01. The Prophecy
02. Hell, Fire and Damnation
03. Madame Guillotine
04. Fire and Steel
05. There's Something in Roswell
06. Kubla Khan and the Merchant of Venice
07. Pirates of the Airwaves
08. 1066
09. Witches of Salem
10. Super Charger



Saxon jest nie do zdarcia i nawet nie ma co z tym stwierdzeniem dyskutować. A serio to coś w tym jest, bo przecież Panowie swoje na karku już mają, a wydają kolejne (dobre!) albumy z zaskakującą częstotliwością. Ledwo co przecież dostaliśmy płytę "Carpe Diem" (2 lata tamu), a po drodze była jeszcze druga część coverów w postaci "More Inspirations". No to bierzmy się za "Hell, Fire and Damnation".

W wielkim skrócie mogę z czystym sumieniem napisać, że ta muzyka to cholernie saxonowy Saxon. Tutaj jest wszystko za co kochamy i wielbimy ten zespół. Świetne i mocarne riffy, wyśmienicie dojrzały głos Biffa i sekcja która to wszystko spaja i trzyma w odpowiednich tempach. Nawet zmiana gitarzysty - odszedł Paul Quinn - nie zmieniła w zasadzie nic. Brian Tatler (Diamond Head) doskonale się wpasował w te ramki. A Paula możemy usłyszeć w dwóch numerach: "Fire and Steel" i "Super Charger". Co poza tym? Same dobrocie. Zaczynamy opowiadanym intro i po chwili wylewa się utwór tytułowy. I tu prosta sprawa - albo jesteśmy tym co słyszymy kupieni, albo nie warto sobie dalej zawracać głowy. Saxon prochu już nie wymyśli i nie odwali im, żeby jakieś rewolty robić. Ten zespól ma swoją tożsamość i zdecydowanie w jej obrębie się obraca. I bardzo kurna dobrze. Ta muzyka jest poukładana z doskonale znanych nam klocków. Słucham "Madame Guillotine" i gęba sama mi się śmieje do tych riffów, zwrotek i refrenów. Esencja Saxon i jeszcze to piękne zwolnienie. Palce lizać. Swoją drogą na żywo ten numer to taka piękna kosa, że nie mam pytań.

I w zasadzie mógłbym się rozpływać nad każdym kolejnym numerem na tej płycie, bo kilkunastu przesłuchaniach nie umiem wskazać jakiegoś słabszego momentu. Saxon nagrał cholernie dobry i równy album. Ponownie. Ja nie wiem jak to się dzieje, że ci muzycy mają taką wenę i tyle pomysłów którymi się z nami dzielą. To jest drugi album z tego roku od którego ciężko mi się uwolnić - pierwszym oczywiście judasowy "Invincible Shield". I gdyby nie kolejka wydawnictw do recenzji, to te dwa krążki kręciłyby się w moim odtwarzaczu bez przerwy. No ale nie ma tak dobrze i czasami trzeba "odpocząć" od takich przyjemności.

Oczywiście mam świadomość, że nie jest to wybitne arcydzieło, bo przecież mówimy o dosyć prostym i nieskomplikowanym heavy metalu. W dodatku Saxon (i nie tylko) wyeksploatowali ten gatunek do cna. Co mi nie przeszkadza zupełnie i niejednokrotnie o tym pisałem. Nie mam problemu z tym, że składniki są takie jak zawsze - grunt, że efekt końcowy powoduje u mnie uśmiech na gębie. A na "Hell, Fire and Damnation" zgadza mi się wszystko. Lubię i to ciut szybsze granie ("Kubla Khan and the Merchant of Venice"), jak i spokojniejsze w postaci "Pirates of the Airwaves", czy "Super Charger". O "Madame Guillotine" już wspominałem.

Cóż tu więcej dodać? Muzycznie ten zespół ma jeszcze wiele to zaoferowania. Nowa płyta przynosi znajome dźwięki i utwory które już troszkę "znamy", ale to zupełnie nie jest jakąś wadą. Jest energia, jest moc i są pomysły. Nie mam mowy o jakimkolwiek męczeniu buły, czy zamulaniu. Riffy jadą konkretnie do przodu, sola błyszczą, sekcja elegancko trzyma lejce, a Biff to po prostu Pan Biff! Podobała Wam się płyta "Carpe Diem"? To i "Hell, Fire and Damnation" się spodoba. Macie moje słowo. No i zapewniam, że Saxon wciąż ma moc!

Hell, Fire And Damnation:



Piotr "gumbyy" Legieć / [ 13.04.2024 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




krzysiek [ uuu ] 14-04-2024 | 09:13

świetna płyta






Saxon
Hell, Fire and Damnation

Silver Lining Music - 2024 r.




8,5/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!