Niemieccy wyjadacze z Running Wild znani są chyba każdemu fanowi heavy metalu. Trudno nie znać tego zespołu, wszak piraci to jedna z najbardziej charakterystycznych kapel, nie sposób pomylić ten zespół z innymi. Początki grupy to rok 1976, ale ich pierwszy album "Gates To Purgatory" ukazał się dopiero w 1984 roku. Wcześniej zespół miał na koncie wiele demówek i pojedynczych utworów, oficjalnie zadebiutował na składaku "Death Metal" z takimi tuzami jak Helloween, Dark Avenger i Hellhammer.
Wtedy to wypracował swój własny, niepowtarzalny styl, ostre heavymetalowe numery, zapadające w pamięć riffy, ale słynął też z prawdziwych metalowych hymnów. Płytę otwiera ostry i szybki "Victim Of States Power", kolejne trzy numery utrzymane są w klimacie pierwszego kawałka, ostre gitary, tempo albo bardzo szybkie albo po prostu szybkie, trochę przybrudzony wokal Rolfa Kasparka, w ogóle brzmienie troszkę jakby brudne, ale wyostrzone. Numer pięć - "Prisoner Of Our Time", na ten utwór szczególnie warto zwrócić uwagę, jest to bowiem metalowy hymn nad hymny, przy tym numerze wysiadają nawet hymny Judas Priest. Średnio szybkie tempo w zwrotkach, powolny, chóralny refren, który na długie lata wbija się w pamięć - "We are prisoners of our time, but we are still alive...", można to śpiewać bez końca i nigdy się nie znudzi. Do dziś jest to żelazny punk każdego koncertu Running Wild, zespół po prostu w tym momencie zaczarowuje publiczność. Kto miał okazję widzieć ich koncert, ten wie.
Kolejne numery tylko potwierdzają wielką klasę tej płyty i tego zespołu. Nie sposób uwolnić się od takich killerów jak "Black Demon", "Soldiers Of Hell", czy jeden z moich ulubionych "Walpurgis Night". Warto wspomnieć o znakomitych solówkach gitarowych, dobrym zgraniu sekcji rytmicznej no i o wokalu Rolfa. Ten jest prawdziwie mistrzowski. Wielu porównywało go do Cronosa z Venom, ale sam Rolf uważał (i słusznie) że powinno być odwrotnie, gdyż wypracował swój styl, kiedy Venom właściwie nie istniał. Ale wcześniej zadebiutował, i szersze grono odbiorców znało Venom zanim poznało Running Wild.
Co by nie mówić, płyta jest naprawdę znakomita, jedna z najlepszych w dorobku Niemców, i naprawdę godna polecenia. Pozycja obowiązkowa dla fanów klasycznego heavy z lat 80., fanów Celtic Frost, wczesnego Kata i Venom właśnie.
Ralf / [ 21.08.2004 ]
|