01. The Greater Good
02. Common Prayers
03. All or Nothing
04. Hermitage
05. Entitlement
06. Solitarian
07. The Hermit Saints
08. Apophthegmata
09. Without Rule
10. City Quitter (Outro)
11. Darkness in Paradyskie (Candlemass cover)



Muszę Wam się do czegoś przyznać: pomimo posiadania na półce niemal wszystkiego co do tej pory wydali Portugalczycy z Moonspell, to jednak nie czekałem na ich nowy krążek. Nie podobała mi się okładka trzynastego wydawnictwa, a przecież zespół zawsze przywiązywał dużą wagę do strony wizualnej swoich dzieł. Kręciłem nosem na tajemnicze odejście Gaspara, w końcu też nie zachwyciły mnie single promujące najnowsze dziecko Iberyjskich Wilków. Czy była to zapowiedź kryzysu w naszym wieloletnim, szczęśliwym małżeństwie? A może ostatecznie "Hermitage" się wybronił?

Płyta wydana została w rozmaitych formatach, a ja skusiłem na kosztujący niemal 90 złotych limitowany mediabook - widocznie po to, żebyście Wy nie musieli go kupować. Bo choć gruby digipak robi dobre wrażenie, to jednak nie widzę za bardzo sensu przepłacać za niego dwukrotność zwykłej wersji. W końcu książeczka z tekstami i zdjęciami grupy raczej i w "jewel casie" się znajdzie, podobnie zresztą jak wysokiej jakości artwork od Arthura Berzinsha - nawiasem mówiąc, do tej pory nie mam pojęcia jakim cudem ta kapitalna praca przegrała z tą potwornością na froncie. Powiecie zaraz: ale Tomek, przecież musi tutaj być coś więcej! No jest: przypominająca opłatek naklejka i jeden bonusowy numer, o którym będzie na samym końcu. Za mało by usprawiedliwić cenę - taki "Alpha Noir" za podobną ilość "złociszy" oferował w końcu znacznie, znacznie więcej!

Dobra lub zła szata graficzna nie musi jednak zwiastować podobnej jakości materiału, prawda? W końcu okładki "Irreligious" też byśmy na ścianie nie powiesili, a muzycznie była to prawdziwa bomba. O "Hermitage" tak odważnie jednak bym się nie wypowiadał - to bowiem wydawnictwo, z którym mam nie lada problem... Zacznijmy od tej najlepszej strony krążka, a więc jego warstwy tekstowej. Materiał powstawał w ciężkich, depresyjnych czasach, w których musieliśmy przewartościować swoje życie. I Ribeiro okazał się świetnym obserwatorem tej nowej rzeczywistości: zwrócił on uwagę na wiele problemów tego współczesnego, jeszcze pandemicznego (a niedługo post-pandemicznego) świata, zmuszając słuchacza do zatrzymania się i zastanowienia nad tym dokąd w ogóle zmierzamy. Do "narodzenia się na nowo i przetestowania naszej wiary". To jedne z najciekawszych tekstów Fernando i z uwagi na pożegnalny ton w takim np. "All or Nothing" - mam nadzieję, że nie ostatnie.

Niestety głębokim przemyśleniom lidera brakuje wyjątkowej warstwy muzycznej. Od razu zaznaczyć trzeba, że to nie jest zły materiał - brakuje mu jednak tego "boskiego" pierwiastka, którym charakteryzowała się większość poprzednich prac Portugalczyków. Słuchane osobno kompozycje są (mniej lub bardziej) w porządku i potrafią niekiedy przykuć uwagę ciekawymi fragmentami czy zagrywkami. Amorim ładnie maluje gitarą w "All or Nothing", Hugo Ribeiro nieźle tłucze w "The Greater Good", Pedro wprowadza space-rockowy klimat w "Without Rule" (serio, końcówka to istny David Bowie), "Apophthegmata" zaskakuje riffem przypominającym Nightwish... Niby coś się dzieje, ale jednak trochę za mało. Gdy połączymy bowiem te wszystkie kompozycje w jedną całość, to okazuje się, że "Hermitage" w dłuższej perspektywie nudzi. Brakuje tutaj hitów i jeszcze większych zaskoczeń - doskonale wiemy czego możemy się dalej spodziewać. Nie pomaga też sam lider, który śpiewa tutaj głównie swoim czystym, spokojnym głosem, z rzadka wykorzystując (fantastyczny przecież!) ryk. Oczywiście w historii grupy zdarzały się i takie krążki (dobry "Extinct", wybitny "Omega White"), ale tutaj wokale są jednak bardziej monotonne i odważę się stwierdzić: wymęczone.

Niemal każdy (tak, na ciebie patrzę: "1755"!) krążek Portugalczyków miał w swojej trackliście jakąś petardę. "At Tragic Heights" z "Night Eternal", "Finisterra" z "Memorial", "In and Above Men" z "The Antidote" - bez dłuższego zastanowienia jestem w stanie wskazać swój ulubiony utwór z każdej płyty Moonspell. Na "Hermitage" żadna z kompozycji nie wznosi się ponad inne - wszystko trzyma tutaj równy poziom, co w konsekwencji prowadzi jednak do znudzenia. A teraz odpalcie mediabooka i zapoznajcie się z coverem Candlemass: tłuste riffsko, krzyczący Ribeiro, moc i ciężar... Szkoda, że reszta materiału nie jest właśnie taka!

Common Prayers:



Tomasz Michalski / [ 30.06.2021 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




Hanged Man [ Goto@wp.pl ] 18-01-2024 | 20:30

Wreszcie ktoś napisał recenzję jak jest naprawdę z tą płytą. Też mam wrażenie, że wokale wymęczone. Momentami to czuje się taki zgrzyt jakby wokal nie dorównywał poziomem ekspresji i warsztatu muzyce. Ribeiro niestety nie jest mocny w sekcjach precyzyjnego modelowania głosem. Dobrze mu wychodzi sposób śpiewania jak w Hanged Man, Dissapear here, czy wspomnianym przez recezenta Extinct.
Redukcja growla do minimum i zastąpienie tego zwykłym darcie to też błąd tragiczny. To pasuje, ale do inwokacji jak w utworach z Under Satanae, nie do totalnie innych w klimacie kawałków. Znów wokal rozbiega się z nastrojem muzyki.
Moim zdaniem panowie dali muzycznie rade. Może nie jest to rewolucyjne, ale utwory są ciekawe jeśli chodzi o smaczki. Niestety nie wpadają w ucho tak, żeby nucić je przez kilka dni pod nosem.
Największym zawodem jak dla mnie na płycie jest wokal Ribeiro. I to nawet nie o formę chodzi, a złe zastosowanie technik względem utworów.






Moonspell
Hermitage

Napalm Records - 2021 r.




6/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!