Naprawdę przyjemnie jest podejść do albumu z myślą, że nie będzie to krążek, który zrobi wrażenie, który spowoduje uśmiech na twarzy i potem miło się zaskoczyć. Tak było w przypadku "Elements Pt. II". Po części pierwszej postawiłem na Stratovarius "kreskę", szczerze mówiąc nie podobał mi się tamten album. Może i muzyka miała więcej powietrza, progresywnych zagrywek, ale ja nigdy nie byłem wielkim fanem takich dźwięków. Zapowiedzi, iż druga część ma ukazać się niecały rok po pierwszej nie napawały mnie radością, oczekiwałem kontynuacji "Elements Pt. I", w końcu utwory te powstawały w jednym czasie i podejrzewam, że tylko wytwórni "zawdzięczamy" fakt, iż nie otrzymaliśmy krążka dwupłytowego.
Nie ukrywam, że chciałem użyć ostrych słów w tej recenzji, jeszcze przed wydaniem krążka miałem w głowie obraz tego artykułu, jednak... wyszły z tego nici już po pierwszym przesłuchaniu "Elements Pt. II". Pamiętam dokładnie, jak wrzuciłem krążek do sprzętu grającego i szczena opadła, pomyślałem wtedy "toż to stary dobry Stratovarius!". Muzyka na "Elements Pt. II" to wyraźny powrót do starych czasów, oczywiście kilka elementów (hehe) z poprzedniej płyty pozostało, ale ogromna większość to typowa muzyka z jakiej słynie Stratovarius i to mi się tutaj najbardziej podoba. Początek w postaci świetnego zresztą "Alpha & Omega" co prawda nawiązuje jeszcze do części pierwszej ale już kolejne "I Walk To My Own Song" czy "Im Still Alive" to już szybkie, melodyjne i bardzo, bardzo udane kawałki, na które każdy fan Stratovarius przyklaśnie w łapki. Nie spodziewałem się tego, naprawdę jestem zaskoczony.
"Season Of Faith's Perfection" to kawałek, który idealnie sprawdzi się na zimne wieczory, ciepła energia, która emanuje z tego utworu to zasługa pięknej melodii oraz jak zawsze genialnego Timo Kotipelto. Do tego jeszcze świetne orkiestracje. Bardzo udana ballada, ale do tego Stratovarius zdążył nas już chyba przyzwyczaić. Ech gdyby tylko nie te beznadziejne zakończenie, które "zaserwował" nam Jens. Walcowaty i ciężki "Awaken The Giant" zdecydowanie bardziej mi się podoba niż większość numerów z "Elements Pt. I", wolne tempo i długi refren robią dobre wrażenie. Efekt wokalny już mniej ale i tak jest dobrze. "Know The Difference" i mamy powrót do szybkiego neoklasycznego grania. Masa melodii, szybkich galopad, perkusyjnych zagrywek, wysokich wokali Timo - po prostu rasowy Stratovarius. "Luminous" - druga już ballada, tym razem trochę inaczej zagrana, kawałek bardziej klimatyczny, wolniejszy i nastrojowy. Świetnie spisał się po raz kolejny Kotipelto. "Dreamweaver" to utwór w stylu "Awaken The Giant", dominują wolne i średnie tempa, potężny bas, całkiem niezłe riffy, dobre i przede wszystkim długie solo pokazuje, że Timo nie zapomniał jak się gra na gitarze. Zdecydowanie jeden z najlepszych utworów na krążku. Dla mnie jednak numerem jeden jest wieńczący "Elements Pt. II" - "Liberty", przepiękna melodia, którą Timo wygrywa już na samym początku daje jasno do zrozumienia, że to będzie coś wielkiego. "Liberty" po prostu mnie urzekł, już dawno nie słyszałem tak pięknej ballady. Na pewno jedna z lepszych w całej historii Stratovarius. Wszystko jest tu genialne, nic dodać, nic ująć.
Powtórzę to po raz kolejny - nie spodziewałem się tego po Stratovarius. "Elements Pt. II" moim zdaniem zdecydowanie przewyższa część pierwszą. Oczywiście wielu uważa dokładnie inaczej ale ja uwielbiam Stratovarius w formie takiej jaką wypracował na "Destiny" czy "Visions". Dla mnie tak zawsze będzie wyglądał fiński zespół i właśnie w takich numerach lubię go najbardziej. Chylę czoła przed Finami bo potrafili nagrać album do którego będę często wracał, "Elements Pt. I" praktycznie zapomniałem, odświeżyłem go tylko dlatego, aby móc porównać obie części. Jeżeli zapytalibyście mnie, która część "Elementów" jest lepsza, bez wahania odpowiem - "Elements Pt. II".
Krzysiek / [ 08.12.2003 ]
|