01. Beyond The Black Hole
02. Men, Martians And Machines
03. No Stranger (Another Day In Life)
04. Somewhere Out In Space
05. The Guardians Of Mankind
06. The Landing
07. Valley Of The Kings
08. Pray
09. The Winged Horse
10. Cosmic Chaos
11. Lost In The Future
12. Watcher In The Sky
13. Rising Star
14. Shine On
15. Return To Fantasy



"...gamma ray, gamma ray, gamma, gamma, gamma ray" - tak jest! Ten zespół zna chyba każdy. Co prawda przytoczony wcześniej cytat nie pochodzi z płyty, którą mam zamiar opisać, tylko, jak wiadomo, z "Insanity&Genius", ale jakoś trzeba było zacząć ten wywód. A mowa będzie o albumie "Somewhere Out In The Space", który ukazał się w 1997 roku. Wydawnictwo to udowodniło, że Kai i spółka nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i jest ono godnym następcą świetnego "Land Of The Free".

Teksty wielu obecnych zespołów grających melodyjny heavy-metal opiewają o zmaganiach przewspaniałych i walecznych rycerzy ze smokami, złymi mocami itp. - ogólnie wszystko utrzymane w klimacie tolkienowskim. Na "Somewhere Out In The Space" (zresztą nie tylko na tej płycie) Gamma poszła w całkowicie inną stronę. Ich utwory opowiadają o podróżach w czasie i przestrzeni, nieskończoności Wszechświata, klimat kompozycji przepełniony jest tajemniczością, ale z drugiej strony płynie z nich niesamowita radość grania. Już od pierwszych sekund otwierającego płytę "Beyond The Black Hole" słychać potęgę Gamma Ray. Najpierw to świetne, energiczne wejście sekcji, a potem przepiękna solówka już na sam początek. Melodia w refrenie porywa, już po pierwszym przesłuchaniu nie mogłem się oderwać od tego numeru. A świetnych melodii tutaj nie brakuje. Cała płyta obfituje w piękne kompozycje, które nie wypadają szybko z pamięci. Obok wcześniej wspomnianego "Beyond The Black Hole" świetną linię melodyczną da się słyszeć także w "No Stranger (Another Day In Life)", tytułowym "Somewhere Out In The Space", "Guardians Of Mankind" czy "Shine On" - te utwory to moim zdaniem czołówka płyty. Oczywiście reszta nie zostaje daleko w tyle. Być może nawet w ogóle nie zostaje w tyle? O to już się można kłócić, bo cały album jest bardzo wyrównany i każdy utwór trzyma wysoki poziom. Jedynym wyjątkiem jest moim zdaniem "Winged Horse", który swoją drogą ma bardzo podobne, perkusyjne wejście, jak na "Painkiller" Judas Priest. Mimo tego jednak nie przypadł mi za bardzo do gustu i chociaż iż naprawdę starałem się do niego przekonać, to teraz kiedy go słyszę, od razu przełączam na następny track.

Jeśli chodzi o linię wokalną to... tutaj mały zawód. Nie, żeby Kai źle się tutaj spisywał, nie o to mi chodzi, jednak odnoszę wrażenie, że były okresy kiedy Hansen lepiej śpiewał. Gdybym słyszał ten album przed "Land Of The Free", zapewne do niczego bym się nie przyczepiał, ale jednak fakt faktem, poprzedniczka "Somewhere Out In The Space" wyznaczyła Kai'emu dość wysoką poprzeczkę dla jego wokalu. Moim zdaniem wokalnie Hansen najlepiej spisywał się właśnie na "Land Of The Free", a później dopiero na "No World Order". A jeśli już przy wokalach jesteśmy to nie można zapomnieć o Piet'cie Sielck'u, który udziela się w kawałku "Watcher In The Sky". Na tymże numerze udziela się także Thomen Stauch, który na co dzień zasiada za bębnami Blind Guardian.

Kolejna kwestia - nie do końca pochlebnie wypowiedziałem się na temat wokalu Kai'a, jednak nie można zaprzeczyć, że gitarzystą jest on świetnym. Razem z Henjo Richter'em odwalili kawał dobrej roboty. Brzmienie gitar na tym albumie jest typowe już dla ich stylu, ale tak ma być. Obok świetnej pracy na gitarze, Kai również jak zwykle zabłyszczał jeśli chodzi o komponowanie utworów. Sam napisał muzykę do pięciu utworów, a większość tekstów na "Somewhere..." to także sprawka Hansen'a.

Podobnie jak na poprzednim wydawnictwie tak i na tej płycie znalazło się kilka krótkich przerywników, stanowiących odpoczynek w naszej "podróży" po Wszechświecie Gamma Ray. Jednak moim zdaniem są one zbędne. No, może oprócz "Cosmic Chaos", w którym popis swoich umiejętności daje nam Dan Zimmermann.

Nie mogło również zabraknąć balladki. Jak zwykle jest tylko jedna, ale to dobrze, bo tego typu utwory nigdy nie były mocnym punktem Gamma Ray. I tak jest też w przypadku "Pray" - nie jest zła, ale też nie jest to rewelacja - pierwszy raz jak ją usłyszałem, myślałem, że to jakaś kolęda - troszkę już "przesłodzona" moim zdaniem.

Co więc można o tej płycie rzec ogólnie? Napewno to, że jest to bardzo dobre wydawnictwo, godne polecenia, pomimo wysoko ustawionej poprzeczki przez "Land Of The Free" album "Somewhere Out In The Space" doskonale spełnia powierzone mu zadanie bycia następcą "Land..." i gwarantuję Wam, że się na nim nie zawiedziecie. Dla tych co lubią muzykę graną przez Gamma Ray jest to pozycja z grupy - "must-have".

Banan / [ 17.10.2003 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




Blackout [ kosm2@o2.pl ] 16-10-2010 | 16:13

Płyta wyrombana w kosmos!
Obok "No World Order", jest moją ulubioną w repertuarze Gammy. "Valley of the Kings", "Guardians of Mankind"... jak mogłem wcześniej nie znać tych cudów muzyki?!!!
Gdy tylko słyszę pierwsze dźwięki "Beyond the Black Hole" to aż czuję, że przenoszę się w Nieznane :)
Doskonały klimat!


Ziomaletto [ ziomaletto@gmail.com ] 06-01-2018 | 19:16

Zdecydowanie jedna z najlepszych płyt Gammy - numer tytułowy kopie dupsko, urywa jajca i miażdży żebra ;)




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!