Pierwszy album fińskiej grupy Nightwish był moim zdaniem udanym debiutem, jednak dopiero rok później, po wydaniu "Oceanborn" zespół ten wszedł do elit melodyjnego power metalu. Dziś, po ponad pięciu latach nic nie wskazuje na to by mieli elity te opuścić.
Płyta ta jest znacznie cięższa niż "Angels Fall First" i po prostu lepsza. Utwory są bardziej rozbudowane, ciekawsze. Cały album posiada niesamowity wręcz klimat, który podbudowują jeszcze skrzypce, flet, altówka i wiolonczela. Oprócz tego mamy pewien nowy dodatkowy głos, o którym później. A wokal Tarji świetny jak zawsze. Całości słucha się jakby w transie.
Już pierwszy na płycie "Stargazers" pokazuje że zespół gra mocniej niż do tej pory, muzyka nie traci jednak nic ze swojego piękna. Śmiem stwierdzić że jest to najlepszy otwieracz w dorobku grupy, trudno wymarzyć sobie lepszy. Cały utwór jest rewelacyjny, ale trzecia zwrotka robi po prostu niesamowite wrażenie. Nie można tu też pominąć świetnego syntezatora. "Gethsemane" tylko nieznacznie zaniża poziom, gdyż jest to utwór również jak najbardziej udany. Na szczególną uwagę zasługuje tu świetny tekst, ale w przypadku Nightwish to akurat nic nowego.
Rozpoczyna się trzeci na płycie "Devil & The Deep Dark Ocean" i ... czy to na pewno ten sam zespół który nagrał "Angels Fall First"? Kawałek ten od początku atakuje mocnymi dźwiękami po czym rozpędza się i słyszymy mroczny męski wokal. Czyżby Tuomas tak znacząco zmienił głos? Nie, to Tapio Wilska, który występuje na tym albumie gościnnie w dwóch utworach. W tym, jak łatwo się domyślić przypadła mu zaszczytna rola Diabła :) Zaraz potem wchodzi Tarja i tworzą oni niesamowity wręcz duet. Dialog ten jest może nawet lepszy niż ten z Bestią z pierwszej płyty.
Teraz czas na trzy trochę gorsze kawałki. Nie są one jednak złe, na tej płycie nie ma słabych czy nawet średnich utworów. "Sacrament Of Wilderness" jest chyba najlepszy z tej trójki, dla wielu nawet jeden z mocniejszych punktów tej płyty. Podniosły, szybki, dobry, ale czegoś mu jakby brakuje. Jak można się domyśleć "Passion And The Opera" to najbardziej "operowy" kawałek na tym albumie, Tarja demonstruje tu swoje niemałe umiejętności, jednak mimo że całość jest udana to jednak trochę w pewnym momencie przynudza. Ballada "Swanheart" też nie jest szczytowym osiągnięciem Nightwish. Zespół ma na swoim koncie lepsze kawałki tego typu. Nie można jednak powiedzieć o tym utworze złego słowa, gdyż jest to całkiem dobry przerywnik pomiędzy cięższymi kompozycjami i usunięcie go z tego krążka z pewnością nie byłoby dobrym pomysłem.
Cosinusoida do której możnaby przyrównać tą płytę podnosi się wraz z instrumentalnym "Moondance". Świetny kawałek; niesamowite zmiany tempa i wyjątkowe klawisze to jego największe zalety. Ósmy utwór - "The Riddler" to również bardzo dobra robota, typowy Nightwishowy numer, gdzie wszystko jest na miejscu i nie można mu nic zarzucić.
Półminutowe, majestatyczne intro; pan Wilska cytujący fragment Biblii (a konkretniej Księgi Wyjścia) - tak rozpoczyna się najlepszy kawałek na Oceanborn - "The Pharaoh Sails To Orion". Zaraz potem słyszymy między innymi niesamowite partie klawiszowe, Tuomas pokazuje na co go stać. I znów Wilska i Tarja śpiewają na zmianę, jednak nawet "Devil & The Deep Dark Ocean" się przy tym utworze chowa. Prawdziwe arcydzieło, a końcówki nie da się opisać, to trzeba usłyszeć. Płyte kończy (przynajmniej w głównym wydaniu, bo na niektórych są różne bonusy) znakomita ballada - "Walking In The Air". Świetne zamknięcie albumu, jeden z lepszych "lekkich" kawałków Nightwisha.
Co tu dużo pisać - "Oceanborn" jest płytą wyjątkową, przełomową dla zespołu i jedną z najlepszych w ich niemałej już dyskografii. Żaden fan Nightwish czy w ogóle melodyjnego power (i nie tylko) metalu nie powinien się zawieść tym albumem bo stanowi on swoiste dzieło sztuki. "Hail The Oceanborn!".
Ramza / [ 12.04.2004 ]
|