W 1987 roku Metallica wchodzi do studia, aby nagrać swój czwarty już z kolei album. W grupie w ostatnim czasie zaszły bardzo poważne zmiany. W trakcie trasy promującej genialny "Master Of Puppets" zginął Cliff Burton, świetny basista i przede wszystkim gość obdarzony wielka charyzmą, mający w kapeli naprawdę wiele do powiedzenia. Jego miejsce zajął Jason Newsted (ex Flotsam & Jetsam). Zrezygnowano także z usług Flemminga Rasmusena, człowieka odpowiedzialnego za produkcje dwóch poprzednich krążków. Prace nad nowym dzieckiem nie przebiegają jednak po myśli Amerykanów. Po serii nieporozumień na linii zespół - producent, czterej jeźdźcy zapraszają ponownie do współpracy brodatego Duńczyka. Nagrywanie zaczyna się praktycznie od początku...
Wreszcie w 1988 r. wszystko jest już gotowe. Płyta o nazwie "...And Justice For All" trafia w łapska fanów. Dostają to czego chcieli - ponad 65 minut ostrego jak brzytwa thrash metalu. Album różni się jednak od tego, co Metallica serwowała przedtem. Kawałki są dużo dłuższe i bardziej pokręcone. Niektóre trwają nawet po 9 minut! Nie ma jednak mowy o nudzie. Uwagę zwraca brzmienie. Bas jest prawie w ogóle niesłyszalny i chowa się gdzieś za gitara Jamesa. Bardzo wyraźnie natomiast słychać perkusję. Zresztą Lars spisał się tu znakomicie. Nagrał chyba swoje najlepsze partie w karierze. Świetny jest także wokal Hetfielda, który właśnie na "Justice" osiągnął apogeum swoich możliwości. Teksty, podobnie jak na "Master Of Puppets" oscylują wokół jednego tematu. Tym razem krytyce poddawany jest cały amerykański "porządek": korupcja w sądach, bezsensowne wojny, cenzura...
Na krążku znajduje się 9 kompozycji. "Blackend" to typowy metallicowy otwieracz. Intro do tego numeru równie znakomicie brzmi zagrane... od tyłu. Utwór tytułowy jest najdłuższy na płycie. To ponad dziewięć minut świetnego progresywnego grania. Częste zmiany tempa i popisowe sola Kirka naprawdę robią wrażenie. Czwórka czyli "One" to jeden z najbardziej znanych numerów Metallicy. Do niego właśnie grupa nakręciła swój pierwszy teledysk. Tekst tego prawdziwie antywojennego hymnu opowiada o losie człowieka, który w wyniku wybuchu miny stracił wszystkie kończyny, a do tego wzrok i słuch. Rozpoczyna się spokojnie, balladowo, by później przerodzić w prawdziwa krwawa jatkę. Swoje nieprzeciętne możliwości pokazuje tu znowu Hammet. Równie genialny jest powolny, monumentalny, cholernie ciężki "Harvester Of Sorrow". Kawałek znakomicie nadaje się na koncerty. Ósemka czyli "To Live Is To Die" to instrumental i tak jak poprzednie utwory tego typu u Metallicy stoi na bardzo wysokim poziomie. Jest to forma pożegnania z Cliffem. Wykorzystano tu jego pomysły, a około 7 minuty James recytuje cicho jeden z wierszy tragicznie zmarłego. Kawałek chwyta za serducho swoim niepowtarzalnym melancholijnym klimatem. Album zamyka rozpędzony "Dyers Eve", jeden z moich ulubionych numerów czterech jeźdźców. Ciężkie, walcowate riffy Hetfielda i popisowa wręcz gra Larsa czynią z tego utworu chyba najmocniejszy punkt płyty.
"...And Justice For All" jest świetnym krążkiem i jak się później okazało ostatnim thrashowym dziełem Jamesa i spółki. Mamy tu wszystko to, co w Metallice najlepsze - świetne riffy, cudowne sola Kirka, piękny utwór instrumentalny, akustyczne wstawki... Wielu ludzi widzi w tym albumie nawet szczyt dokonań czwórki Kalifornijczyków. Ja bardziej cenię choćby "Master Of Puppets", czy "Ride The Lightning", niemniej jednak "Justice" jest klasyką ciężkiego grania i taką też ocenę otrzymuje.
Venom / [ 04.10.2006 ]
|