01. Stargazers
02. Angel Of Babylon
03. Your Love Is Evil
04. Death Is Just A Feeling
05. Rat Race
06. Down In The Dark
07. Blowing Out The Flame
08. Symphony Of Life
09. Alone I Remember
10. Promised Land
11. Journey To Arcadia



Pierwsza część nowego albumu Avantasii - "The Wicked Symphony", całkiem nieźle dała się słuchać i jak jej poprzedniczki, trafiła do mojej złotej płytoteki. Dzieło nie otrzymało może tak wielkich słów, jak "The Metal Opera", czy "The Scarecrow", ale i tak je uszanowałem i wracam do niej raz na jakiś czas. Ale co było najlepsze w tej nowej płytce projektu Tobiasa? Że nie była ostatnią w tym roku! Właściwie to już dzień po premierze wspomnianego krążka ukazał się kolejny, który mam właśnie zamiar opisać - "Angel Of Babylon".

Już pierwsze dźwięki zapowiadają, że Tobi nie ma zamiaru bawić się w jakieś tajemnicze, niepokojące wejścia jak to uczynił chociażby na "The Wicked Symphony". "Stargazers" rozpoczyna się spokojnie, raczej pozytywnie. Po krótkim czasie (chyba po trzecim "Take Me Away"), utwór przyśpiesza. Na tej ścieżce słyszymy już połowę wokalistów gościnnie zaproszonych, czyli: Jorna Lande, Russella Allena i Michaela Kiske. Po za tym ostatnim, raczej wszyscy odwalili tu kawał dobrej roboty. No ale sam utwór szczerze mówiąc mnie nie powalił. Avantasia zdążyła mnie przyzwyczaić do o wiele lepszych longplay'ów. Co dziwne, w tym przypadku moją uwagę zwróciła na siebie gra basu. Kilka razy wysuwa się na prowadzenie, co raczej rzadko się w tym zespole zdarza. Melodie wokalne są raczej średnie, nie zabijają. Myślę, że bardziej powinno się tu zwrócić uwagę na gitary, a precyzyjniej - na solówki. Tutaj mamy ją niezliczoną ilość i każda oczywiście dobra. Jak zawsze zresztą w Avantasii.

W drugim kawałku (tytułowym), na uwagę zasługują klawisze, gdyż swoją wizytą zaszczycił nas, znany wszystkim, wirtuoz w tej dziedzinie - Jens Johansson ze Stratovarius. Ci co słuchali Stratka i wiedzą, co czasami Jens wyczynia, nie muszą się bać, albowiem to nie jest żaden utwór Stratovariusa, z elementami syntezatorów, pasujących jak pięść do oka, lecz przyjemny, melodyjny song. Już na początku docierają do nas arktyczne klimaty wydobywane z klawy, ale nie na długo. Później już wszystko się trzyma melodii, a solówka Johansson'a tylko zapełnia bardzo ciekawy temat rzucony przez pomysłodawców. No i oczywiście genialne wokale Tobiasa i Jorna, jak zawsze wyśmienicie odgrywają swoją rolę. Bardzo ciekawe rozwiązanie. Troszeczkę inne, jeszcze czegoś takiego nie było, ale słucha się pozytywnie.

Trójeczki, w przeciwieństwie do poprzednich już raczej nie można nazwać utworem power-metalowym. Mimo wszystko bardzo dobrze go się słucha. "Your Love is Evil", to kolejny przykład na to, jak znakomicie Tobias potrafi się odnaleźć w lżejszej muzyce, pod warunkiem że jej nie nadużywa. W "Niecnej miłości" mamy świetny riff i powalające solo. Nie jest to nowość w Avantasii. Chociaż mam wrażenie, że za każdym razem odkrywam ten zespół na nowo. Tak też przytrafiło mi się przy tej kompozycji. To jest... inne. Słyszeliście kiedyś u Tobiasa taki refren? Nie! Ale czy pasuje? Pasuje! I to mi wystarczy.

