01. Don't Belong
02. Close Your Eyes
03. Grey
04. Red Shift
05. Forever After
06. Sun Fading
07. Laws Of Cause
08. All You Leave Behind
09. Accept The Pain
10. Shine
11. Spirit
12. Over The Madness



Przyznajcie się, kto z Was wierzył muzykom Paradise Lost? Kto z Was rzeczywiście "łyknął" wieści, iż nowy krążek będzie "najcięższym albumem zespołu od 10 lat"? Był ktoś taki? Jeżeli tak, to tylko najwięksi fani. Reszta, w tym ja patrzyła zapewne na to z duuużym dystansem. Tytuł, nowi muzycy, zapowiedzi (w których zawsze jakaś część prawdy przecież musiała być) wszystko jednak składało się na to, iż nowy album Paradise Lost był jednym z bardziej oczekiwanych przeze mnie krążków, które miały swoją premierę w lutym 2005 roku.

Jak łatwo policzyć, mamy 2005 rok, dokładnie 10 lat temu ukazała się "Draconian Times". Według zapowiedzi, mieliśmy dostać płytę przywodzącą na myśl właśnie ten krążek. Jaka zatem jest "Paradise Lost"? Czy rzeczywiście możemy powiedzieć o powrocie do... korzeni? Przyznam szczerze, sam byłem bardzo ciekawy. Wracając do początku tej recenzji, zapewne wielu z Was na postawione pytania odpowiedziało przecząco. Muszę powiedzieć, że nie do końca mieliście rację! Paradise Lost może nie prezentuje na nowym krążku muzyki tak mocnej i agresywnej jak pewnie wielu by chciało, ale jednak... jest dobrze, baa, nawet bardzo dobrze. Czemu? Ano z tej prostej przyczyny iż "Paradise Lost" to rzeczywiście płyta mocniejsza, bardziej metalowa niż ostatnie dokonania zespołu. Przede wszystkim powracają gitary, naprawdę dobre metalowe gitary, które na takich "Symbol Of Life", "Believe In Nothing", "Host" czy nawet "One Second" przecież nie powalały. Powracają również solówki, a to już coś prawda? Myślę, że "Paradise Lost" mogłaby się ukazać po wspomnianym "Draconian Times". Zdecydowanie więcej tutaj metalowego jadu niż techniawek. Oczywiście są jakieś samplowe wtrącenia, są jakieś elektroniczne dźwięki, ale tak daleko temu do elektro gotyku znanego z "Host" jak nowej Metallicy do metalu.

Płytki słucha się naprawdę świetnie. Numery są oczywiście bardzo chwytliwe, nośne, ale jak wspomniałem dopełnione metalowym riffem i dobrym klawiszem. Szczególnie, jak już wspomniałem ten pierwszy element robi na mnie spore wrażenie. Tak dobrych wiosełek Paradise Lost nie miał już dawno. Od razu lepiej na serduchu jak kapela, która flirtowała z popowymi numerami wraca do metalowego pieprznięcia. Zawsze lubiłem ten zespół, potrafiłem wybaczyć wiele i jak widać opłaciło się, nowy krążek na pewno nie zniszczył mnie ciężkością, nie przejechał po mnie jak walec, ale sprawił naprawdę dobre wrażenie, sprawił, że przyszłość Paradise Lost widzę w różowych (heh to może niezbyt dobre słowo, ale co tam) barwach. Co jeszcze? Wokal Holmesa też jakby się poprawił, facet kiedy trzeba śpiewa naprawdę ciekawie. Oczywiście o growlach i bardzo agresywnym śpiewaniu nie ma mowy, ale jakoś bardziej mi leżą te wokale od tego, co słyszeliśmy na ostatnich rzeczach Brytoli. Cholera poprawili się, naprawdę poprawili.

Jak widać, nawet taka kapela jak Paradise Lost, która wydawać by się mogło, dla metalowego grania jest już stracona, potrafiła jeszcze trochę przygrzać. Mam nadzieję, że muzycy dalej będą szli w tą dobrą stronę. Jestem pewien, że już teraz metalowa brać (oczywiście otwarta na takie granie) przyklaśnie słysząc "Paradise Lost", a powiem Wam szczerze, jestem pewien, że może być jeszcze lepiej. Oby tylko Holmes i spółka nie zapragnęli znowu pograć dla mas. "Paradise Lost" każe sądzić, że muzycy poszli po rozum do głowy i kolejnych rewelacji nie będzie. Jest bardzo dobrze, ale wciąż mi mało... chce więcej.

Krzysiek / [ 23.03.2005 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Paradise Lost
Paradise Lost

BMG - 2005r.




8,5/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!