01. Draw The Line
02. Angel Of Mercy
03. Skeleton Dance
04. Skulls & Bones
05. Born Dead, Dying Worse
06. Black Gold
07. Soul Vampires
08. Rogues En Vogue
09. Winged & Feathered
10. Dead Man's Road
11. The War



Cholera jak chciałem, jak bardzo chciałem, by Rolf nagrał coś wielkiego. Moje marzenie nie były wcale takie wielkie, chciałem dobrego średniaka w dyskografii Running Wild. Niestety nie tym razem. Rolfa już chyba na taką płytę nie stać, a może po prostu za bardzo chce? Miało być tak pięknie. Kapitan zapowiadał, że statek pod piracką banderą obrał wreszcie właściwy kurs. Zapowiadał, że załoga nabrała wiatru w żagle. Tam gdzie dopłynęli zawsze prezentowali się podobno bardzo dobrze. Dowodem niech będzie całkiem przyzwoity album koncertowy. Koncertówka i wydany w międzyczasie składak nie zaspokoją jednak głodu fanów. Rolf zatem rzucił do ludzi kolejny krążek. Pytanie tylko, czy na taką płytę fani czekali?

Jak zawsze przy tak wielkich produkcjach odsłuch materiału to u mnie pewien rytuał. Słuchawki, cisza w pokoju, tylko ja i muzyka. "Rogues En Vogue" niestety na mocną próbę wystawiło moją cierpliwość. Zazwyczaj grzecznie słucham całej płyty i pilnie śledzę każdy dźwięk. Tym razem było inaczej, muzyka nie potrafiła zainteresować mnie ani trochę. W połowie krążka chciałem go po prostu wyłączyć i zostawić w spokoju. Posłuchałem do końca i... załamałem ręce. Co to do cholery być? Zakląłem. Liczyłem, jak wspomniałem na średniaka, a dostałem marne popułczyny po legendarnej kapeli. Ale do rzeczy. Same kompozycje może tragiczne nie są, jednak to co Rolf zrobił z dźwiękiem woła o pomstę do nieba. Gitary, tfu... jakie gitary? Niestety wiosła brzmią tak, jakby nagrywał je człowiek nie mający kompletnego pojęcia o muzyce metalowej. Nie ma to ani rockowego kopa, ani rockowego ognia. Rockowego, bo do metalowego daleko, ojjj daleko. Wstyd przyznać, ale Bajm czy Budka Suflera za najlepszych lat brzmiały zdecydowanie lepiej i co ważne, ciężej. Cholera co się ze mną dzieje, Running Wild do Bajmu porównałem? Cóż, "rewelacje" Rolfa robią swoje. Inna sprawa to perkusja. Trwają spory czy to automat, czy może jakiś sesyjny wirtuoz tak się wykazał umiejętnościami... nieważne. Ważne jest to, że perkusja jest tak słaba, że chyba lepiej jakby jej wcale nie było. Przynajmniej zęby by od tego tępego stukania i pukania nie bolały. Dobrze, że przynajmniej Rolf wokal zostawił w spokoju, bo tak chyba nie dałbym rady tego wysłuchać w całości. Na pewno nie są to najlepsze wokale w historii Running Wild, ale jako jedyne wydają się "normalne", co w kontekście gitar i perkusji jest nie lada osiągnięciem. Wierzcie mi, przykro się słucha tej płyty. Numery jak wspomniałem mimo iż nie powalają, na pewno z lepszym brzmieniem zrobiłby na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie. Tak nawet jeżeli pojawi się jakiś fajny moment, zaraz skutecznie niweluje go brzmienie. Smutne to, bardzo smutne.

I co? To ma być płyta, która miała oznaczać szumny powrót Running Wild? Niestety tak, "Rogues En Vogue" to krążek, który ma sprostać oczekiwaniom fanów. Mniejszym czy większym... pewien jednak jestem, że nikt takiego krążka się po Kasparku nie spodziewał. Przyznam się szczerze, nie wierzyłem w Rolfa w takim stopniu, by oczekiwać czegoś wielkiego, ale... najsłabszej płyty Running Wild się nie spodziewałem. Tak, tak... najsłabszej. Nawet jeżeli nie, to drugiej od końca. Ot różnica...