"Your Love is Evil" trwało dość krótko, ale coś się kończy, a coś się zaczyna. A poczęcie jest dosyć dziwne. Dziwaczny głos na tle jakiejś altówki, czy Bóg wie czego. Jeszcze jakieś bzyczenie z boku. Co to ma być? Cisza przed burzą. Nie będę Wam mówił, w której minucie, wybucha "Death Is Just A Feeling", kawałek który wrył mnie w ziemię. Życzę Wam, byście dostali przy nim zawału, tak jak ja. To jest w muzyce najlepsze, niespodziewany rozwój sytuacji. Chropowaty głos Jona Olivy, przeprowadzający przez zwrotki i przebojowy kulminacyjny refren, zmiatają z powierzchni ziemi.

Ale koniec rozmyślań nad tym, czy "Śmierć jest tylko uczuciem", bądź czy "Jesteśmy tylko małymi zwierzątkami". Pora na "Wyścig szczurów". No tutaj muszę przyznać, że miałem deja vu. Ten refren gdzieś już był, albo po prostu Tobias zapożyczył linię melodyczną z jakiegoś wcześniejszego dokonania. Mi osobiście przypomina się "Down To The Devil" z genialnej płyty "Hellfire Club", należącej oczywiście do Edguy'a. Tak czy inaczej "Rat Race" jest bardzo dobry, szybki, melodyjny i czuć, że to wyszło spod ręki Tobiasa Sammeta.

Również bardzo pozytywnym nastrojem emanuje "Down In The Dark". Przecudowne melodie wokalne wyśpiewane przez duet Sammet & Lande. Co dziwne, zwrotka zagrana w średnim tempie, podoba mi się bardziej od refrenu. Przypomniało mi to historię z "Another Angel Down" - refren dobry, ale nie lepszy od tego, co powinno do niego tylko przygotować. Ale cóż, po raz kolejny, nie mogę nic zarzucić. Melodyjno-szybkie solówki są, cieszące ucho riffy są, no i genialnie skomponowane i zaśpiewane refreny też są. Do tej pory album pozostawia miłe wrażenia.

Czas na balladę. "Blowing Out The Flame" to nic innego jak kolejna radująca serce, piosenka na wyciszenie. Chociaż nie jestem kobietą, to kocham tego typu sentymenty. Spokojne kawałki, przy których można popatrzeć w gwiazdy, lub w oczy swojej sympatii, przy lampce wina. Tobias zawsze miał łeb do takich patentów. Nie inaczej jest w przypadku "Blowing Out The Flame". Zresztą jakiej ballady Avantasii byście nie wzięli, to każda się nada, na pochmurne, niepogodne dni, przeznaczone tylko do domowego użytku.

"Nareszcie" mogę sobie trochę ponarzekać. Niejaka "Symfonia życia" o przekornej nazwie, mało co mi tego życia nie odebrała. Heh, to oczywiście żart. Aż tak źle nie jest, ale "Symphony Of Life" to zdecydowanie najmroczniejszy kawałek na płycie. Powiem nawet więcej - jedyny mroczny numer na "Angel Of Babylon". Może wcześniej takowe elementy były w "Stargazers" czy "Death Is Just A Feeling", ale przy tym, to znajdują się na pozycji przegranej. Nie będę ukrywał, że dla mnie ósma ścieżka najbardziej odstaje od reszty. A to dla tego, że dla mnie muzyka jest radością. Nie ma miejsca na złe emocje, mrok i inne tego typu pesymistki. Nie w wymiarze, który często jest dla mnie jedyną nadzieją na spokojne przetrwanie trudnych chwil. Ale nie tylko dla tego odkładam "Symfonię" na dalszy plan. Wzięła w niej udział... laska. Niejaka Cloudy Yang. I właśnie w tym momencie przypomniałem sobie, że na "The Wicked Symphony" nie mieliśmy ani jednego utworu z gościnnym głosem wokalistki. Teraz to jest po prostu nadrabiane. Jak Cloudy wypadła? Powiem, że dodała troszeczkę słodyczy do bardzo kwaśnej receptury. Jednak w ostateczności zaśmierdziało mi nowym, czyli niezbyt lubianym Nightwish'em. Na dodatek wszechobecny Tobi, nie zajrzał ani na sekundę, żeby zobaczyć co się dzieje podczas nagrywania. Widocznie, nie chciał się przyznać do utworu. Przepraszam jeśli kogoś uraziłem, ale to nagranie tu nie pasuje. Może na "The Wicked Symphony" by bardziej się odnalazło. Tam to mieliśmy wiele takich motywów, a tutaj jest troszeczkę zbyt lekko, jak na taki ciężar. W dodatku czasem mam wrażenie jakby Yang na siłę próbowała rozmyć swój język, żeby brzmiał bardziej po angielsku. No przykro mi, ale musiałem powiedzieć co myślę.

