Gdy dawno, dawno temu, jeszcze w czasach bez Internetu w Polsce, usłyszałem po raz pierwszy portugalską grupę Moonspell jako młody gówniarz obiecałem sobie, że kiedyś skompletuję sobie całą ich dyskografię. Lata później postanowiłem wprowadzić plan w życie, a jako że miewam skłonności do przesady, to szybko wszystko wymknęło się spod kontroli: nie skończyło się bowiem tylko na albumach w wersjach limitowanych - szybko do kolekcji lawinowo dołączyły EP-ki, single, promo-CD/DVD czy nawet wersje albumów nie przeznaczone do sprzedaży. Jako że większość z tych wydawnictw jest ekstremalnie rzadka, a grupa od lat cieszy się dużą popularnością w kraju nad Wisłą, postanowiłem przedstawić niektóre CD, zaczynając od pierwszego singla w historii grupy.
Niedługo po wydaniu znakomitego i niezwykle klimatycznego "Irreligious" w celu promocji albumu wydany został maxi-singiel "Opium". Cudo to doczekało się nakładu 5000 kopii - dziś jest więc pozycją niezwykle rzadką i osiągającą absurdalne ceny, wszak mało który fan grupy wypuści po dobroci takiego rodzynka. Dzięki determinacji i odrobiny szczęścia udało mi się go jednak nabyć i muszę przyznać, że wydawnictwo prezentuje się naprawdę ładnie: śliczna okładka (na żywo wyglądająca lepiej niż na zdjęciach) z równie miłym dla oka nadrukiem na płytce, a całość w typowym plastikowym, cienkim pudełku. Po otwarciu, oprócz podstawowych informacji takich jak tracklista czy skład grupy, znalazło się nawet miejsce na teksty wszystkich zawartych na płytce utworów - mała rzecz a cieszy. Singiel wydany został porządnie i profesjonalnie, no ale najważniejsza zawsze jest muzyka - nie będzie żadnym zaskoczeniem jeśli powiem, że ta jest wyborna: "Irreligious" jest dziś bowiem prawdziwym klasykiem, który powinien znać każdy fan ekstremalnych brzmień.
Utwór tytułowy to jeden z największych hitów kapeli: wpadający w ucho, ze znakomitą grą Amorima na gitarze i podwójną stopą Gaspara, jest żelaznym punktem każdego koncertu. I choć wiele lat temu niektórzy drwili z wyraźnie "kwadratowego" akcentu wokalisty w czystych partiach, to moim zdaniem lepiej zaśpiewany wiele by stracił ze swego uroku. Kawałek pojawia się tu w dwóch wersjach: "Album Version" to w zasadzie to samo co na longplay'u (tyle że na albumie "Opium" wychodziło z "Perverse... Almost Religious", a kończyło zaczynając jednocześnie "Awake"), natomiast "Radio Edit" pozbawiony został wszelkich krzyków i ryków - mocniejsze partie śpiewane są tak jak zwrotki, a więc głębokim, barytonowym głosem Fernanda. Oczywiście dużo lepszą wersją jest ta, która znalazła się na albumie, no ale "radiówka" powinna zaciekawić fanów, gdyż nigdzie indziej jej nie znajdziemy. Tracklistę uzupełniają dwa kawałki, które pojawiły się na "Irreligious" w niezmienionej formie: "Raven Claws" oraz "Ruin & Misery". Ten pierwszy to szybki, niemal rockowy numer, który od razu wpada w ucho. Dzieje się w nim zaskakująco dużo jak na czas trwania (nieco ponad trzy minuty) - zaczyna się charakterystycznym wstępem Aresa na basie, kończy świetną solówką Amorima, Pedro za pomocą klawiszy tworzy mistyczny klimat, a oprócz zróżnicowanych wokali Fernando (czysty śpiew, krzyki i szepty) mamy też śpiew kobiecy. Odgłosem dzwonów zaczyna się najdłuższa kompozycja na singlu - "Ruin & Misery". Kawałek dobry i zróżnicowany, wywołujący za pomocą zawodzących chórków oraz licznych zmian tempa uczucie niepokoju - nie można się od oderwać od słuchania i aż chciałoby się więcej. Niestety większa porcja takich dźwięków czeka już tylko na longplayu.
"Opium" to świetne wydawnictwo, które w dniu premiery musiało nieźle zaostrzyć apetyty na nowe dzieło Portugalczyków. Zapowiadało przejście z grania zabarwionego black metalem i iberyjskim folkiem w gotyckie dźwięki, nastawione bardziej na budowanie klimatu niż ogólną "ciężkość" muzyki. Do dziś nie wiem, który z dwóch pierwszych albumów jest lepszy, ale wiem na pewno, że gdybym z całej kolekcji miał zostawić sobie tylko jeden singiel czy EP-kę, to postawiłbym właśnie na "Opium". Oczywiście nie jest to płytka dla zwykłych zjadaczy chleba (nie tylko z uwagi na dostępność, ale też samą tracklistę) - to coś, czym powinni zainteresować się tylko i wyłącznie najwierniejsi fani grupy.