01. The Clansman's Journey 02. All for the Kingdom 03. Lions of the Sea 04. Freedom 05. The Heart of Scotland 06. Thousand Tears 07. Union of the Crown 08. My Final Fight 09. Gathering of the Clans 10. Barbarian 11. Fields of Blood 12. Requiem for the Fallen
Grave Digger nie zwalnia tempa i przygotował płytę studyjną numer 19. Oczywiście tutaj można doliczyć "Exhumation (The Early Years)" i wyjdzie 20, ale dla mnie takie ponowne "nagrywki" to nie kolejna płyta studyjna, więc obstaję przy swoim. Dwa poprzednie krążki ("The Living Dead" z 2018 i "Healed by Metal") jakoś specjalnie mnie nie porwały, więc bez tak zwanego entuzjazmu zakupiłem "Fields of Blood".
A cóż przynosi nam najnowsze dzieło Grabarza? Parafrazując inżyniera Mamonia z wiadomego filmu: "Mnie się podobają tematy, które już raz słyszałem. To przez reminiscencje. Jakże może mi się podobać piosenka, którą słyszę pierwszy raz?". I muszę przyznać, iż to cholernie celnie sprawdza się w przypadku nowej płyty tej kapeli. No ale po kolei. Zespół zafundował nam (po raz trzeci!) tematykę walecznych Szkotów i cały album oparł na tym koncepcie. "Ale to już było" - pomyślicie. Oczywiście, że tak, bo w końcu mieliśmy "Tunes of War" i "The Clans Will Rise Again". Czy zatem jest sens wracać do tego samego i opowiadać po raz kolejny te same historie? Niby nie, ale patrz właśnie cytat z Mamonia. Grave Digger mocno czuje ten klimat i sam Chris Boltendahl w którymś wywiadzie o tym mówił. Nie dziwne więc, że tak chętnie wracają do tej tematyki.
No OK, ale co muzyką? No ostatnich albumach było dobrze, ale nic więcej. Trafiały się koszmarki pokroju "Zombie Dance" (to niby miał być żart, ale sami rozumiecie - niemieckie poczucie humoru, hehe), ale tutaj nie ma mowy o czymś takim. "Fields of Blood" słucham ze sporym luzem i generalnie nic tutaj nie zgrzyta. Mamy oczywiście "kwadratowe" i "gravediggerowe" riffy (ten w "Lions of the Sea" - bajka!), skrzeczące zaśpiewy Chrisa i dosyć przyjemne solówki. Do tego klimatyczne dudy (wiadomo!) i sporo różnorodności jeśli chodzi o numery. Zmieniają się tempa, bo mamy rozpędzone "Union of the Crown", "Freedom", czy "Gathering of the Clans", spokojniejsze "My Final Fight", "Barbarian", czy walcowaty "The Heart of Scotland". Jest też oczywiście obowiązkowa ballada "Thousand Tears", w której gościnnie zaśpiewała Noora Louhimo z Battle Beast. W tym kawałku za klawisze odpowiada HP Katzenburg, który grał w Grave Digger w latach 1997-2014.
Pod koniec płyty Kopidołek serwuje nam epicki "Fields of Blood", który spina świetną klamrą cały album. Przez dziesięć minut mamy 100% Grave Digger w Grave Digger - jest w nim wszystko za co fani kochają ten zespół. Świetne refreny, charakterystyczne riffy, klasowe zwolnienia i w ten sposób historia toczy się do przodu. Zupełnie nie czuć, że ten numer tyle trwa. A dodatkowo fajnie dopełnia go (zamykający cały krążek) instrumentalny "Requiem for the Fallen".
Płyta "Fields of Blood" nie wnosi zupełnie nic nowego do dyskografii Grave Digger. To wszystko już było, to wszystko już znamy. Ta zupa jest przygotowana z doskonale znanych nam składników, według tego samego przepisu, który był wielokrotnie już w użyciu. Ale cholera, powiem Wam, że tym razem kucharz (Grabarz!) postarał się ciut bardziej niż ostatnio i wyszło to całkiem smakowicie. Słucham tej płyty od kilku dni i z każdym odsłuchem co raz bardziej mi siada. Na tyle, że dosyć chętnie zabrałem się do napisania recenzji. Przy dwóch wcześniejszych krążkach tak nie było. Kilka odsłuchów i płyta trafiła na półkę. "Fields of Blood" to mocna pozycja w dyskografii zespołu. Nie jakaś odkrywcza, nie jest też genialna, czy doskonała. Ale dostarcza mi dużo przyjemności z odsłuchu, a chyba o to właśnie chodzi?