01. The Seven Angels
02. No Return
03. The Looking Glass
04. In Quest For
05. The Final Sacrifice
06. Neverland
07. Anywhere
08. Chalice Of Agony
09. Memory
10. Into The Unknown



Po bardzo dobrym albumie macierzystej formacji Tobiasa Sammeta - Edguy, niezmordowany lider grupy po raz kolejny zaserwował nam nowy krążek projektu Avantasia. Już pierwszy album pokazał, że Tobias ma mnóstwo pomysłów, i Avantasia to wcale nie są odrzuty z Edguy tylko niesamowite metalowe dźwięki, których słucha się z zapartym tchem. Do tego mamy taki dream team metalowej sceny, że grzech nie znać tych krążków.

Jak poprzednim razem Tobias zaprosił do swojego "przedstawienia" wybitnych wokalistów, oprócz niego swojego wokalu udzielają tu takie nazwiska jak Michael Kiske (ex Helloween), Andre Matos (ex Angra, Shaman), David DeFeis (Virgin Steele), Oliver Hartmann (At Vance), Kai Hansen (Gamma Ray) czy Bob Catley (Magnum). Jak widać, same nazwiska robią ogromne wrażenie. W połączeniu z muzyką na najwyższym poziomie, o którą zadbali: m.in. Henjo Richter, Markus Großkopf, Alex Holzwarth i Timo Tolkki, można dojść do wniosku, że tu nie może być słabej kompozycji... I tak w rzeczywistości jest!!! Druga część "Metalowej opery" to po prostu coś pięknego, zdecydowanie przebija bardzo dobrą poprzedniczkę o kilka razy. Nie wiem jaki fenomen jest w tych 10 kompozycjach, niby mamy wszystko to co w pierwszej części, jednak zaraz po przesłuchaniu "The Metal Opera pt. II" każdy zgodzi się ze mną, że to po prostu krążek zdecydowanie lepszy.

Zdziwiłem się trochę gdy zobaczyłem, ze na samym początku mamy aż... 14 minutowy "The Seven Angels". Inna sprawa, że kawałek jest po prostu genialny. "The Metal Opera pt. I" kończył znakomity prawie 10-minutowy "The Tower", jednak ten kawałek bije go na głowę kilka razy. Wszyscy goście prezentują w nim swe nieprzeciętne umiejętności. Mamy tu prawie kwadrans cudownych epickich dźwięków, pomieszane wolne momenty z szybkimi metalowymi partiami, fortepianowe wstawki, znakomite riffy, solówki, wokale, chóry... dosłownie wszystko. Tobias już nieraz pokazał, że potrafi tworzyć ciekawe długie utwory, ale teraz przeszedł samego siebie. Ciężko wyróżnić tu jakiś konkretny kawałek, jak wspomniałem wszystkie są znakomite. Mi oprócz rozpoczynającego krążek "The Seven Angels" do gustu najbardziej przypadły "The Final Sacrifice" i "Memory", szczególnie ten drugi, zawierający naprawdę mocny rozpędzony metalowy riff, szybką perkusję, ciekawy refren, równie interesujące chóry. Przyznam, że ciężko znaleźć na opisywanym krążku jakieś błędy czy niedociągnięcia.

Naprawdę podziwiam Tobiasa Sammeta, jeszcze niedawno zachwycałem się "Mandrake" a teraz dane mi jest usłyszeć kolejna znakomitą płytę, która wyszła spod palców tego niesamowicie kreatywnego muzyka. Wydaje mi się, że jest to najlepszy materiał od czasów "Vain Glory Opera". "The Metal Opera pt. II" to naprawdę krążek, który trzeba mieć na półce. Nie wyobrażam sobie by ktoś go nie znał. Zachwalałem "Mandrake", więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko pochwalić za "The Metal Opera pt. II".

Krzysiek / [ 22.10.2003 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




cosm0 [ kosm2@o2.pl ] 28-05-2010 | 21:43

Ja się nie zgodzę, że jest on lepszy od pierwszej części. Moim zdaniem "The Metal Opera I", to bardzo oryginalny, spójny album, z wieloma "przejściami", które widnieją tylko na prawdę tam, gdzie pasują. Do tego każdy utwór jest wyczerpująco dopracowany, nie przynudza i ciśnie z koncepcyjnego tematu wszystko co najlepsze. Rzeczywiście "The Seven Angels" bije na głowę "The Tower" 1000 razy. Wieża nie ma połowy tyle energii i przebojowości co Siedmiu Aniołów. Także dziwnym zbiegiem okoliczności muszę wyróżnić "The Final Sacrifice" - najostrzejszy wg mnie kawałek Avantasii aż do tej pory. "Memory" także daje radę. Na jedynce czegoś takiego jak te 2 killery nie ma. Także fortepianówka "In quest for" nieco prześciga "Inside". Ale co z tego skoro album nie trzyma się kupy? Nie ma tu takich przerywników jak na poprzedniczce, przez co wydaje się, że płyta szybciej mija. Takie "The lookin glass", "Chalice of Agony", czy też "Neverland" nie zaskakują czymś większym, nudzą swoimi refrenami. Na tej drugiej części brakuje mi jakiegoś spójnika, utwory są zbyt samodzielne i cienko współpracują. Ten wstęp do "No return" po fantastycznym zakończeniu 7A po prostu straszy. Sama końcówka jako utwór "Into the unkown" też mi nie przypadła. Ogółem na płytce to co jest nie wystarcza porównując do pierwszej części. Brakuje jakiegoś heavy-metalowego przeboju, hitu typu "Avantasia". Zbyt wiele mamy tu takich długich rozbudowanych power-metalowców. W poprzednim było to ograniczone i było miejsce na ballady, na lżejsze utwory i wszystko wyeksponowane dzięki przerywnikom. Nie umiem porównywać drugiej części do pierwszej bo wiadomo, że tamta zawsze coś zapoczątkowała i jest po prostu lepiej przemyślana, bo pierwsze najlepsze pomysły przeszły właśnie na nią. Tyle ode mnie






Avantasia
The Metal Opera II

AFM Records - 2002 r




9/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!