01. Breathe (Until We Are No More) 02. Extinct 03. Medusalem 04. Domina 05. The Last Of Us 06. Malignia 07. Funreal Bloom 08. A Dying Light 09. The Future Is Dark 10. La Baphomette
Ostatnio portugalski Moonspell kusił nas świetnymi, pojedynczymi utworami z nowej płyty. Kusił, kusił regularnie, aż w końcu uraczył wydawnictwem zatytułowanym "Extinct". Czy pozostała część płyty trzyma równie wysoki poziom? Moonspell zawsze był zespołem który zaskakiwał - z płyty na płytę stawał się coraz lepszy, a co najważniejsze nie zjada własnego ogona. Wystarczy zestawić ze sobą takie wydawnictwa jak "Sin/Pecado", "Butterfly Effect" czy "Night Eternal". Zupełnie różne światy. Nie inaczej jest tym razem, albowiem "Extinct" jest płytą przebojową (żeby nie powiedzieć POPową). Każdy z zawartych na krążku utworów spokojnie mógłby polecieć w radiu w godzinach porannych. Nie jest co prawda tak spokojnie jak na "Omega White", jednak konstrukcje utworów są proste, powtarzalne, typowe. Czy to dobrze czy źle? Każdy powinien rozważyć indywidualnie zgodnie ze swoim gustem. Ale po kolei.
Płytę otwiera utwór który już większość fanów Moonspell słyszała, czyli "Breathe", będący moim zdaniem najlepszym utworem na krążku. Orkiestralne smaczki, delikatna zwrotka, mocny i mięsisty refren, którego słowa mocno zakorzeniają się w głowie. Zdecydowany faworyt. Następny jest tytułowy "Extinct". Tutaj jest delikatniej, bardziej przebojowo, ale równie uzależniająco. W refrenie Fernando pokazuje, że potrafi sięgnąć wyższych rejestrów (co nawiasem mówiąc jest częstym zjawiskiem na omawianym LP). Na dodatkowa pochwałę zasługuje gitarowe solo Richardo, które najwyraźniej pochodzi z innej galaktyki. Do utworu tego powstał również teledysk (niestety słaby). Dalej mamy nowy utwór dla wszystkich czyli "Medusalem". Utwór od razu kojarzący się z Jerozolimą. Bardzo południowy klimat utworu, ciekawe riffy i dobra linia wokalna sprawiają, że bardzo szybko go przyswajamy. W refrenie Fernando pokazuje nam subtelność swojego głosu, a klawisz i orkiestra budują głęboki klimat. Bardzo dobry utwór. "Domina" to tytuł 4 utworu. Jest to balladka typu "kluchy". Wyraźnie słabszy numer. Zdecydowanie za długi i bez pomysłu, nie słyszę w nim konkretnej linii wokalnej czy ciekawego riffu, jednie solówki się bronią. Wiem jednak ze tego typu utwór też jest potrzebny i na pewno trafi do odpowiedniej grupy słuchaczy.
"The Last Of Us" jest już 3 znanym nam utworem. Wspaniały hicior - tak można go opisać. Prosta konstrukcja, ciekawe riffy, niesamowita głębia, doskonały wokal i aranżacja. Utwór od razu wpada w ucho i na długo też w nim pozostaje. Pod koniec Fernando po raz kolejny zaskakuje swoim wysokim czystym śpiewem. Brawo! "Malignia" jest zdecydowanie najbardziej chorym utworem na krążku. Utwór ten spokojnie mógłby znaleźć się na "Butterfly Effect", gdyby go trochę podrasować. Masa klawiszy, orkiestry i przestrzennych czystych gitar, opatulonych delikatnym śpiewem... do czasu. Utwór przeradza się w prawdziwe monstrum, a w refrenie Fernando po raz kolejny zaskakuje zupełnie inną, nową barwą głosu, przywodzącą na myśl Warrel'a Dane'a. Klimat dosłownie wylewa się z tej kompozycji. Kolejne dwa utwory czyli "Funreal Bloom" i "A Dying Breed" są moim zdaniem najsłabszymi ogniwami. Ten pierwszy w zasadzie dobry, ale bardzo typowy. Drugi natomiast niczym nie zachwyca - wręcz kusi naciśnięciem klawisza "next". Ale na prawie każdej płycie musi być jakiś "zapychacz" więc nie ma tragedii.
Utwór nr 9 czyli "The Future Is Dark" - przywraca wiarę. Niesamowicie głęboki utwór, dobrze przemyślany i zaaranżowany, z refrenem który powoduje ciary na plecach. Zastosowano tutaj zabieg, który prywatnie bardzo lubię - powtarzanie części słów refrenu z innego utworu, jak na przykład utwory "Chemical Weeding" i "The Alchemist"Bruce'a Dickinson'a. Tutaj słyszymy słowa z "Breathe". Bardzo dobry klimat wyszedł, a solówka z elementami arpeggio niszczy. Płytę wieńczy utwór "La Baphomette". W skrócie można powiedzieć, że jest spokojny, balladowy portugalski utwór z francuskim tekstem i okultyzmem wiszącym w powietrzu. Utwór orkiestralny, świetny, doskonale zaaranżowany, którego jedyną wadą jest długość, a trwa niespełna 3 minuty. A szkoda bo można by go spokojnie przerobić na coś epickiego jak "Lucifer" Behemoth.
"Extinct" nie jest płytą doskonałą i na pewno nie dla każdego - jest jednak płytą bardzo dobrą. Żaden krążek Moonspell nigdy nie brzmiał tak dobrze i nie zawierał tak dobrych czystych wokali. Chłopaki tym razem ewidentnie postawili na przebojowość i mam nadzieje, że zyskają na tym zabiegu. Boję się tylko że płyta podzieli los "Imperium" Huntera - które jest płytą bardzo dobrą, jednak na tyle prostą i przewidywalną, że bardzo szybko wietrzeje z głowy i zapomina się o jej istnieniu. Ale, pożyjemy zobaczymy, póki co jestem na TAK i czekam na koncert w Polsce!