"Death Row", przedostatnia płyta Accept, niestety, a tak wszystko dobrze się zapowiadało. Album ten jest chyba jedynym w swoim rodzaju pokazem technicznej siły i mocy tego zespołu, oczywiście nie zapominając o wielkim techniku Hoffmannie! "Death Row" jest strasznie długi - trwa ponad godzinę, to niesłychanie długo jak na Accept. Płyta w niektórych momentach jeszcze odrobinę przypomina swoją poprzedniczkę, no ale jednak słychać wielką różnicę miedzy nimi, a między "Death Row" a pierwszymi płytami to już totalna różnica. Ale mimo tej zmiany to jest ten sam Accept co dawniej, tak samo dobrze grający zespół.
Mamy tu piętnaście kawałków (myślałem, ze tylko Metallica robi aż tyle, hehe), w tym dwa piękne utwory instrumentalne i równie piękną balladę. Panowie zaczynają świetnym "Death Row". Znakomity kawałek, o rytmie w sam raz dla rasowego headbangera! No ale teledysk do bani - to tylko jakiś krótkometrażowy film kryminalny z muzyką, nic innego, nawet ani jednego ujęcia muzyków. "Sodom & Gomorra" znowu powala swoją znakomitością. Nie wiem czy to nie najlepszy numer na płycie ;-), bardzo ciekawy w swojej budowie. Ale co to? Słychać tylko jedną gitarę? Na całym albumie Wolf gra sam wszystkie partie, przytoczyłem to właśnie tutaj, bo w "Sodom & Gommora" słychać to najdobitniej. "The Beast Inside" nie zachwyca zbytnio. Przejdźmy dalej. "Dead On!" bardzo ciężki, przywodzi na myśl znany przebój z poprzedniego albumu - "Slaves To Metal", to chyba przez ten podobny riff. Tak więc jest to kolejny mocny punkt płyty.
Teraz rozpędzony "Guns 'R' Us". Bardzo szybkie tempo utworu sprawia, że jest on świetną propozycją dla wszystkich headbangers posiadających samochód ;-). Teraz kolejny mocny punkt programu - "Like A Loades Gun". No nie, ja wysiadam! Ten kawałek mnie po prostu rozwala, jest tak cholernie dobry! Mistrzostwo! "What Else" to kolejny szybki numerek, bardzo dobry zresztą. Na "Death Row" nie ma słabych numerów! ;-) Teraz "Stone Evil". Słyszymy tu znane wszystkim bardzo dobrze te stare klasyczne granie Accept. Także to kolejny rozwalacz. "Bad Habits Die Hard" nie grzeszy świetnością. Dziesiąta pozycja to "Prejudice". Ciekawa, wciągająca kompozycja. I znowu ten riff przypominający "Slaves To metal", no ale to się chwali! Niczego sobie jest też "Bad Religion". Pamiętacie wielki przebój z płyty "Eat The Heat" gdzie niestety nie śpiewał Udo - "Generation Clash"? Na "Death Row" jest jego wznowiona wersja, ale czy ulepszona? - bym tu polemizował. Przyszła kolej i na balladę - "The Writing On The Wall". Piękna, bardzo przejmująca kompozycja, naprawdę zmusza do myślenia. Dwa ostatnie numery to kawałki instrumentalne. Pierwszy z nich "Drifting Apart" to chyba najlepszy instrumentalny utwór jaki słyszałem! Ta solówka powala wszystko! Jeszcze chwilka wspomnień - przypominacie sobie solówkę z "Amamos La Vida" Z płyty "Objection Overrluled"? Czyż nie są do siebie podobne (chodzi mi tu jedynie o początek). Na ostatek mamy "Pump And Circumstance" kolejny dobry kawałek (instrumentalny) ze znakomita solówką!
No i 71 minut muzyki minęło jak z bicza strzelił. Na koniec powiem tylko jedno: ludzie zapoznajcie się z "Death Row" a nie pożałujecie, ja wam to obiecuję! To tyle.
Herman / [ 24.01.2004 ]
|