Wiele jest w historii metalu płyt bardzo niedocenionych. Niektóre nawet bardzo dobre wydawnictwa nikną gdzieś w gąszczu innych, niekiedy przeciętnych płyt. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest albo brak dostępu do niektórych wydawnictw, albo brak odpowiedniej promocji. Czasami wynika to też z tzw. kultowości niektórych albumów, na które nie można powiedzieć złego słowa chociażby się nie podobały, albo się ich w ogóle nie słyszało. Inne natomiast krytykuje się tylko, dlatego, że ktoś innych ich nie lubi lub wydane są przez mało znany zespół.
Jedną z takich niedocenianych płyt jest "Ready For Boarding" zespołu Running Wild. Fan heavy metalu jednym tchem wymieni wśród ulubionych koncertówek "Live After Death" Iron Maiden, "Made In Japan" Deep Purple czy "Unleashed In The East" Judas Priest zapominając często o takich płytach jak ta koncertówka. Nie twierdzę, że są to złe albumy, wręcz odwrotnie są one wyśmienite, ale warto docenić czasami i inne wydawnictwa live.
Album ukazał w 1988 roku po trasie promującej płytę "Under Jolly Roger" a do rejestracji materiału doszło w Monachium. Rolf zabrał na swój pokład dwóch nowy muzyków, Jensa Beckera i Stefana Schwartzmanna, który stworzyli bardzo dobrą sekcje rytmiczną. Myślę, że rzadko można spotkać tak prawdziwie brzmiący album koncertowy. Nie ma tu poprawek w studio. Nawet, gdy któryś muzyków się pomyli wszystko jest słyszalne, co nadaje albumowy autentyczności. Dobrze słychać okrzyki publiczności, wszystkie instrumenty są dobrze ustawione, maja odpowiednia głośność i brzmienie. Charakterystyczny wokal Kasparka nadaje albumowi dodatkowego pirackiego, brudnego charakteru.
Bardzo dobrze dobrano tu utwory. Te pirackie z ostatniej płyty przeplatane mrocznymi, piekielnymi z dwóch pierwszych. Na płycie znalazły się też dwa utwory, które nigdy nie zarejestrowano na żadnym studyjnym albumie. Są to "Hymn Of Long John Silver" będący intrem przeplatanym okrzykami "Are You Ready For Boarding", oraz wystrzałami armat. Drugi to "Prugatory", dedykowany amerykańskiego organizacji PMRC, znanej z walki z zespołami rockowymi. Wszystkie zagrane utwory brzmią bardziej żywiołowo niż ich studyjne odpowiedniki. Jest w nich więcej czadu i energii. Wersja "Under Jolly Roger" jest chyba najlepsza, jaką kiedykolwiek słyszałem w wykonaniu Running Wild. Jedynie, co mnie zasmuca to wykonanie tylko jednego utworu z "Branded & Exiled" w postaci "Mordor". Brakuje mi utworu tytułowego, "Marching To Die" czy "Chains And Leather". Album kończy klasyczny już hymn Running Wild "Prisoners Of Our Time".
Danko / [ 04.06.2011 ]
|