Zastanawia mnie jedna rzecz. Czemu w takiej kapeli jak Running Wild mamy tak spieprzone brzmienie? Czemu zamiast żywego i dobrego perkusisty mamy koszmarny automat? Czemu Rolf tak kombinuje? W końcu, czemu szarga tak ważną dla metalowego grania nazwę? Czy Running Wild, dla wielu będącym istnym kultem potrzebuje takich rzeczy? Rolf nagrał już sporo płyt, sporo przeżył i takie kroki oznaczać mogą tylko to, że albo się po prostu wypalił i szuka nowinek, albo najzwyczajniej w świecie za bardzo pragnął nagrać wielką płytę i przekombinował. Running Wild to kapela, która dorobiła się charakterystycznego brzmienia. Dorobiła się charakterystycznych patentów. Rolf przecież ma to wszystko we krwi. Właśnie tą drogą powinien iść, niestety poszedł zupełnie inną. "Rogues En Vogue" w moim mniemaniu to gwóźdź do trumny dla tak zasłużonej kapeli jaką była (jest?) załoga Kasparka (choć tak po prawdzie to jego solowy projekt). Niestety wielkiej przyszłości ja przed Piratami już nie widzę.

Krótko mówiąc okręt pod nazwą Running Wild powoli tonie. "Rogues En Vogue" to chyba za duży balast, by dało się jeszcze ten statek uratować. Nawet tak doświadczony pirat jak Rolf nie da już chyba rady. "Rogues En Vogue" to tylko łabędzi śpiew, śpiew o dawnych sztandarach, odwiedzonych portach, sławie, śmierci, skarbach, czaszkach czy wreszcie wygranych bitwach i wielkim zwycięstwie. Niestety kontynuacji tej wspaniałej drogi się tutaj nie doczekaliśmy, cóż na wszystkich przychodzi koniec. Dla Running Wild chyba właśnie teraz wybiła godzina. Okręt powoli tonie, a dobry kapitan zawsze przecież odchodzi razem ze swoim statkiem. Zatem żegnaj Rolf, chyba czas odpocząć. Nowe lądy niech zdobywają nowi żądni krwi zdobywcy. I tak wiele ich już nauczyłeś...

Krzysiek / [ 06.04.2005 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




thorgal [ aniaczarko@poczta.on ] 15-08-2008 | 19:51

punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. mi album się bardzo podoba, początkowo faktycznie ciężko płyte strawić bo brzmienie w wysokich rejestrach tochę raziło, ale ta surowość teraz dla mnie ma klimacik, płyta ma oblicze a kawałki jak draw the line czy skull and bones, mówią same za siebie.


artur [ barilla06@wp.pl ] 29-01-2010 | 09:58

bedzie dobrze,nie popadaj w czarny,skrajny nastroj....wszyscy mamy wzloty i upadki;))


devill666 [ niewygodny2@onet.pl ] 29-10-2011 | 19:15

Wielki powrót Kapitana,reaktywacja Running Wild!!!.Zobaczymy co Kapitan nam zaaplikuje na nowej płycie o dżwięcznej nazwie "SHADOWMAKER",która ukaże się w kwietniu 2012.Rolf napisał już do niej 10 kawałków.Apropo złej jakości Running Wild,takiej nie ma i nigdy nie było,cała twórczość raningów jest O.K.Jak się jest prawdziwym fanem Running Wild,to na dobre i na złe,a ja nim jestem już 27 lat,odkiedy usłyszałem ich pierwszy raz mając 10 lat jeszcze przed wydaniem Under Jolly Roger.






Running Wild
Rogues En Vogue

GUN - 2005r.




4/10




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!