"So Far, So Good... So What!" to chyba jeden z najbardziej niedocenianych albumów Megadeth. Mówi się o nim, że jest kiepsko wyprodukowany, że utwory zostały napisane szybko wyłącznie dla zrobienia kasy. Podobne uwagi można wymieniać w nieskończoność, problem w tym, że jak dobrze posłuchać, okazuje się, że "So Far, So Good... So What!" jest świetny. To prawda, że został nagrany w najgorszym składzie w historii zespołu, to prawda, że produkcji można wiele zarzucić. Prawdą jest także to, że w tamtym okresie muzycy zażywali rekordowe ilości narkotyków. Jednak mimo to utwory, które znalazły się na krążku stoją na bardzo wysokim poziomie.
Album otwiera instrumentalny kawałek "Into The Lungs Of Hell", napisany znacznie dawniej - już na pierwszych występach zespół go grał jako "Quicksand". Utwór pokazuje czego należy spodziewać się po reszcie płyty - ostrego, dzikiego i bezkompromisowego thrashu. Kolejny utwór - "Set The World Afire" rozpoczyna się fragmentem starego nagrania z lat trzydziestych, ale już po kilku sekundach słychać wybuch i wchodzi właściwe Megadeth. W tym utworze znalazł się tekst "The arsenal of Megadeth can't be rid of" są to słowa, które Mustaine usłyszał wracając do domu, gdy został wyrzucony z Metallici - właśnie od nich pochodzi nazwa zespołu. "Anarchy In The UK" jest coverem Sex Pistols z nieco zmienionymi słowami - moim zdaniem jest to najsłabszy utwór na całej płycie - nie znaczy to jednak że jest zły, ale w porównaniu z innymi wypada dość przeciętnie. "Mary Jane" to z kolei "najbardziej niedoceniany utwór na najbardziej niedocenianej płycie". Wbrew pozorom nie jest to piosenka a marihuanie, tylko o duchu dziewczyny. Tytuł "502" pochodzi od policyjnego kodu oznaczającego jazdę samochodem pod wpływem niedozwolonych środków i można powiedzieć, że właśnie o takiej jeździe jest utwór. Co ciekawe kilka miesięcy po wydaniu albumu Mustaine został za coś takiego zatrzymany. Podobno wykryto u niego ok. 8 różnych substancji. W efekcie Dave został zmuszony do przejścia przez program odwykowy. O "In My Darkest Hour" możnaby napisać oddzielną recenzję. Jest to jeden z najgenialniejszych utworów jakie Mustaine kiedykolwiek napisał. Utwór pełen jest emocji: żalu, gniewu, bezsilności, złości, rozpaczy itp. Riffy doskonale pasują do bolesnych słów, dzięki temu słuchając tego utworu przeżywa się te emocje - popada się z jednych w drugie - tego nie można wyrazić słowami, trzeba po prostu włączyć ten kawałek i wsłuchać (wczytać) się w słowa. "In My Darkest Hour" dedykowane jest Cliffowi Burtonowi, ponieważ zostało napisane gdy Dave dowiedział się o jego śmierci - Mustaine nafaszerował się wtedy narkotykami i zaczął grać, śpiewać, płakać i pisać ten utwór. "Liar" poświęcony jest Chrisowi Polandowi - poprzedniemu gitarzyście, którego Dave oskarżał o kradzież jego sprzętu. Ostatni kawałek na płycie - "Hook In Mouth" dotyczy cenzury dbającej o polityczną poprawność. Można w nim doszukiwać się odniesień i sformułowań z "1984" Georga Orwella.
Największą wadą albumu (oprócz tego, że trwa tylko 34 minuty) jest poziom produkcji. Jakość dźwięku jest bardzo przeciętna, na szczęście każdy z 8 zamieszczonych utworów wynagradza wszelkie braki techniczne. Z każdego z nich bije pierwotna moc. Właśnie ta moc oraz spontaniczność osiągnięta poprzez wściekłe riffy stanowią o sile tej płyty.
Z pewnością nie jest to album łatwy w odbiorze. Jeżeli oczekujesz melodyjnych i radosnych opowieści o wielkich bohaterach to tu ich nie znajdziesz, ale jeżeli ktoś cię ostatnio wkurzył i chcesz się wyładować to "So Far, So Good... So What!" jest tym czego potrzebujesz.
Szczepan / [ 21.12.2005 ]
|