Sabaton - w naszym kraju ten zespół znają prawie wszyscy. Nie miejsce i czas tutaj po raz kolejny pisać o tym samym i na tym poprzestanę. Skupmy się lepiej na pierwszym koncertowym wydawnictwie tej formacji. Po pięciu studyjnych albumach przyszedł czas na pierwszą koncertówkę. Trzeba przyznać, iż Szwedzi długo (jak na obecne czasy) czekali na taki ruch. Koniec końców, fani otrzymali płytę "World War - Live Battle Of The Balitc Sea".
Głównym daniem jest zapis koncertu, który odbył się podczas "Sabatoncruise". Była to impreza na statku, który w grudniu 2010 roku pływał w okolicach Szwecji. Lekko dziwi rozbicie tego materiału na dwa CD, bo nie było takiej fizycznej potrzeby. Wersja rozszerzona to podstawowy koncert (tutaj zmieścił się na jednym CD) i drugi dysk z utworami zarejestrowanymi podczas "World War Tour". Jest jeszcze mega wydanie z DVD, na którym umieszczono zapis koncertu z Falun . Uff... jest to lekko skomplikowane ale dla każdego coś dobrego.
Sabaton to koncertowo całkiem sprawny zespół, a przez ostatnich kilka lat zrobili niezły postęp jeśli chodzi o sceniczne show. Widziałem ich kilka razy na żywo (pierwszy raz w 2007) i z roku na rok progres jest widoczny gołym okiem. Zajmijmy się teraz daniem głównym, czyli w moim przypadku dyskiem pierwszym. Mamy tutaj klasyczny koncert z intro i outro, oraz 13 kompozycji. Utwory brzmią dosyć surowo, mniej "cukierkowato" niż na płytach, co odpowiada koncertowemu brzmieniu. Najwyraźniej niezbyt wiele tutaj majstrowano w postprodukcji i oczywiście jest to dla mnie zaletą. Wiadomo, że na początku troszkę ciężko przyzwyczaić się do takich "uboższych" wersji poszczególnych numerów, ale z czasem można poczuć klimat koncertu. Dzięki temu całość brzmi dosyć naturalnie (włączając w to publikę), a nie jak jakiś napakowany sterydami zespół super herosów. Bliżej tutaj do bootlegowego brzmienia, niż do wymuskanych koncertówek (z całym szacunkiem dla kapeli) np. Gamma Ray. Zdecydowanie wolę usłyszeć zespół grający "na setkę", niż później dogrywane wokale, czy partie instrumentów. Nawet kosztem tego, że nie jest perfekcyjnie, że pojawiają się niedoskonałości. Na plusik zaliczyłbym jeszcze fakt, że w tym całym koncertowym brzmieniu klawisze schodzą na troszkę dalszy plan kosztem gitar. Sporym minusem jest na pewno konferansjerka Brodena... po szwedzku to ja tylko potrafię powiedzieć i zrozumieć tylko "na zdrowie". Niestety większość gadek jest w tym miłym dla ucha języku.
Jeśli chodzi o setlistę to mamy przekrój przez dyskografię Sabaton z wyjątkiem płyty "Metalizer". Najwięcej utworów pochodzi z płyty "The Art Of War" (aż pięć) i mamy również jedną nową kompozycję. "Swedish Pagans" to dosyć melodyjne granie z jeszcze bardziej melodyjnymi zaśpiewami. Szczerze mówiąc taki sobie jest ten nowy kawałek. Niektóre utwory sporo zyskały na koncertowym wykonaniu "Cliffs Of Gallipoli" (świetna publika), czy szybciej zagrany "40:1". Hmm... w sumie to kawałki z płyty "The Art Of War" zyskały sporo gitarowej mocy (której trochę brakuje na płycie) i wyszło im to na dobre. Przyznaje, iż całkiem przyjemnie mi się słucha tego koncertu. Fakt, bardzo lubię wszelkie wydawnictwa z pod znaku "Live & Alive" i zawsze po takie sięgam z przyjemnością. W dwóch, czy trzech momentach pomiędzy utworami Broden podpytuje publikę i wymienia dwa różne kawałki i ludzie jakby głosują co chcieliby usłyszeć. Ciekawe, czy rzeczywiście fani mieli wybór pomiędzy numerami. Chyba trochę było to podpuszczanie fanów, bo jednym z wyborów było "Attero Dominatus" i "The Art Of War", a i tak zagrano oba.
Moimi "michałkami" z tego koncertu są wspomniany " Cliffs Of Gallipoli" i odegrany ze sporym pazurem "Primo Victoria". Cała płytka bardzo szybko przelatuje i w związku z tym - czas na CD numer 2.
Rozpoczynamy od niezłej jazdy - najszybszy numer w dyskografii Sabaton, czyli "Screaming Eagles". Bardzo lubię ten kawałek (za tekst o 505 Batalionie Powietrzno-Desantowym.... znanym z serialu "Band Of Brothers") i cieszy mnie, że znalazł się w setliście. Kolejne numery, to pełny przekrój przez dyskografię, bo mamy tutaj przedstawicieli wszystkich albumów. Z nieobecnego na pierwszym CD krążku "Metalizer" pojawiły się dwa utwory "Hellrider" i "7734". 12 kompozycji nagrano podczas World War Tour w rożnych lokalizacjach. Na samym końcu tego CD umieszczono jedyny numer, który jest powtórzony z pierwszego dysku. Mowa o "40:1" i dla niespodzianki nie powiem gdzie on został zarejestrowany. No tak... jak już tak napisałem, to pewno każdy się domyślił, że w naszym kraju. To chociaż niech miasto będzie okryte mgiełką tajemnicy. Jak wspomniałem wcześniej, nie jest to "jednorodny" koncert, tylko zlepek z różnych występów i nie ma tutaj ciągłości. Każdy numer kończy się wyciszeniem i przemowy Joakima są wycięte. Jak widać nie sposób tutaj poczuć się jak na koncercie, ale to taki dobry "The Best Of" na żywo. Brzmieniowo ciut lepiej niż w pierwszej części i słychać również, że powybierano najlepsze kąski z różnych koncertów. Różnica w "jakości" jest nieznacznie zauważalna. Jeśli miałbym jakieś numery wyróżnić, to oczywiście głos wędruje na wspomniany "Screaming Eagles", nieźle wyszedł też "Coat Of Arms" i jeszcze dodam "Panzer Battalion".
Lekko się rozpisałem, więc najwyższa pora na jakieś podsumowanie. "World War - Live Battle Of The Balitc Sea" pokazuje nam Sabaton w wersji koncertowej. Szczególnie "wersja podstawowa", gdzie mamy występ Szwedów zarejestrowany "od A do Z". Można usłyszeć jak te utwory zyskują nowy surowy szlif i tracą swój ugrzeczniony charakter. Na drugim krążku natomiast jest już bardziej "płytowo". Ta koncertówka to też dobry sposób, żeby bardziej poznać Sabaton dla znających tylko dwa "polskie" numery. Kolejne dwadzieścia czeka na przesłuchanie. A fani zespołu z dłuższym stażem? Na pewno już zakupili, albo kombinują jak zdobyć kasę na zakup.
Piotr "gumbyy" Legieć / [ 17.10.2011 ]
|