W historii każdego zespołu jest taki moment, taki album, za sprawą którego grupa ta traci status niedościgniętego ideału. Za taki album uważa się produkcje Helloween pod szyldem "Chameleon". Powiem szczerze, że w mojej skromnej opinii - za co pewnie zostanę ostro skrytykowany - płyta ta wcale nie jest zła. Zaryzykuje nawet stwierdzenie, że album ten jest nieprzeciętny. Jest to moim zdaniem kawał bardzo dobrego... no właśnie, czego ? Maniacy cięższego grania, grania "z zębem" do jakiego przyzwyczaił nas Helloween na swoich słynnych "Keeperach" będą zawiedzeni. Jest to bowiem płyta obfitująca w dobre hardrock'owe kawałki. Pod względem "ciężkości" stawiam ją na równi z "Master Of The Rings", a może jest nawet lżejsza. Jest to eksperyment Helloween, który moim zdaniem wyszedł chłopakom na dobre. Pokazał bowiem, że Helloween czuje się dobrze za równo w ciężkich jak i w tych lżejszych klimatach.
Co na okładce ? Najprościej mówiąc są to cztery paski różnego koloru, sąsiadujące ze sobą: żółty czerwony, niebieski i zielony. Może nie jest to jakiś popis umiejętności graficznych nadwornego grafika Helloween, ale jednak okładka kojarzy nam się z nazwą płyty; kameleon to przecież taki zwierzaczek, który może przyjmować różne barwy.
Płytę otwiera dosyć szybki i dosyć ciężki - w porównaniu do innych utworów na płycie - "First Time". Bardzo przyjazny dla ucha refren; przyjemnie się go słucha. Następny jest "When The Sinner". I tutaj - jak już wcześniej napisałem - fani cięższego grania przeżyją zawód. Utwór utrzymany w lekkich klimatach, ogólnie dobry. "I Don't Wanna Cry No More" to trzeci numer na płycie. Jak dla mnie miodzio. Refleksyjny tekst i wspaniała melodia w refrenie. Jednym słowem świetna ballada (no dobra to były dwa słowa :)). Czwarty utwór nieco przyspiesza. "Crazy Cat" to wesoła, melodyjna kompozycja, ale raczej nie wyróżniająca się niczym. "Giants" to już piąty track na płycie. Intro dosyć spokojne. Później dochodzi gitara i numer nabiera agresji. Brawa za wokal i ogólnie brawa za ten numer. Półmetek płyty otwiera ballada "Windmill". Bardzo spokojny utwór. Przepiękny. Moim zdaniem "Windmill" to najlepsza ballada po genialnym "A Tale That Wasn't Right" Helloween'u. Siódemka to "Revolution Now". Przyjemny utwór. Ciekawym rozwiązaniem jest wstawka słynnego refrenu "San Francisco" Scotta McKenzie'go. W wykonaniu Helloween brzmi on lepiej od oryginału! Następny jest "In The Night" - jeden z ciekawszych momentów na płycie. Bardzo melodyjna kompozycja. "Music" zaczyna się spokojnie i utrzymuje to tempo przez całe siedem minut trwania utworu. Wielki plus za solówkę. Numer dziesiąty to "Step Out Of Hell". I już na wstępie zostajemy uraczeni krótką, ładną solóweczką. Dobry utwór. Jedenastka to "I Belive" Moim zdaniem najsłabsza pozycja na płycie. Chwilami utwór się nudzi, a jest dosyć długi bo trwa aż dziewięć minut. Album zamyka smutny za równo pod względem nazwy jak i pod względem brzmienia "Longing". Smutny nie oznacza oczywiście zły. Powiem więcej. Jest to mój ulubiony numer na płycie. Wystarczy zamknąć oczy i odpływamy gdzie tylko chcemy. A jeśli bardzo za kimś tęsknimy, utwór "Longing", co oznacza "tęsknota", jest idealny w takich momentach.
"Chameleon" jest to moim zdaniem dobry album - wbrew tego, co mówi duża część fanów Helloween. Zgodzę się, że jest on najmniej Helloweenowy, ale mimo tego jest to na prawdę produkcja godna polecenia. Nie ulega wątpliwości fakt, że aby w pełni poznać walory tego albumu, trzeba go kilka(naście) razy przesłuchać (tak przynajmniej było w moim przypadku).
Banan / [ 02.09.2003 ]
|