1. Blackout 2. Can't Live Without You 3. No One Like You 4. You Give Me All I Need 5. Now! 6. Dynamite 7. Arizona 8. China White 9. When The Smoke Is Going Down
Mało brakowało by "Blackout" został nagrany z nowym wokalistą. Klaus Meine w trakcie nagrywania tego albumu, zmagał się z problemami z głosem. Były one tak poważne, że nie mógł dobrze mówić, a lekarze spisali jego karierę na straty. Na szczęście Meine wrócił do formy wokalnej i zdołał zaśpiewać zawarte tu utwory z wielką klasą.
"Blackout" to dziewięć hard rockowych numerów, dzięki którym Scorpions po raz pierwszy odniósł ogromny sukces komercyjny. Już track tytułowy rusza żwawo ze swym energicznym riffem. Meine jak zawsze wykrzykuje zdania swoim niezwykle charyzmatycznym głosem i aż ciężko sobie wyobrazić innego wokalistę w tym utworze. Największym przebojem z tej płyty jest niewątpliwie "No One Like You". Rozpoczyna się od melodyjnej solówki i energicznego riffu, które bardzo szybko zapadają w pamięć. Zwraca uwagę również charakterystyczna melodia śpiewana przez Klausa. Kolejny dynamiczny numer to "You Give Me All I Need", który stylistycznie jest dość zbliżony do poprzednika, jednak nieco od niego odstaje. Niestety, przychodzi czas na słabiznę w postaci "Now!". Bardzo sztampowy i nieciekawy utwór, który nie wiedzieć dlaczego został wybrany na singla promującego. Scorpionsi wracają do formy w fantastycznym "Dynamite", w którym zawarte zostały wszystkie cechy prawdziwego rockowego dynamitu. Chwytliwy riff, solówka na wstępie i wykrzyczany tekst.
Szkoda, że nie obyło się bez typowo komercyjnego utworu zrobionego chyba na potrzeby singla radiowego. Mowa tu o "Arizonie", która pełni taką rolę jak choćby "Suzie Hold On" na saxonowym "Wheels Of Steel" czy "Outlaw" na "Fire Down Thunder" Riot. Za to "China White" to epicki kawałek z ciężkim, mrocznym riffem, śmiało konkurujący z "The Zoo". Płytę zamyka ballada "When The Smoke Is Going Down" która jest opus magnum zespołu. Jedna z najlepszych ballad grupy, doskonale łagodząca nastrój po gitarowym hałasie.
Wielkie szczęście, że Meine wrócił do formy głosowej, bo zapewne bez jego udziału nie powstałby tak charakterystyczny album jakim jest "Blackout".