Kompletnie niepodobne oblicze, Avantasia odsłania nam dopiero w dziewiątce. Czym jest według Was "Alone I remember"? Hard-rock, blues-rock, funk-rock? W każdym razie z metalem ma to wspólnego bardzo mało. Tak ambitnej kompozycji zespół jeszcze nie nagrał. Wstęp to nic innego jak bluesowa zagrywka, przewijająca się potem w dalszej części. Muzycy poeksperymentowali i wyszła im mieszanka wszystkich stylów jakie wcześniej podałem. W dodatku te wokale. Tobi i Jorn są po prostu niemożliwi. Po raz kolejny muszę pochwalić ich za przeogromne, wszechstronne możliwości. Zwłaszcza Jorn jak się wczuł w tej drugiej zwrotce. Chyba obaj niemieccy krzykacze powinni udać się na jakieś jam-session. Z pewnością by tam nieźle pozamiatali. Ale zbyt wiele takiej "piwnej" muzyki też dobrze z człowiekiem nie robi. Jeden taki "Alone I Remember" w zupełności wystarczy.

Doczekałem się wreszcie na 10 ścieżkę zatytułowaną "Promised Land". Co prawda, znałem już ten kawałek z EP'ki "Lost In Space" i muszę powiedzieć: Geniusz! Już sam zabójczo-melodyjny wstęp sprawia, że utwór się kocha. Dalej tylko zwrotka, refren, solówka nie dają nam odejść od wierzy, czy tam słuchawek jak kto woli. Kipi z niego taka energia, taka radość gry, że Shock... Thundershock! Lepszego kawałka, na doła, czy też podsumowanie udanego dnia, niż "Promised Land", nie znajdziecie. Pokochałem tą wersję z EP'ki. Czy dużo się ona różni od nagranej na potrzeby "Angel Of Babylon". W sumie nie, ale wyraźnie słychać wyciętą ścieżkę wokalną Michael'a Kiske. Zamiast niej wstawiono... pana Lande, of course! Uwielbiam jak ten gościu wyjedzie ze swoją chrypą, jednak tu zdecydowanie przesadził. Jego wstawiona partia nie przypadła mi do gustu, śpiewa bardzo urywkowo. W przeciwieństwie do Kiske, zapomina o melodii zwrotkowej. Trudno się dziwić, że razi mnie to po uszach. "Ziemia Obiecana" to jeden z najważniejszych dla mnie kawałków, jakie miałem przyjemność słyszeć i przez przyzwyczajenie do starej wersji, nie zaakceptuje tej, która wyraźnie odbiega od oryginalnej. Oprócz tego spostrzegłem się, że pierwsze dźwięki solówki są bardziej podkręcone, ale po za tym wszystko zostało na swoim miejscu. I to na tyle. Tak czy inaczej zawsze będę się trzymał tej pierwszej wersji "Promised Land" z trzema głosami. W tak zatwardziałym przypadku, starych drzew się nie przesadza.

Na pożegnanie Avantasia, zabiera nas w "Podróż do Arkadii". Dołącza do nas Bob Catley z gitarą akustyczną. Zbieramy wszystkich w mieście: muzyków, śpiewaków. Idziemy z zespołem jedną wielką procesją. Na czele naszej pielgrzymki stoi Tobias. Gdzieś tam z tyłu uchowali się Lande i Allen. Później również nie wiadomo skąd ze swoim wiosłem wchodzi
Bruce Kulick i częstuje nas solówką. Wspólnie idziemy i jednym głosem, ile kto ma pary w ustach śpiewamy słowa te:

