01. Diving into Sin 02. Humanoid 03. Frankenstein 04. Man Up 05. The Reckoning 06. Nobody Gets Out Alive 07. Ravages of Time 08. Unbreakable 09. Mind Games 10. Straight Up Jack 11. Southside of Hell
Trzy lata po dosyć przyjemnym albumie "Too Mean to Die" weterani z Accept przygotowali kolejne wydawnictwo. "Humanoid" to już ich 17 studyjna płyta - robi wrażenie, prawda? A co tym razem duet Hoffmann & Tornillo nam przygotowali? Zapraszam do recenzji!
Patrząc na okładkę bez problemu znajdziemy nawiązanie do serducha z "Metal Heart". Skojarzenie banalne, bo robot najwyraźniej jest nim zasilany, a i okno w tle też ma ten znajomy kształt. Czy to przypadek? No nie bo raz, że zespół lubi przemycać takie smaczki, a po drugie tematyka utworów omawia temat Sztucznej Inteligencji i zagrożeń z nią związanych. Tym samym jakoś tak to wszystko fajnie się spięło i połączyło. Ale obrazek nie jest najważniejszy, tutaj chodzi o muzykę przecież. A jak w tym aspekcie wypada "Humanoid"? Wypada.. no cóż. Accept nagrał płytę trochę jak z "generatora" swoich płyt. Znajome zagrywki, riffy, wokale Marka, nośne refreny itd. itp. Piękne sola - znamy to Panie Wolfie. Refreny do koncertowego pośpiewania - też odhaczone. Nie ma jakiejkolwiek nutki świeżości i wszystko brzmi tak jakby już wcześniej zostało zaprezentowane przez zespół. No dobrze, ale gdzie wady?
No właśnie. Dla mnie kolejna acceptowa płyta Accept to żadna ujma. Są takie kapele, które "mają po prostu nagrać swój kolejny album" i to mi w zupełności wystarcza. Nie oczekuję po nich eksperymentów i jakiejś wolty. I taki jest "Humanoid". Od początku do końca trzyma swój dobry (ale nie jakiś wybitny) poziom i słucham tego materiału z dużą przyjemnością. Dosyć równa to jest płyta - nie ma jakichś wybitnych kawałków, ale i w mielizny nie wpadamy. Płytka przelatuje raz za razem i bez problemu wciskam "play" ponownie.
Album ma bardzo przyjemny i dość spokojny nastrój. Posłuchajcie sobie "Nobody Gets Out Alive" - jakie to przyjemniutkie jest, prawda? Fakt ktoś może marudzić, że nie ma agresji i mocy i jak najbardziej będzie miał rację. Z drugiej strony fajnie czasami odetchnąć od ciągłego hałasu i naporu. Akurat tak się składa, że kolejny numer ("Ravages of Time") to typowa ballada. Ale nie samymi "smętami" Accept stoi bo jak panowie mają przylutować, to elegancko to robią. Otwierający album "Diving into Sin" z ładnym dalekowschodnim motywem przyjemnie jedzie gitarami. Podobnie w "Mind Games", czy "Southside of Hell". I tak pewnie jeszcze dalej mógłbym wymieniać. Na pewno warto jeszcze wspomnieć o "Straight Up Jack" który pięknie pachnie AC/DC.
I taka to właśnie jest ta płyta - bardzo przyjemna do słuchania. Nic nowego nie wnosi, ale to nie jest jej wadą (przynajmniej dla mnie). Weterani są w dosyć dobrej formie i swoją robotę wykonali poprawnie. Zdumiewające jest to, że w tym roku dobre i bardzo dobre wydawnictwa dostaliśmy od "dziadków" z Accept, Saxon i Judas Priest. Chwilo trwaj!