Był rok 1985. Ukazało się wiele dobrych, heavymetalowych płyt. Ukazała się także pierwsza koncertowa płyta Iron Maiden. Nie wiem co wtedy się działo, nie wiem jak wyglądała popularność Maiden, ponieważ w tym samym roku przyszedłem na świat. Z opowieści starych fanów metalu, i z historii tej muzyki wiem, że Iron Maiden był wtedy jednym z najbardziej popularnych grup na świecie, może wyprzedzał ich tylko Scorpions. Płytę tą poznałem kilka lat po wydaniu, ale we właściwej kolejności. I cóż mogę powiedzieć? Iron Maiden był zawsze dla mnie zespołem numer jeden, znam ich twórczość na wylot. Przez moje uszy przewaliło się już ładnych parę płyt i z czystym sumieniem mogę stwierdzić że "Live After Death" to najlepszy koncertowy album heaymetalowy na świecie. Jakieś sprzeciwy? Nie widzę.
Płyta została wydana jak już wspominałem w 1985 roku, i jest zapisem dwu koncertów: z Long Beach Arena w Los Angeles i Hammersmith Odeon w Londynie, z trasy promującej album "Powerslave" która także zahaczyła o Polskę. Piękne to musiały być czasy, kiedy takie gwiazdy, przyjeżdżały na całą trasę do takich krajów jak Polska.
Na koncert złożyły się same klasyki. Album otwiera oczywiście wrzask publiczności i na początek mamy "Aces High", rozpoczęte przemówieniem Churchilla (pamiętacie teledysk?). Dalej wspaniały, motoryczny "Two Minutes To Midnight", "The Trooper" i mój faworyt z tej płyty: "Revelations", wspaniale rozwleczony, zagrany z potężnym powerem. Płyta pędzi sobie dalej, mamy następne cudowne piosenki. Warto na dłużej się zatrzymać przy "Hallowed Be Thy Name", jeden z najpiękniejszych numerów Dziewicy, w którym pod koniec Dickinson i reszta musieli wyczyniać cuda, skoro publiczność tak szalała. Nie ma się zresztą co rozwodzić nad umiejętnościami Bruce'a i reszty, bo wiadomo że te są wielkie. Wiadomo też że Dziewica gra wspaniałe koncerty, panowie szaleją, bawią się doskonale i nie ma mowy o jakichkolwiek pomyłkach. Posłuchajcie sobie "Running Free", znakomita wersja i ten dialog Bruce'a z publicznością. Ten facet ma ogromną charyzmę, jest tak znakomity frontmanem jakiego świat jeszcze nie znał. Pod tym względem na równi z Brucem stał tylko Freddie Mercury z zespołu Queen. Kolejny numer "Wratchild" to już początek drugiego koncertu. Tu też wszystko jest na najwyższym poziomie, słychach że Iron Maiden w swej ojczyźnie są po prostu bogami. I tak pędzi sobie ta płytka, aż do finałowego "Phantom Of The Opera".
Jeżeli jest jeszcze ktoś (a jest?) kto nie zna tego albumu, to serdecznie polecam i gorąco zachęcam do wysłuchania tych dźwięków. Jak napisałem na początku - najlepsza heavymetalowa koncertówka świata.
Ralf / [ 23.02.2005 ]
|