01. The Healing Vision
02. Babylon
03. The Headless Game
04. Land Of The Miracle
05. Wake Up The King
06. Falling Down
07. Arrows Fly
08. Holy Shadows
09. Another Time
10. The Unbeliever
11. Theater Of Salvation



"Teatr zbawienia" to czwarta studyjna płyta Tobiasa i spółki. Po udanej "Vain Glory Opera", która zrobiła mnóstwo szumu wokół zespołu przyszedł czas na kolejny krążek utrzymywany w klimacie podniosłego power-metalu. Wielu mogłoby rzec, że jest on tylko cieniem trzeciego albumu, jednak ja twierdzę, że zarówno jak "Opera Próżnej Chwały", tak "Teatr Zbawienia" zasługuje na sporą uwagę.

Jak na poprzedniczce, płytę rozpoczyna krótkie intro, by potem przejść w wybuch dźwięków dwóch gitar solowych, pulsującego basu i bijącej z szybkością światła perkusji. Tobias wydaje swój charakterystyczny okrzyk i zaczyna się jazda - "Babylon"! Utwór ten z pewnością należy do największych klasyków w dorobku Niemców. Melodia, szybkość, polot, energia i niezapomniany refren:

"Time To Go Back Where I Belong
No One Can Prevent Me From
Raising Towers In Babylon..."
.

To chyba zna każdy fan Edguy'a i zgodzi się ze mną, że jest genialny. Drugi utwór, nie zwalnia tempa. No dobra, troszeczkę zwalnia, ale mimo to nadal utrzymuje ogień płyty. Chociaż "The Headless Game" nie jest żadnym wiatropędnym power-metalem, to płynie z niego wielka potęga. Genialne przejście i chóralny refren robią wrażenie. Później na deser dostajemy urzekającą balladę w postaci "Land Of The Miracle". Nie bez powodu często graną na koncertach. Piękne wykorzystanie instrumentów klawiszowych, końcowe nałożenie ścieżek wokalnych, po prostu urzeka. Osobiście jestem fanem spokojniejszych utworów wykonywanych przez kapele metalowe, a "Land Of The Miracle" należy do jednej z moich ulubionych. To dopiero 4 (3) kawałki, a album już wydaje się być genialny. Jednak dalsze ścieżki mijają szybciej, nie wiadomo nawet kiedy. Może dlatego, że tak dobrze ich się słucha? "Wake Up The King", "Falling Down" i "Arrows Fly", to bardzo dobre, szybkie power-metalowe utwory (wstęp do tego ostatniego powala), niewyróżniające się jakoś ponad wszystkie. Średnio-szybki "Holy Shadow" też nie zwraca na siebie uwagi, ale zarzucić mu nic nie można. W ten sposób dochodzimy do kolejnej ballady ("Another Time"), tym razem zagranej na tle samego fortepianu, co zdążyliśmy już poznać na poprzednich płytach. No co mogę powiedzieć - piękna, jak każda inna wyśpiewana przez Tobiasa. Traktuję ją raczej jako cisza przed burzą jaką bez wątpienia jest "The Unbeliever" - bez wątpienia jeden z najlepszych nagrań na płycie. Ostre galopujące riffy, zwolnienia idealnie wpasowane w całość utworu i kapitalny "hymniasty" refren. "The Unbeliever" totalnie wymiata na samej końcówce płyty, jednak nie temu numerowi dane będzie ją zakończyć. I oto chwila, na którą wszyscy czekacie: ostatni, tytułowy, kolosalny "Theater Of Salvation". Ten długi utwór, chyba nie ma sobie równych. Zawiera on wszystko, co w Edguy'u najlepsze: wspaniałe melodie, klimat, emocje, elementy szybkie, elementy wolne... no wystarczy tylko tego posłuchać. Tak pięknego utworu kilkunastominutowego Edguy jeszcze do tej pory nie nagrał (tak tak, mam na myśli do dziś). Tyle tu zmian, poruszających motywów, że nie ma opcji przejść obok obojętnie. Myślcie sobie co chcecie, ale dla mnie "Theater Of Salvation" to najlepsza kompozycja jaką spłodził Edguy. Lepiej tego albumu nie można było zakończyć.

Podsumowując. Płyta jest bardzo równa, dzięki czemu słucha jej się bardzo dobrze. Prawie każdy kawałek to po prostu solidny, melodyjny power-metal. Największą popularność jeśli chodzi o ten album prawdopodobnie zdobyły "Babylon", "The Headless Game" oraz "Land Of The Miracle" grane na koncertach, a przecież każdy inny z tego albumu mógłby spokojnie się znaleźć w zastępie. Może i w porównaniu do "Vain Glory Opera" ten krążek nie ma tak wielkiej siły przebicia, ale znajduje się na nim muzyka jakiej teraz właśnie zespołowi brakuje - najzwyczajniejszy w świecie, cukierkowy power-metal. Gdyby grupa z Niemiec pokusiła się na jeszcze jeden taki "Theater...", nie pogniewałbym się ani trochę. Warto wspomnieć, że na tymże albumie uregulował się sławny skład zespołu: Sammet, Ludwig, Sauer, Exxel, Bohnke, trwający do dziś. Muzykom nie można kompletnie nic zarzucić, więc nie będę nawet się wypowiadał na ten temat. Jednym słowem zespół przez duże Z i tak ma być. No cóż, jedyne co mi chyba zostało to napisać "Dziękuję za uwagę, a płytę polecam wszystkim fanom tego lżejszego power-metalu. Powinna Wam się spodobać."

Blackout / [ 14.11.2010 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =






© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!