Wydany w 1998 roku "Sin/Pecado" musiał zaskoczyć fanów portugalskiej grupy: miast death/black metalowych kompozycji, podlanych iberyjskim folkiem dostali oni bowiem gotycko-rockowy album okraszony sporą dawką elektroniki. Część z nich z otwartymi ramionami przyjęło nowe dźwięki, inni kręcili nosami, czekając na kolejny LP, licząc przy tym na bardziej metalowe nuty. Jak się miało później okazać, kontrowersyjny album nie był jednorazowym wybrykiem: okres poszukiwań nowych inspiracji jeszcze się nie zakończył, ponieważ następne wydawnictwo - "The Butterfly Effect" - eksplorowało kolejne, niezbadane dotąd muzyczne krainy. W teorii przedstawić miał je wydany przez Century Media singiel promocyjny, wysyłany do czasopism branżowych i rozgłośni radiowych, jednak ostatecznie wybór utworów nie udzielał żadnych odpowiedzi co do zawartości pełnego krążka. Śmiem twierdzić wręcz, że prowokował jeszcze więcej pytań.
Omawiane promo-CD należy do jednych z najrzadszych wydawnictw sygnowanych nazwą Moonspell i na rozmaitych stronach poświęconych muzyce metalowej znaleźć go można pod różnymi nazwami: "Soulsick", "The Butterfly Effect Single", "Butterfly FX" - wszystko to jedna i ta sama płytka. Płytka, co trzeba powiedzieć, pomimo tego iż nie była przeznaczona do szerokiego grona odbiorców, wyglądająca po prostu przepięknie. Front zdobi wysokiej jakości zdjęcie owada na białym tle (jest to powiększony fragment małego obrazka, który znaleźć możemy w środku LP), łącząc tym samym singiel z albumem-matką, gdzie podobnych fotek znajdziemy więcej. Z tyłu m.in. obszerna notka biograficzna, dotychczasowa dyskografia Portugalczyków, aktualny (wówczas) skład, miniaturka nadchodzącego albumu - wszystko co trzeba było na ten moment o Moonspell wiedzieć. Płytka wysuwa się z boku (papierowa koperta trzyma ją bardzo mocno), jest niemal w całości biała i upiększa ją kolejne zdjęciem owada. Wszystko to sprawia, że całe wydawnictwo, pod względem stylistycznym, wygląda na robotę od początku do końca przemyślaną - jest to z całą pewnością najładniejsze kartonowe opakowanie jakie widziałem.
Muzyka jaką skrywa ten śliczny singiel jest, cóż... równie intrygująca jak fotografie go zdobiące. Wydawca umieścił bowiem na płytce trzy całkowicie różne od siebie numery, przez co nie da się wyczuć kierunku w którym wówczas kapela podążała. Otwierający "Soulsick" to prawdziwie industrialny łomot: podwójna stopa Gaspara, przesterowane, niemal mechaniczne gitary i ogromna dawka elektroniki sprawia, że można odnieść wrażenie obcowania z jakąś zwierzęcą formą Nine Inch Nails. O tym, że to jednak Portugalczycy zdradzają świetne wokale od Fernando, który nie tylko używa swojego potężnego krzyku, ale również głębokiego, klimatycznego barytonu - zwłaszcza spokojniejsza końcówka robi na mnie zawsze piorunujące wrażenie. W kolejnym utworze, "Butterfly FX" od razu pojawiają się plemienne rytmy, przypominając nieco o folkowych inspiracjach na pierwszych krążkach, ciekawie wplecione w rwaną pracę gitar. Potężny refren z niepokojąca partią klawiszy dopełnia tą jakże dziwną i zaskakującą kompozycję. Cóż można usłyszeć po czymś takim? Oczywiście... balladę. "Can't Bee" to na pierwszy rzut oka najspokojniejsza rzecz jaka wyszła spod rąk chłopaków: delikatna, nieco jazzująca perkusja, nastrojowy wokal, dyskretna praca Amorima i Paixao wprawia w iście idylliczny nastrój. Do czasu, gdy wszystko nagle eksploduje w mocnym instrumentalnym refrenie, który po drugiej zwrotce pojawia się tak niespodziewanie, że nawet po kilkukrotnym przesłuchaniu krążka podskakiwałem na krześle totalnie zaskoczony. Świetna rzecz, ale jakże niepasująca pod względem brzmienia do poprzednich numerów.
Singiel promocyjny albumu "The Butterfly Effect" to dla kolekcjonera prawdziwa perełka, choć jako wydawnictwo przygotowujące grunt pod pełny album, wprowadzało jednak w błąd. Zróżnicowanie numerów sugerowało bowiem muzyczny miszmasz, czerpiący inspirację z różnych stylów i gatunków, efekt końcowy z kolei okazał się zbliżony do pierwszej ścieżki: otrzymaliśmy LP z jeszcze większa ilością elektroniki, niekiedy bardziej już podchodzący pod industrial niż metal - w zasadzie, "Butterfly FX" i "Can't Bee" to jedyne utwory z całego krążka odchodzące od mocno mechanicznych brzmień. Czyżby wydawca obawiał się kierunku, który obrała grupa i próbował nieco oszukać osoby nieprzekonane ostatnimi pracami Portugalczyków? Nie wiem, ale samo Promo-CD jest dziś prawdziwym białym krukiem, na rozmaitych portalach aukcyjnych pojawiającym się ekstremalnie rzadko. Dość powiedzieć, że swój egzemplarz zakupiłem ładnych parę lat temu i od tamtego czasu kolejnej sztuki już nie zobaczyłem. Jeśli jesteście fanami grupy i gdzieś omawianą płytkę znajdziecie - kupujcie w ciemno, nawet pomimo prawdopodobnie absurdalnej ceny, gdyż może to być jedyna okazja.