Pewnego pięknego dnia, całkiem niedawno temu, gdy byłem akurat w sklepie, moją uwagą przyciągnęła płyta, uwielbianego przeze mnie zespołu "HammerFall". Miała (jak zwykle) świetną okładkę, z (jak zwykle) gościem w zbroi, który najwyraźniej przesadził ze sterydami. Postanowiłem ją kupić. W pośpiechu pobiegłem do domu, włożyłem krążek do odtwarzacza i... czy ja na pewno puściłem nowy album? Te same proste riffy, chóralne zaśpiewy, solówki kute na to samo kopyto... Oczywiście nie spodziewałem się, że ten band zmieni gatunek, będzie grał co innego niż swój dobry heavy/power, ale żadnych zmian?! Ja rozumiem, że kapela dobrze się czuje w wypracowanej przez siebie stylistyce, lecz czasem trzeba dodać coś nowego, prawda? Po głowie zaczęły mi chodzić nieprzyjemne myśli, w stylu "zero nowości", "zjadają własny ogon" itd. Płyta jest bardzo podobna do poprzednich, tu chyba nikt nie silił się na jakąkolwiek oryginalność. Przecież to wszystko już było na poprzednich krążkach!!! No dobra, ponarzekałem sobie, tylko skąd ocena 8 ?A stąd, iż... ten album bardzo mi się podoba.
Już wyjaśniam. Niby zero urozmaicenia, nowości, a i tak słucha się tego znakomicie!!! Te marszowe melodie, ogólna podniosłość, patos refrenów nadal do mnie trafiają. Panowie pamiętają też o solówkach, oraz szybszych melodiach, które wzbogacają akustyczne doznania słuchacza. Oczywiście każdy fan na początku ma myśl "ale to już było", lecz potem nie zwraca się na to uwagi. Człowiek siedzi przy płycie i słucha raz, drugi, trzeci... Muzyka tego bandu się nie zmienia i jest przy tym naprawdę rewelacyjna. Słyszysz ten świetny wokal, ciężkość gitar i nie możesz usiedzieć spokojnie na miejscu. Pierwszy, tytułowy utwór to chóralne wejście, potem ciężki riff i jazda bez trzymanki, przeplatana refrenem, który możesz nucić przez cały dzień. Druga "piosenka" zaczyna się mocnym, gitarowym wejściem, potem skand "Fire Burns", następnie utwór nabiera tempa i znowu ma niesamowicie chwytliwy refren. Kolejna kompozycja to powolny killer, prawdziwy walec, który rozjeżdża słuchającego. Mógłbym tak opisywać każdy utwór, tylko po co skoro każdy jest super? Trzeba też dodać, że na krążku nie ma żadnych ballad. Widać zespół nie chciał się cackać i nagrał to co dawało mu radość.
Na koniec kilka słów o brzmieniu. Jest czyściutkie, ani razu nie słyszałem by gitara, czy perkusja szwankowała. W sumie stało się to już standardem w dziełach tego bandu. Ogólnie płytki bardzo dobrze się słucha. Nie mogłem dać wyższej oceny, ponieważ uważam, że zespół nie wyjdzie dobrze na nagrywaniu kolejnych, bardzo podobnych do siebie albumów. Wszystko w końcu się znudzi, a brak zauważalnych zmian to wielka wada. Jeśli nigdy nie kupiłeś, żadnej płyty HammerFall - pozycja obowiązkowa. Jeśli jednak tak nie jest, krążek może nie spodobać Ci się tak jak mnie.
Bartek Ch. / [ 09.10.2010 ]
|