W 2001 r. po wydaniu bardzo średniego "God Hates Us All" w Slayerze zaszły zmiany... Paul Bostaph opuścił zespół, zaskakując nie tylko fanów, ale nawet samego Kerry'ego Kinga i jego kamratów, tym bardziej, że jak można było wyczytać w wywiadach, Paul był chyba po raz pierwszy w pełni zadowolony ze swoich partii. Zdziwienie i lekki szok szybko zastąpił jednak okrzyk radości... Oto bowiem cały metalowy padół obiegła wiadomość, że do kapeli wrócił nie kto inny jak Dave Lombardo, którego przedstawiać chyba nikomu nie trzeba.
Wśród fanów powiało optymizmem. Każdy przecież wie, ze Slayer do 1992 r. żadnego gniota nie nagrał, a i Dave w czasie swojej nieobecności w szeregach zabójcy nie zasypywał gruszek w popiele, maczając palce m.in. w genialnym "The Gathering" formacji Testament. Apetyty na nowe dziecko Amerykanów były wiec naprawdę duże. Kerry i spółka przejawiali jednak szczególny brak chęci do tworzenia czegokolwiek, wrzucając w międzyczasie na rynek kolejne koncertówki. Nie muszę chyba mówić, że cała ta "polityka" wszystkich maniaków thrashowego łojenia doprowadzała do szewskiej pasji.
Wreszcie w zeszłym roku rozpoczęto pracę nad nowa płytą. Szóstego czerwca 2006 r. światło dzienne ujrzał singiel zatytułowany "Eternal Pyre", na którym można było posłuchać nowego kawałka - "The Cult". W końcu w sierpniu nowe dziecko Slayera trafiło na półki sklepów. Krążek nosi tytuł "Christ Illusion", choć jeszcze na krótki czas przed premiera chodziły plotki, jakoby miał się nazywać "The Final Six". Uwagę zwraca okładka. Na pierwszy rzut oka widać, że chłopaki powrócili do starego grafika i moim zdaniem jest to dobry wybór. Swoją drogą cover wywołał ostry sprzeciw ze strony kleru, ale przecież u Slayera to nie nowość. Produkcja stoi oczywiście na najwyższym poziomie. Rick Rubin jak zwykle spisał się znakomicie.
Jaką muzykę zafundowali nam tym razem Kalifornijczycy? "Christ Illusion" jest płytą bardzo zróżnicowaną, jest jakby podsumowaniem całej dotychczasowej kariery czwórki zabójców, przekrojem przez ich dotychczasowa twórczość. Znajdziemy tu trochę oldschoolowego łojenia, trochę klimatów rodem z "Seasons In The Abyss". Jest także trochę nowoczesnego grania, a to, muszę przyznać, podoba mi się mniej.
Na płycie znajduje się 10 kawałków. Zaczynamy od mocnego uderzenia - "Flash Storm" to jeden z najlepszych numerów na płycie, rozpędzony, z jajem i dobrymi solówkami. Bardzo podoba mi się także "Jihad". Zaczyna się bardzo spokojnie, ale później nie ma już miejsca na melodie. Araya wypluwa z siebie poszczególne frazy, a Dave co chwilę wali z podwójnej stopy. Warto zwrócić tutaj uwagę ta tekst. Dotyczy on ataku na wieżowce "Word Trade Center". Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że cała sprawę widzimy oczami... zamachowca. No cóż, nie wszystkim fanom za wielka wodą to się spodobało.
Najmocniejszym punktem krążka jest zdecydowanie "The Cult". Ten kawałek mógłby bez problemów znaleźć się na "Reign In Blood" czy "South Of Heaven". Lombardo zachwyca swoją grą, a solówy po prostu wbijają w ziemie. Chyba jedynym wypełniaczem na płycie jest "Black Serenade", zagrany bez werwy, pomysłu, klimatem przypominający zupełnie nietrafione pomysły z "Diabolus In Musica".
"Christ Illusion" jest bardzo dobrą płytą. Mamy tu 2-3 naprawdę świetne kawałki, mamy parę bardzo dobrych, a tylko jeden można w zasadzie uznać za nieudany. Kalifornijczycy z pewnością nie muszą się wstydzić swojego nowego dzieła. Powrotu do lat osiemdziesiątych nie ma, ale chyba nikt o zdrowych zmysłach się tego nie spodziewał. Stawiam z czystym sumieniem mocna ósemkę.
Venom / [ 26.12.2006 ]
! Kup Płytę !
www.metalmaniak.pl
|