CD1: "Wolfheart Show": 01. Wolfshade (A Werewolf Masquerade) 02. Love Crimes 03. Of Dream and Drama 04. Lua d'Inferno 05. Trebaruna 06. Ataegina 07. Vampiria 08. An Erotic Alchemy 09. Alma Mater
CD 2: "Irreligious Show" 01. Perverse... Almost Religious 02. Opium 03. Awake! 04. For a Taste of Eternity 05. Ruin & Misery 06. A Poisoned Gift 07. Raven Claws 08. Mephisto 09. Herr Spiegelmann 10. Full Moon Madness
CD 3: "Extinct Show" 01. All Gone from the Wild - La Baphomette (Intro) 02. Breathe (Until We Are No More) 03. Extinct 04. Medusalem 05. Domina 06. Last of Us 07. Malignia 08. Funeral Bloom 09. A Dying Breed 10. The Future is Dark
"Lisboa Under the Spell" to drugie koncertowe wydawnictwo Portugalczyków z Moonspell. Poprzednie, a więc nagrane w Katowicach "Lusitanian Metal", powstawało w prawdziwych bólach, przez co produkt końcowy pozostawiał trochę do życzenia. Najnowsza koncertówka rodziła się już bez żadnych komplikacji i w stabilnym od lat składzie - o jakość nie mogłem więc martwić. Omawiana pozycja ukazała się w kilku formatach: standardowe wydanie "Lisboa Under the Spell" to zestaw Blu-Ray+DVD+3xCD, natomiast sam koncert dostępny jest również cyfrowo oraz na winylu. Czy jednak warto atakować audio bez wideo?
Całe show podzielone zostało na trzy części, w których muzycy odgrywają (prawie) w całości trzy albumy: jubileuszowo, bez żadnych cięć zaprezentowano materiał z "Wolfheart" oraz "Irreligious", a dodatkowo przedstawiono również (na tamten moment) najnowsze wydawnictwo, a więc "Extinct". Od czasu wydania debiutanckiego albumu w ekipie Moonspell wiele się zmieniło, tak więc najstarszy materiał brzmi zupełnie inaczej niż na krążku. Przede wszystkim zmienił się głos Ribeiro, którego krzyki są niższe i mocniejsze. Fenomenalnie wypada on szczególnie w tych flirtujących z black metalem kawałkach jak np. "Wolfshade" czy "Alma Mater". Na płycie były dwie gitary, na żywo mamy teraz jedną, ale za to jaką - Amorim zachwyca w takiej "Ataeginie" czy w (najlepszej w tej części i pięknie prowadzonej przez klawisze Pedro) "An Erotic Alchemy". Reszta grupy również bezbłędnie (rock'nrollowa solówa w "Of Dream and Drama"!), no ale przy tak bawiącej się, klaskającej ("Trebaruna"!) i śpiewającej publice nie można było inaczej! "Wolfheart Show" miażdży, a przecież to dopiero początek wieczoru!
W "Irreligious Show" akcent został położony bardziej na klawisze: to Pedro Paixao ma tutaj najwięcej do powiedzenia w kwestii muzycznej. "Awake" z partiami przypominającymi orkiestrę, zawodzące odgłosy w "Ruin & Misery" czy rzadko wykonywanym "A Poisoned Gift" i w końcu: fantastyczna końcówka "Herr Spiegelman". Drugi album był zdecydowanie bardziej klimatyczny i podobnie jest w jego wersji na żywo, choć oczywiście nie brakuje tutaj również i mocniejszych fragmentów. Jak zawsze miażdży "Opium" (a ta skandująca publika - mniam!), w refrenie gniecie "Mephisto" (a jakiż piękny, oniryczny początek) a zwłoki rozszarpują wyjący niczym wilki fani w "Full Moon Madness". Te trzy kawałki to klasyki nad klasykami i żelazny punkt każdego koncertu Portugalczyków - na ich ojczystej ziemi lipy nie było i muzycy dali z siebie wszystko. Moim ulubieńcem z drugiej części "Lisboa Under the Spell" jest niesamowicie żywiołowy, prowadzony przez gitarę Amorima i bas Pereiry "Raven Claws". Prawdziwa rock'n'rollowa perełka, w której kapitalnie wypadła występująca gościnnie na wokalu Mariangela Demurtas (Tristania).
Na kultowych krążkach się jednak nie skończyło: grupa przygotowała na deser również i swoje (wówczas) najnowsze wydawnictwo, choć bez utworu "La Baphomette" - ten zredukowano tutaj do roli swoistego intro. Jako że "Extinct" był wówczas świeżą propozycją, to poszczególne utwory w wersjach "na żywo" pod względem instrumentalnym nie różnią się za bardzo od swoich albumowych odpowiedników. Wyjątkiem jest tutaj w zasadzie tylko "Medusalem", w którym orientalne partie wykręcane są przez gitarę Amorima. Wokalnie gdzieniegdzie coś tam się zmienia (np. w "Funeral Bloom", gdyż na krążku linie wokalu na siebie nachodzą) - ale też bez zbytniego kombinowania. Co nie oznacza oczywiście, że całości źle się słucha - materiał na "Extinct" jest solidny, również w wersji "live". A w szczególności "Domina" i "The Future is Dark", okraszone przepięknymi, niezwykle emocjonującymi solówkami. Gorzej z największym przebojem z płyty, a więc "Last of Us" - ten wyszedł (co zaskakujące) zupełnie bez życia... Czyżby już zmęczenie dopadało grającą od ponad dwóch godzin grupę?
"Lisboa Under the Spell" to wydawnictwo zawierająca prawie 170 minut muzyki. Otrzymujemy trzy albumy zaprezentowane na żywo, w tym dwa, które bez mrugnięcia okiem można nazwać kultowymi. Usłyszmy sprawdzone hity, utwory rzadziej wykonywane, jak również i prawdziwe perełki - a wszystko dostarczy będący w świetnej formie zespół. Do tego idealne brzmienie oraz przepiękna okładka autorstwa Nestora Avalosa. Dla fanów Portugalczyków to po prostu pozycja obowiązkowa, choć osobiście zachęcam do sięgnięcia po zestaw 3xCD+wideo. Audio jest bowiem świetne, ale sam koncert na DVD/Blu-ray - wręcz zjawiskowy.