"Burning feet on the ground
Got my head in the clouds
Journey to Arcadia
And I know I will stand
What I can't comprehend
Journey to Arcadia"


A mówiąc w naszej recenzentowskiej gwarze: Bardzo udany końcowy kawałek. Jak Bob, odwiedzi Avantasię w studiu, to już z góry wiadomo, że efekt będzie najwyższej urody. Słyszeliście "The Story Ain't Over" lub "Cry Just A Little"? To na prawdę przecudowne, melancholijne kompozycje. Odpływa się przy nich. Nie inaczej jest przy, nieco dłuższym, 7-minutowym "Journey To Arcadia". Dobra robota!

No i cóż, to na tyle jeśli chodzi o naszą kolejną przygodę z Avantasią. Niestety, trzeciej płyty już nie ma. Teraz już naprawdę musimy czekać na kolejny krążek. Ale czas podsumować wreszcie akt kończący "Trylogię Scarecrow". Powiem tak; Po wydaniu dwóch części "The Metal Opery", wydawało się, że równie genialnego krążka już nie da się nagrać. W 2008 roku "The Scarecrow" zmiótł totalnie wszystkie wątpliwości, czy Tobias jeszcze potrafi zaskoczyć. Te dwie płytki są po prostu tego kontynuacją. Sammet nadal ma tuzin pomysłów na dobry materiał, wiele niewykorzystanych motywów. O ile "The Wicked Symphony" była płytą zróżnicowaną, czasem mroczną, czasem melodyjną, to na "Angel Of Babylon" muzycy zdecydowanie postawili na melodie i spójność. Po za "Symphony Of Life" nie ma tutaj utworu, który by się wyróżniał. Płyta bardzo równa i miła do posłuchania. Zdecydowanie góruje na niej melodyjność, przebojowe refreny, przy czym ostre gitary też nie zapominają gdzie ich miejsce. Jednak wszystko jest tak jakoś mniej robione z klasą. Atmosfera jest pozytywna, bez żadnych wielkich uniesień. Wszystko do wszystkiego pasuje, jednak nie ma tak ogromnej siły przebicia. I jeśli już mam porównywać jedyny album na literę "A" danego projektu, na tle całokształtu dyskografii, to zdecydowanie jest najsłabszym albumem Avantasii. Chociaż jak widzimy, nawet na nim nie brakuje ciekawych rozwiązań.

Sądzę, że płyta warta uwagi, można jej posłuchać i znaleźć parę elementów dla siebie, ale jak ktoś naprawdę jest heavy-maniakiem, to nie sądzę, aby polubił jej całokształt. Skoro "The Scarecrow" przypadła Ci do gustu i "The Wicked Symphony" również miała pozytywny odbiór, to i tu nie powinno być wielkich problemów. Ale ostrzegam! To jest inne! Jednak jeśli "Strach na Wróble" to dla Ciebie kicz, to nie sięgaj nawet po żadną z jego kontynuacji. Zmęczysz się! Ja, mimo wszystko, z niecierpliwością będę wyczekiwał na nowe dziecko projektu, mojego ulubionego wokalisty - Tobiasa Sammeta i bez cienia wątpliwości, umieszczę "The Wicked Symphony", lub "Angel Of Babylon" w odtwarzaczu, jeszcze nie raz.

"Time telling me to say farewell
but I knew that I would fight hell
and I know: We will
go for another time we can see,
for another time we'll be free,
for no more farewell."


A zatem, Do następnej płyty Avantasio! ;)

Blackout / [ 09.01.2011 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




JakubG [ jgalinski02@gmail.com ] 10-05-2016 | 20:29

"Obaj niemieccy krzykacze". Jorn pochodzi z Norwegii.


Blackout [ kosm2@o2.pl ] 27-01-2019 | 17:38

Rzeczywiście, małe niedopatrzenie ;)


conneryfan [ conneryfan@wp.pl ] 17-02-2022 | 19:01

Symphony of Life to najlepszy utwór , poza Death Is Just A Feeling ^_^
A nowy Nightwish jest zajebisty !






Avantasia
Angel Of Babylon

Nuclear Blast Records - 2010 r.




8/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!