Tak wyglądało moje podium, jeśli chodzi o Nightwish, przed wydaniem "Human. :||: Nature." . Dla kontrastu, a zarazem pozyskania widzianego moimi oczami, pełnego obrazu tego fińskiego zespołu, przedstawię również moje gorsze podium:
6. "Imaginaerum" 7. "Endless Forms Most Beautiful" 8. "Angel Fall First"
Nie oczekiwałem, że "Human. :||: Nature." zajmie jedno z trzech pierwszych miejsc mojego rankingu. Nie chciałem również, aby album znalazł się w tej najgorszej trójce. I wiecie co się okazało? Wszystkie płyty pozostają na swoich miejscach, a obok numerka "9.", miejsce zajmuje "Human. :||: Nature.", czyniąc tym samym po wielu latach "Angel Fall First", przedostatnim albumem w moim rankingu. No to się teraz wkopałem. Wywołałem wojnę z armią zagorzałych fanów, a raczej fanatyków Nightwish, gotowych do batalii na śmierć i życie, dla których ta płyta jest zbawieniem, ale… nie poddam się bez walki.
Usłyszawszy pierwszy singiel promujący album - "Noise" - nie byłem zbyt zachwycony. To było ot takie standardowe pitu-pitu w zwrotce i molowy refren w stylu "Bye Bye Beautiful", wzbogacone o niemalże power metalowy okrzyk na koniec refrenu. Co mnie bardzo niemile zaskoczyło, utwór ten okazał się być jednym z najbardziej konkretnych na tym albumie. I to jest główny problem, przez który "Human. :||: Nature.", nigdy nie dorówna choćby nawet poprzedniemu "Endless Forms Most Beautiful", a co tu dopiero mówić o klasycznych dziełach typu "Once", czy "Wishmaster" - brak hitów. Pod pojęciem "hit" mam na myśli utwór z krwi i kości, konkretnie zarysowany od początku do końca: wstęp rozwalający słuchacza na powitanie, ewentualnie zaciekawiający… tu jest zwrotka - żółte światło z czerwonym, narastam; tu jest refren - zielone światło, odpalam ogień, możesz właśnie machać swoim mopem na głowie, jeśli takowy posiadasz! Takiego czegoś tutaj brakuje.
Zespół dużo kombinuje, ale nie daje to efektu, dzięki któremu słuchacz zbierałby szczękę z podłogi. Trzeba przyznać, że pomysłów na zbudowanie wciągającego klimatu, nie brakuje. W muzyce słychać dużo inspiracji folkiem afrykańskim, co jest bardzo dużym atutem i gdyby tylko było to dobrze wykorzystane, mielibyśmy dzieło przełomowe w dyskografii Finów. Gdzie się podziały te niesamowite refreny przyładowane gitarą Empuu i klawiszami Tuomasa? Właśnie w tym jest problem. Brakuje tych elementów kulminacyjnych, które stanowiłyby punkty zaczepienia, do których by się wracało. Mamy ciekawe wstępy na pianinie i nie tylko. Jakieś niespodziewane bridge'e. Raz to gitara przytnie ostrzejszy riff, raz bębny zagrają swoje iście afrykańskie solo. Lecz to tylko ozdobniki, które powinny być, a nie są, wstępami do czegoś większego. To tak, jakby oglądać serial, rozpoczynający się ciekawie i niemniej ciekawie się rozkręcający, ale jego finał pozostawia niedosyt i brak wyjaśnień.
Skoro użyłem pojęcia "finał", to wspomnę również o finale omawianej płyty, jakim niewątpliwie jest "All the Works of Nature Which Adorn the World" - ponad 30-minutowa suita, która jak dla mnie… mogła by w ogóle nie powstać. Może i będę okrutny i powierzchowny, że nie docenię "napisanej z tak epickim rozmachem suity instrumentalnej, pełnej tak wspaniałych dźwięków, przenoszącej w inny wymiar, stanowiący rozwój w kompozycji Tuomasa i całego zespołu". Ale bez żadnych skrupułów skierował bym te słowa do zespołu, cytując klasyka "nie idźcie tą drogą". Nightwish jest zespołem metalowym? To czego do cholery się po nim oczekuje? Że będzie przez pół godziny grał muzykę instrumentalną, w której gra tylko orkiestra, a na dodatek słuchając tego utworu odnosi się wrażenie, że stale pojawia się jeden i ten sam motyw, zagrany raz pogodniej, raz mroczniej i nic z tego nie wynika? Nie! Oczekuje się, że owszem będą te orkiestracje, ale nie będą one przeszkadzały zespołowi być nadal metalowym. Ja po prostu tego nie kupuję. A już na pewno nie jako koniec albumu. Może na początku, gdzieś w środku, ale znowuż nie żeby miało to trwać tak długo. I czemuś takiemu została poświęcona cała druga płyta (bo jak jeszcze nie wiecie "Human. :||: Nature." rozbity jest na dwa krążki).
Szczerze mam problem, żeby wybrać jakikolwiek utwór, który mógłbym umieścić na swojej składance "The Best of Nightwish". Może "How's the Heart?"? Ale te refreny przecież już słyszałem kiedyś w Avantasia - "The Scarecrow". Może "Harvest"? Mało nightwish'owskie, ale przyznam, że ładne na swój sposób. "Music" i "Endlesness" mają zadatki na dobre utwory, jednak są długie, mdłe i niczym nie zaskakują. Muszę pochwalić "Pan" za konsekwencję w prowadzeniu formy i mimo wszystko pozostanie w dobrym smaku symphonic-metalowym. No i "Noise", nie spodziewałem się, ale na tle całej płyty jednak nie jest taki zły. Znajdą się może odbiorcy, dla których rekompensatą za wszystkie muzyczne niedoskonałości będzie przesłanie, jakie niosą teksty utworów. Ale nie dla mnie! W moim przypadku przede wszystkim liczy się muzyka, ponieważ oceniam muzyków, a nie poetów. Warstwę liryczną zostawiam jako dodatek.
Pora kończyć tę błazenadę, opisującą nie mniejszą błazenadę. Po prostu nie mogę wyjść z podziwu jak po pięciu latach można było nagrać album tak niedorzeczny. Album, który jeszcze bardziej niszczy nadzieje na odrodzenie symphonic-metalu, skoro dwa wielkie autorytety w tym gatunku, czyli Nightwish oraz Within Temptation, robią sobie takie żarty. Album tak niekompletny, tak niekonkretny, nie mający swojej tożsamości. A miałem cichą nadzieję, że w tym trudnym czasie pandemii, będę mógł znaleźć ukojenie w nowym materiale Nightwish. Myliłem się.
Ostatnio czytałem, że w jakimś wywiadzie Tuomas przyznał się, że od pewnego czasu w ogóle nie słucha muzyki. Moja rada Panie Toumasie: "Proszę jednak czegoś posłuchać, a najlepiej odpalić te 3 pozycje:
Okrutne, ale jednak prawdziwe. Od dłuższego czasu w Nightwish liczy się bardziej concept, a nie sama muzyka; otrzymujemy treść bez formy. Przesłuchałem z 5-6 kawałków z tego wydawnictwa i odpuściłem. Żadnego nie jestem w stanie zanucić. Przypomina się utwór tytułowy z poprzedniego krążka: epicki, wpadający w ucho, kapitalnie zaśpiewany... i bezsensownie rozwleczony do 24 minut.