CD 1:

1. Senjutsu
2. Stratego
3. The Writing on the Wall
4. Lost in a Lost World
5. Days of Future Past
6. The Time Machine

CD 2:

1. Darkest Hour
2. Death of the Celts
3. The Parchment
4. Hell on Earth



Sześć długich lat czekaliśmy na nową płytę od zespołu Iron Maiden. Co prawda ptaszki ćwierkały, iż materiał był gotowy do sklepowej premiery już rok wcześniej, ale finalnie odczekać musieliśmy kolejne 12 miesięcy. Cóż zatem przynosi nam "Senjutsu"? Czy muzycy zaskoczyli swoich fanów, czy też można zapomnieć o jakichkolwiek niespodziankach? Sprawa jest bardzo prosta, bo nowy album Żelaznej Dziewicy to kontynuacja kursu obranego na ostatnich wydawnictwach.

"Senjutsu" totalnie niczym nie zaskakuje. To po prostu sporych rozmiarów mieszanka pomysłów, patentów, zagrywek i rozwiązań aranżacyjnych, które znamy od lat. Do tego wszechobecne autocytaty, intra/outra, czy kolejne powtórzenia. To już pamiętamy dobrze z dwóch poprzednich krążków. Ach... i nie zapomnijmy o niezbyt klarownym brzmieniu. Tutaj pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że nowy materiał brzmi dosyć przeciętnie. Jest to wszystko niesamowicie ściśnięte, dosyć ciemne i totalnie bez przestrzeni. Szkoda, że nie przyłożono się do tego aspektu przy produkcji. Słucham podczas pisania tej recenzji albumu "Brave New World" i jaka to jest kolosalna różnica! Aż nadziwić się nie mogę, że tak odpuszczono ten temat. Heh... pomarudziłem na początku i już pewno część bezkrytycznych fanów zaczyna pluć w moją stronę, ale nic na to nie poradzę. Uwielbiam Iron Maiden, słucham ich ponad 30 lat, a "Senjutsu" to dziewiąta studyjna płyta, na której premierę czekałem. Dobrze, więc trochę teraz z innej beczki...

Kompozycyjnie "Senjutsu" w wielu momentach bez problemu się broni i jeśli chodzi o porównanie do "The Book of Souls", to mam więcej przyjemności ze słuchania. Poprzedni album niestety od początku mi niezbyt podszedł i dzisiaj mocno się kurzy na półce. Na tym najnowszym więcej jest ciekawszych momentów i fragmentów, które zapadają w pamięć. Z tych dobrych rzeczy wymienię "Stratego" (choć po premierze klipu mi nie siedział), "Days of Future Past", "Darkest Hour" (jak ballady przeważnie mi nie siedzą, tak ta tutaj przypasowała mi mocno), oraz dwa kolosy: "The Parchment" (taki lekko "nomadowy") i "Hell on Earth". Oczywiście i w tych numerach są momenty, które nie są "tip-top" - weźmy to zwolnienie w "Days...", czy sporo powtórzeń w "HoE", ale to już dzielenie włosa na czworo. Z plusów też trzeba wymienić porządną robotę Dickinsona, który ograniczył swoje "pianie", a momentami potrafi zaskoczyć świetnie poprowadzoną linią wokalną.

Po drugiej stronie rzeki na pewno są "Lost in a Lost World" i "The Time Machine" - oba od początku mi się nie podobały i z kolejnymi przesłuchaniami nic się nie zmienia. Ten pierwszy to jakiś pomysł na zagrywkę, który został rozciągnięty ponad normę i wyszedł prawie dziesięciominutowy numer z ogrywaniem tego samego patentu. A do tego pełno tu autocytatów z "Lord of Light", "Paschendale", czy "When the Wild Blows". Zwróćcie na to uwagę przy kolejnym odsłuchu. Ten drugi to najwyraźniej zlepek dwóch pomysłów - spokojniejszych trzech minut, a później powtarzana galopka, którą już dobrze znamy. Osobne zdanie zostawiłem dla "Death of the Celts". Ja rozumiem, że "The Clansman" to świetny utwór, ale serio: wystarczy raz go nagrać i nie powtarzać w takiej "bida wersji" (aka "The Clansman z AlliExpress"- copyright by Bartłomiej). Nie przekonuje też mnie utwór tytułowy, który jest jakiś taki klocowaty i mozolnie ciągnie się od początku do końca.

