"Attero! Dominatus! Berlin is Burning..."
Szwedzi z Sabaton ponownie wyruszyli na front. Nowe dziecko "Attero Dominatus" to drugi krążek w dyskografii zespołu. Tak naprawdę to trzeci, bo debiut "Metalizer" zostanie wydany niebawem. Album ten nie przynosi większych zmian w porównaniu z "Primo Victoria". W świecie sportu funkcjonuje powiedzenie, że "zwycięskiego składu się nie zmienia" i muzycy Sabaton "przełożyli" to na swoje granie. Po prostu spłodzili bliźniaczy album do "Primo Victoria". "Attero Dominatus" opiera się na dokładnie takich samych patentach i schematach jak poprzednik. Mało tego... czasami można wręcz pogubić się, który album właśnie leci w odtwarzaczu (oczywiście jeśli słuchamy równocześnie robiąc kilka innych rzeczy). Mimo wszystko to mi nie przeszkadza. Poprzedni krążek lubię, więc i do tego mam ciepły stosunek. Młodzi Szwedzi po prostu eksploatują swoją wizję muzyki i robią to całkiem sprawnie. Fakt, że nie jest to oryginalna granie i trudno w nim doszukiwać się geniuszu. Mamy tutaj dosyć znane i oklepane zagrywki, ale muza w wykonaniu Sabaton ma taką swoistą lekkość i świeżość. Ma coś, czego czasami brakuje wielkim metalowej sceny.
Muzyczne spotkanie melodii i dosyć ciężkich gitar, podparte solidną sekcją rytmiczną. Do tego dochodzą częste klawisze, które robią za tło. Nie ma tutaj parapetowych melodyjek i galopad. Wokalnie jest dosyć podniośle, majestatycznie, czy też patetycznie. W refrenach obowiązkowe chórki i zaśpiewy. Wszystko to jest utrzymane raczej w szybszych tempach. Może troszkę irytować maniera wokalna Joakima Brodena, gdyż śpiewa on bardzo "surowo" i tak trochę gardłowo. Jak dla mnie, śpiew ten nieźle pasuje do takiej muzyki. Teksty oczywiście opowiadają historie wojenne, tak jak to było na poprzednim krążku. Wszystko to sprawia solidne wrażenie, słucham tego krążka z dużą przyjemnością. No cóż, często mam wrażenie deja-vu, no ale mi to specjalnie nie przeszkadza. Jest jeden utwór, który zdecydowanie się odróżnia od wszystkich, mowa tutaj oczywiście o trzecim na płycie "Rise Of Evil". Cały utrzymany w wolnych, marszowych klimatach i jest najdłuższy na płycie (ponad 8 minut). Dla mnie jeden z lepszych utworów na tym albumie.
Ostatni numer na "Attero Dominatus" to "Metal Crue", no i oczywiście mamy powtórzenie pomysłu z "Metal Machine" z poprzedniej płyty. Tym razem zamiast tytułów utworów mamy nazwy zespołów. Heh... niby banał, ale trzeba mieć głowę, żeby wykombinować takie coś:
"When the Priest Killed a Maiden in the Metal Church Armored Saints and Warlocks Watched the Slaughter Rage of the Slayer Forced the Pretty Maids To Kiss the Queen in Crimson Glory"
Nieźle, no nie? Ciekawe co będzie na kolejnym krążku.... może nazwiska muzyków? Hehe... żarty na bok i mam nadzieję, że Szwedzi wymyślą coś oryginalnego.
Jeśli nazwa Sabaton jest dla Ciebie zupełnie obca, a lubisz melodyjne granie, z niewielką dawką ciężkości. Jeśli nie przeszkadza Tobie coś, co już gdzieś kiedyś słyszałeś. Jeśli lubisz proste, metalowe granie prosto z serca, to spokojnie i bez obaw możesz sięgnąć po ten krążek. Ja to granie akceptuję w 100 procentach, z jednym solidnym założeniem. Mam po prostu nadzieję, że na kolejnym krążku Sabaton wprowadzi trochę zmian. Po raz trzeci to samo może już nie zadziałać. "Attero Dominatus" oceniam nieznacznie niżej niż "Primo Victoria", także solidna 7 się należy. Dlaczego nieznacznie niżej? Hmm... na wcześniejszym krążku było chyba bardziej świeżo i może kompozycje były troszkę lepsze? No i na pewno odpadł element zaskoczenia, także pół punkcika na minus.
"March! Fight! Die! In Berlin! March! Fight! Conquer! Berlin!"
Piotr "gumbyy" Legieć / [ 01.04.2007 ]
! Kup Płytę !
www.mystic.pl
|