Albumem "Land Of The Free" Kai Hansen pokazał światu że potrafi jeszcze nagrać genialną płytę. Był to krążek przełomowy w karierze jego kolejnego po Helloween zespołu, zwanego Gamma Ray. I wiecie co? Moim skromnym zdaniem niewiele ustępował nawet potężnym płytom spod znaku "Keeper Of The Seven Keys", a ówczesne Dynie (i tak bardzo dobre) zdeklasował.
Może to i dobrze że Kai odszedł z Helloween? Poradzili sobie bez niego, nagrywając coraz to lepsze płyty, osiągając apogeum nowej ery na wybornym "Better Than Raw", Gamma zaś mimo że nie powtórzyła już sukcesu "Land...", również raczyła nas od tego czasu znakomitym materiałem. Jednym z reprezentantów tego okresu jest pewien album, którego tytuł i okładka kojarzą się nieodparcie z piątą płytą Iron Maiden.
"Powerplant", bo o nim mowa, jest jednak również dość kontrowersyjny. Wprawdzie często wymieniany jest jako najlepszy album tego zespołu, lecz zdarzają się również opinie mówiące zupełnie co innego. Czym spowodowane są te rozbieżności? Głownie tym, że momentami płyta ta niebezpiecznie przypomina lekkie, melodyjne zespoły, co nie wszystkim może się podobać. Jednak takie utwory (np. "Send Me A Sign") nie stanowią trzonu tego materiału, miejscami zaś jest naprawdę ciężko (jak na Gamme).
Przykładem tego ostatniego jest choćby otwierający płytę "Anywhere In The Galaxy", w którym zresztą mamy kolejne nawiązanie do Iron Maiden (takich hołdów do legend heavy metalu jest więcej). Potężny kawałek, chyba najlepszy na płycie. Każdy znajdzie tu więc coś dla siebie, i co ważne, niezależnie od "ciężaru" zawsze jest to na bardzo wysokim poziomie. Najsłabszy moim zdaniem "Short As Hell" tylko nieznacznie ustępuje reszcie i również słucha się go z przyjemnością.
A na szczególne wyróżnienie zasługuje jeszcze kilka utworów. Podniosły "Gardens Of The Sinner" śmiało można nazwać jednym z najlepszych kawałków Gammy; "Strangers In The Night" jest niemal równie dobry; zamykający album "Armageddon" często wymieniany jest jako jego Opus Magnum i dużo przesady w tym nie widzę - rewelacyjny, długi ale absolutnie nie nudny utwór świetnie pasuje na koniec.
I jeszcze o jednym muszę napisać - "It's A Sin". Tytuł pewnie niektórym znany. Tak tak, to cover Pet Shop Boys. Nieczęsto zdarza się by zespół metalowy coverował popową piosenkę, ale w tym przypadku wyszło po prostu znakomicie. Utwór ten miał trafić tylko na singla, ale zespół był tak zadowolony z efektu, że w końcu znalazł się też na albumie. I bardzo dobrze!
W wydanej w 2002 roku wersji w digipaku oprócz tego, że wszystkie kawałki zostały zremasterowane, dodano 3 bonusy, które są naprawdę ciekawe. "A While In Dreamland" to piękna ballada, chyba najlepsza nagrana przez ten zespół (obok "Lake Of Tears"). Wcześniej można ją było znaleźć tylko na EPce "Silent Miracles". "Rich & Famous", znany z płyty "Sigh No More", tu z Kaiem na wokalu prezentuje się moim zdanie lepiej. I wreszcie "Long Live Rock'n'Roll" czyli kolejny cover, tym razem Rainbow, również udany.
O grze muzyków chyba pisać nie trzeba. Każdy kto słyszał poprzedni krążek wie, że skład który się wtedy ustabilizował (i trwa do dziś) sprawuje się znakomicie i nie ma tu mowy o jakichś niedociągnięciach czy słabych partiach. Tylko wokal dla niektórych jest problemem. Kai zawsze wzbudzał na tym stanowisku kontrowersje, ale moim zdaniem i na tym polu sprawuje się bardzo dobrze, choć jeszcze nie tak, jak na kolejnej płycie.
Reasumując, "Powerplant" to niezwykle udany, zróżnicowany album, w niczym nie ustępujący poprzedniemu "Somewhere Out In Space". Zdecydowanie polecam.
Ramza / [ 21.11.2004 ]
|