Płyty koncertowe to zawsze wydawnictwa bardzo ważne, ciekawe oraz ryzykowne. No bo co będzie, jak zespół jest w fatalnej formie?! Płyty "na żywo" muszą udowadniać, że kapela jest w stanie zagrać, to co zmajstrowała w studio. Wiadomo przecież, że jego możliwości są niemal nieograniczone i właściwie można wszystko nagrać na komputerze (w dobie dzisiejszej ery techno). Dlatego ja od wielu lat płyty live dzielę na dwie grupy; na albumy, gdzie utwory brzmią identycznie jak w studio, nie ma mowy o żadnych wpadkach, improwizacjach, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Niestety większość (oczywiście istnieje wiele wyjątków) takich hybryd jest zaraz po koncercie poprawiana w studio, wokale są zmieniane, dodawane są solówki, usuwane pomyłki, spotęgowane reakcje publiczności, itd... Tak było np. na "Live After Death" wiadomego zespołu... Więc pytam, jaki sens mają takie wydawnictwa? Potem wychodzą nam płyty "genialne"... Dlatego ja ostatnio zacząłem wielbić tę drugą grupę; zasyfione brzmienie, wpadki i pomyłki, improwizacje, spontaniczność, żywe dialogi z publiką, ten klimat koncertu - wtedy wiem, że to jest płyta live! Taką właśnie perełką był "Live Undead" Slayera, koncertówki Motorhead czy Accept.
Natomiast 3-płytowy "Alive In Athens" niewątpliwie zalicza się do tej pierwszej grupy, z tym, że zachowuje klimat tej drugiej. Słuchając "Dark Saga", "Date's Inferno" czy "The Coming Curse" naprawdę czuję się, jakbym stał 2 metry od Barlowa, albo zaraz przed... głośnikiem. Moc jest niesamowita. Na 1 cd znajdziemy przede wszystkim utwory z najnowszych produkcji IE. Mamy "Burning Times", "Melancholy", ale także starszy, ulubieniec publiczności, "Dante's Inferno". Na drugim krążku największe hity, jak "Angels Holocaust", "Stormrider" (walec!!!) "The Hunter" czy "Iced Earth" (Here you get it! It's second name of our band. It's called Iced fucking Earth!!!)... Na trzeciej płytce mniej lubiane (przeze mnie) kawałki. Dlatego wydaje mi się, że wszystko mogliby upchnąć na 2 CD, bo nikt nie jest w stanie przełknąć na raz 180 minut muzyki. Właściwie to jest to the best of zagrany w najbardziej szalonym miejscu dla Iced Earth, stolicy Grecji. Inna sprawa, że prawie każdy utwór, mógłby się do takiego the best of zaliczać
Oprawa graficzna, jak zawsze, cieszy oko niesamowicie. Niesamowita książeczka, wspaniałe grafiki, jednym słowem wydawnictwo od strony wydawniczej warte jest swojej ceny. Podsumowując, dla fanów rzecz obowiązkowa, dla innych bardzo ciekawa pozycja (muzyczna historia grupy), i status jednej z najlepszych koncertówek w historii. Mam tylko wrażenie, że Iced Earth wyczerpali limit albumów koncertowych na kilka dobrych lat, bo po "Alive In Athens" nie pozostaje żaden niedosyt, a wrażliwe dusze będą czuły niemal przesyt...
Telperion / [ 23.12.2004 ]
|