Która to już studyjna płyta Saxon? 20? 40? Nie, nie, moi drodzy, "dopiero" dziewiętnasta! Mają panowie parę, trzeba im to przyznać. Podziwiam tych facetów za to, że zamiast siedzieć na tyłku, oglądać Premiership, żłopać przy tym browary i pierdzieć w stołek, wolą co jakiś czas majstrować kolejne płyty. No ale gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości, Saxon takimi numerami jak "Live To Rock" wyjaśnia sprawę. Dopóki starczy sił, dopóty Saxon będzie dla nas łoił. I dobrze, bo nawet jeśli zdarzy się, że na płycie jest średnio, to i tak na żywo Saxon znowu złapie nas za jaja.
Po dość ciepło przyjętej "The Inner Sanctum" nadszedł czas na kolejne wydawnictwo. "Into The Labyrinth" na początku wydaje się krążkiem cholernie wymęczonym, nudnym i po prostu śmiertelnie przeciętnym. Po pewnym czasie dochodzimy jednak do wniosku, że ta płyta jest ciut inna niż "Lionheart" czy "The Inner Sanctum" i to w początkowej fazie nieco przeszkadza w odbiorze muzyki. Jakby więcej tutaj numerów utrzymanych w średnich i wolnych tempach. Niektóre kompozycje są bardziej luzackie, rockowe. Nie chcę przez to powiedzieć, że Saxon jest na "Into The Labyrinth" pozbawiony pazurów, nic z tych rzeczy. Brytole po prostu nieco spuścili z tonu i siłą rzeczy trzeba się z tymi numerami osłuchać. Na szczęście nie cała płyta jest taka, zdarzają się rodzynki i co ważne, jest ich całkiem sporo...
Świetny, epicki otwieracz zatytułowany "Batallions Of Steel" to Saxon w najlepszej formie. "Live To Rock" to wspomniany rocker, ten jednak wybija się zdecydowanie ponad wszystkie inne z płyty. Prosty, dobry riff, rasowy refren, solidne solo. Do tego fajny, klasyczny rockowy tekst. Kolejny plus dla dziadków z Barnsley. "Demon Sweeney Todd" i wreszcie zaczyna się jazda! Saxon zdecydowanie przyspiesza, po raz kolejny wioślarze serwują nam świetne sola. Kolejny dobry numer. "Valley Of The Kings" to chyba najlepsza kompozycja na płycie. Gdyby takich było jeszcze ze 2-3, padłbym przed nowym dzieckiem Saxon na kolana. Z płyty wybijają się jeszcze pachnący Def Leppard "Come Rock Of Ages" i dość mocny "Hellcat". Pozostałe trzymają solidny poziom. Słabo wypada jedynie ballada "Voice", która wydaje się bardzo wymęczona. Spokojnie panowie mogli ją sobie darować. Podobnie sprawa ma się z "Coming Home (Bottleneck Version)". Nie wiem z jakich powodów muzycy odświeżali numer, który znalazł się na "Killing Ground"... wiem za to doskonale, że wyszło totalne nieporozumienie i numer, który po prostu irytuje. Dawno tak beznadziejnego zakończenia płyty nie słyszałem. Saxon wraz z Edguy i ich "Aren't You A Little Pervert, Too?" w temacie "jak spieprzyć końcówkę płyty" będą chyba jeszcze długo niedoścignionym wzorem.
Jak tak zbierzemy wszystko do kupy, wychodzi na to, że Saxon nagrał po prostu kolejną dobrą płytę. Są tutaj numery świetne, bardzo dobre, dobre i po prostu słabe. Gdyby nie feralne "Voice" i "Coming Home (Bottleneck Version)" byłoby z pewnością jeszcze lepiej. Tak jest dobrze i co najważniejsze, krążek zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Póki co, siódemka z plusem.
Krzysiek / [ 25.01.2009 ]
! Kup Płytę !
www.mystic.pl
|