Zasmucił mnie również fakt, że gitarzyści ponownie nie przyłożyli się w kwestii swoich solówek. W większości są po prostu nijakie i właśnie tylko są. Złapałem się na tym, że jakby je poprzestawiać pomiędzy numerami (podobnie intra/outra), to w większości przypadków niewiele by to zmieniło. Dave Murray zachwalał w wywiadzie po premierze płyty, że teraz fajnie mu się nagrywa te sola. Improwizuje sobie w studio, Kevin Shirley to wszystko nagrywa, a następnie lepi te patenty w solo i Dave uczy się już tej gotowej solówki i ogarnięte. Troszkę smutne to jest. Ja rozumiem, że panowie to już mega Tłuste Koty i nic już nie muszą, ale trochę więcej wysiłku mogliby włożyć w komponowanie nowego materiału (tu zaś Adrian narzekał, że za mało siedzieli nad tymi kawałkami). Wracając do solówek to super mi podeszło solo Smitha w "Darkest Hour" - pięknie klimatyczne i opowiadające historię. Palce lizać. Elegancko też jest w "The Parchment" - zresztą mam mega słabość to takich orientalnych klimatów i cały numer mega mi siadł.

Troszkę się rozpisałem, więc pomału trzeba zjeżdżać do bazy. Jak finalnie odebrałem "Senjutsu"? Ano z mieszanymi odczuciami. Jak wspomniałem wcześniej nie siedzi mi to brzmienie, razi niedopracowanie kompozycji, czy spora ilość autocytatów. Właśnie przyszło mi na myśl, że z tą płytą momentami jest jak z... czkawką. Człowiek słucha i wie, że za chwilę pojawi się coś oczywistego. Tak oczywistego, jak akustyczny wstęp do utworu w którym maczał paluchy Janick Gers. Serio: zastanawiałem się, czy na nowej płycie tradycja się utrzyma. I mamy to! Po "The Legacy", "The Talisman" i "The Book of Souls" wjeżdża "The Time Machine". Z drugiej strony jest sporo dobrych i bardzo przyjemnych momentów. Są udane kompozycje, świetnych fragmentów ("Hell on Earth"!!) też nie brakuje. Momentami to wszystko jest zbyt rozwleczone - weźmy wspomnianych przed chwilą "HoE". Czy tam potrzebne jest ponad dwuminutowe intro i półtorej minuty outro? No właśnie. To co się dzieje "pomiędzy" to kawał świetnego Iron Maiden. Można? Można! Naprawdę jakby dopracować te numery, przypilnować tych cytatów i nadmiaru powtórzeń, wywalić średniaki, to całkiem dobry materiał by wyszedł. Oczywiście poprawić całość brzmienia i byłoby idealnie.

Po "Senjutsu" nie oczekiwałem powrotu do lat 80-tych i nagrania np. "Powerslave II". Mam swój rozum i godność człowieka i od lat widzę w którą stronę dryfuje Iron Maiden. Spodziewałem się kontynuacji grania z dwóch ostatnich płyt z jej wadami i niedociągnięciami. I dokładnie taki materiał dostałem. Nie ma mowy o jakimś rozczarowaniu, a nawet lekkie zaskoczenie "in plus" jest - fakt, że spodziewałem się gorszego materiału. Słucham Iron Maiden od kiedy pamiętam, wciąż to jest mój ulubiony zespół, ale nie należę do "sekty", która bezkrytycznie przyjmuje każde wydawnictwo. Nie tworzę też logicznych fikołków, żeby przekonywać siebie jaką wspaniałą płytę nagrał ten najwspanialszy zespół. Bez przesady. "Senjutsu" nie zawiodło mnie zbytnio, ani nie powaliło na kolana. Średniak i tyle.

Stratego:



Piotr "gumbyy" Legieć / [ 14.01.2022 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =






© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!