesamowite zwolnienie. To wg mnie najlepsza część całego numeru. Zwiększająca się głośność instrumentów, wokalu Blaze'a i przyspieszenie tempa to jest coś. Brawa dla pana Harrisa za pomysł i dla zespołu za wykonanie.
"Como Estais Amigos" - tymi słowami zaczyna się ostatni utwór na płycie autorstwa Blaze'a i Janick'a. Na tle innych kawałków wypada bardzo dobrze. Zaczyna się spokojnie i melodyjnie. W drugiej zwrotce słychać jakby klawisze w tle i wydaje się ze będzie tak cały czas. Wtedy jednak następuje zmiana. Więcej czadu w stylu Iron Maiden. Ach te riffy, brawa dla autorów. Co tu dużo pisać, doskonałe zakończenie płyty.
Po ostatnich taktach "Como Estais Amigos" aż czuje się niedosyt. Chciałoby się jeszcze! A tu okazuje się ze właśnie wypadła nam godzina z życia. Jest to jeden z moich ulubionych albumów Dziewicy. Za "Virtual XI" cenie Blaze'a i żal mi było gdy dowiedziałem się ze odchodzi. Ale wiadomość o powrocie Dickinsona spowodowała u mnie jeszcze większy entuzjazm. Nie zmienia to jednak faktu iż "Virtual XI" jest jednym z najlepszych albumów Iron Maiden. W mojej hierarchii stoi na 2 miejscu ulubionych albumów. Moja ocena nie będzie inna jak 9 / 10. To swoiste odrodzenie i powrót do stylu z "Somewhere In Time" i "Seventh Son...". MAIDEN, MAIDEN, MAIDEN!!!
Rozi / [ 21.07.2004 ]
|