"Death Magic Doom" to druga płyta Candlemass, na której śpiewa Robert Lowe z równie klasycznego Solitude Aeternus. Tak jak i poprzednio sprawdza się w tej roli dobrze - trudno było spodziewać się czegoś innego. W ogóle zresztą całą płytę można byłoby zrecenzować za pomocą tego jednego zwrotu. Trudno było spodziewać się czegoś innego. Nie ma zaskoczeń, ale i nie wydaje mi się, żeby ktoś ich oczekiwał.
Płyta zbiera dobre oceny, lepsze chyba niż poprzedni album, "King Of The Grey Islands". Muszę się tu przyznać, że moja opinia jest nieco inna. O ile płyta z 2007 roku podobała mi się bardzo, wbrew pewnym krytycznym opiniom, tak po pierwszym przesłuchaniu najnowszego dzieła Szwedów (i Amerykanina) niewiele zostało mi w pamięci, o emocjach nie wspominając. Po kilku kolejnych podejściach znalazłam nieco więcej, kilka kawałków mnie ruszyło, ale i tak uważam, że "Death Magic Doom" to płyta poprawna, solidna i równa, ale bez "tego czegoś", co decyduje o wyjątkowości.
Muzyka jest stosunkowo urozmaicona, oprócz typowego doomowego "walcowania" mamy utwory w nieco szybszych tempach. Jest dużo konkretnego, mięsistego riffowania, niezłe solówki i przyzwoite melodie. Kilka utworów zasługuje na pochwałę: rozbudowany, klimatyczny "House of the 1000 Voices", niemal tak samo długi "The Bleeding Baroness", "Dead Angel" z udanym, łatwym do zapamiętania refrenem, "My Funeral Dream" z fajnym riffem, dynamiczny "Lucifer Rising", któremu bliżej do klasycznego heavy niż do doomu... W zasadzie o większości kompozycji można byłoby powiedzieć coś dobrego, ale całość jakoś nie ma "błysku" - i trudno mi tu wskazać konkretny, obiektywny powód. Tak to po prostu odczuwam i wcale nie wykluczam, że ktoś może mieć zupełnie inne wrażenia.
Oczywiście wciąż jest to muzyka na wysokim poziomie i jestem pewna, że Candlemass, choć działa od ponad dwudziestu lat, wciąż nie wypalił się twórczo i jeszcze nieraz dostarczy nam przyjemności swoją muzyką. "Death Magic Doom" trudno uznać za wpadkę. To mocny "średniak" w dorobku grupy. W końcu nie da się wydawać samych arcydzieł. Wiele zespołów może tylko marzyć o tworzeniu muzyki tej jakości. Jeżeli ktoś lubi Candlemass i ogólnie taką stylistykę - spokojnie może po ten album sięgnąć.
Hanna Zając / [ 08.07.2009 ]
|