Na wstępie chciałem rzec, że HammerFall to dla mnie zdecydowanie zespół nr jeden na świecie. Co by ze mną teraz było gdyby nie ich "Glory To The Brave"? Wolę nie myśleć, na pewno nie był bym takim zapalonym fanem metalu jakim jestem dzisiaj. Jako fanatyk czekałem na nowe dziecko Oscara, Joacima, Stefana, Magnusa i Andersa z ogromną niecierpliwością. Oliwy do ognia dolewały maile od członków zespołu, które jasno mówiły, że nowy album będzie po prostu świetny. Dni mijały ja jednak nie otrzymałem żadnego utworu w wersji demo (może to i dobrze, ponieważ przy okazji poprzedniej płyty słyszałem większość utworów wersji demo sporo przed ukazaniem się całego materiału, nie miałem po prostu możliwości "zmierzenia" się z ostatecznymi wersjami wszystkich numerów). Wreszcie kilka tygodni temu dostałem płytkę gdzie nagrane było ponad 45 minut nowiutkiej upragnionej muzyki HammerFall. Nie chciałem recenzować tego albumu na gorąco, zaraz po jednym, dwóch przesłuchaniach, chciałem dokładnie go poznać, jako wielki fan skonfrontować "Crimson Thunder" z resztą krążków Szwedów, dzisiaj postanowiłem napisać coś o albumie, który znam na pamięć, po kilkudziesięciu przesłuchaniach mogę obiektywnie go ocenić.
Pamiętam dokładnie gdy pierwszy raz włączałem krążek, nic nie było w stanie oderwać mnie od tej muzyki. Już dawno żaden album nie wzbudził u mnie takich emocji. Już przy "Raiders Of The Storm" poczułem po prostu ciarki na plecach. Ostatni raz takie coś miałem gdy pierwszy raz słuchałem "Fear Of The Dark", to o czymś świadczy nie? Dalej już nie zważałem na tytuły poszczególnych kawałków, na ich długość, po prostu na nic, siedziałem i słuchałem, przeleciał cały krążek. 47 minut muzyki trwało dla mnie kilka sekund. Przy kolejnych przesłuchaniach powoli docierały do mnie wszystkie dźwięki "Crimson Thunder". Pierwsze co rzuciło mi się na uszy to sprawa, że HammerFall gra szybciej, mocniej, agresywniej, nie tracąc nic ze swojej melodyjności czy chwytliwości. Do tego jest kilka epickich elementów znanych może już z poprzednich krążków, ale teraz tak znakomicie wkomponowanych w metalowe dźwięki gitar, że po prostu nie można obok tego przejść obojętnie. Słyszalna jest również zmiana w stylu wokali Joacima, śpiewa on zdecydowanie lepiej technicznie, porównując "Crimson Thunder" do "Legacy Of Kings" czy "Glory To The Brave" dochodzimy do wniosku, że Joacim śpiewa tu trochę inaczej, moim zdaniem znacznie lepiej. Wydaje mi się, że udział na nowej płycie Warlord miał tu swoje znaczenie.
Album atakuje nas wspomnianym "Raiders Of The Storm", który od razu wbija się do głowy, struktury gitar kojarzą się z tym co słyszeliśmy na "Renegade", refren który zostaje na długo w pamięci, genialne chóry, solówki na miarę mistrzów. Tak rozpoczyna się nowy krążek HammerFall, który dołączył już do największych metalowych zespołów na stałe. Nie można mówiąc o heavy metalu nie wymienić Szwedzkiego kwintetu. Świetny riff na gitarze rytmicznej, Oscar dodaje swoje drapieżne wstawki, mamy już "Hearts On Fire", kawałek, który bezsprzecznie jest jednym z najlepszych o ile nie najlepszym utworem w historii HammerFall. Tu po prostu wszystko jest niesamowite począwszy od początkowych riffów, przez solówki, chóry i refren aż po ostatnie linijki tekstu. Refren to po prostu potęga, "Hearts On Fire, Hearts On Fire" założę się, że każdy po pierwszym przesłuchaniu będzie nucił sobie pod nosem ten tekst dosłownie wszędzie. Nie można nie wspomnieć o przepięknych chórach, to kolejny element, który HammerFall doprowadził do niemal ideału. Wszystkie partie przypominają niemal okrzyki pędzących na siebie wojowników, znakomicie buduje to epicką atmosferę. "On The Edge Of Honour" i tu zrozumiecie dlaczego napisałem, że HammerFall gra szybciej, mocniej. Posłuchajcie tylko solówki, ach to jest po prostu piękne, melodie na dwie gitary to jest to co kocham. Tytułowe "Crimson Thunder" to istny epicki hymn utrzymany raczej w średnich tempach, no i znowu te genialne chóry, może się powtarzam, ale ten element jest po prostu niesamowity. Nowością jest tu pięknie wkomponowane zwolnienie tempa, gdzie Joacim wyśpiewuje refren i z każdą sekundą dołączają do niego inne instrumenty, poczynając od basu poprzez perkusję, na gitarach kończąc. Naprawdę mówię wam, fajna sprawa. Po trzeba przyznać oryginalnym, na początku może wydawać się nawet dziwnym intrze dochodzimy do "Trailblazers" i moim zdaniem jednego z najlepszych riffów w historii HammerFall, tego trzeba posłuchać. Potem mamy już tylko wokale Joacima, świetne solówki (no i znowu się powtarzam), czyli typowa HammerFall'owa jazda. Dochodzimy wreszcie do ballady "Dreams Come True" zagranej w całości na gitarach akustycznych, nie powiem preferuję bardziej ballady z kopem, ale ta również przypadła mi do gustu, nowością jest użycie instrumentów smyczkowych nadających żałobnego klimatu. No i ta przepiękna solówka, wydaje mi się, że młodzi gitarzyści od tego będą zaczynali swoją naukę. "Agels Of Mercy", kto słyszał oryginał w wykonaniu grupy Chastain ten wie, że to niesamowity kawałek, dodam tylko tyle, że choć mam szacunek dla twórców wersja HammerFall podoba mi się zdecydowanie bardziej. "The Unfogiving Blade" to kolejny szybki killer, wypełniony dokładnie tymi wszystkimi elementami o których pisałem wcześniej, nie chcę się tu powtarzać.
Tak jak na "Renegade" tak i na "Crimson Thunder" mamy kawałek instrumentalny, niby różnic nie powinno być, a jednak "Raise The Hammer" to zdecydowanie szybki heavy metalowy utwór, "In Memoriam" to raczej spokojne tempa, piękne melodie po prostu diametralnie inna struktura numeru. Obaj gitarzyści pokazali tu swoje wielkie umiejętności. Na sam koniec muzycy zaserwowali nam kolejny znakomity numer zatytułowany "Hero's Return", gdzie po raz kolejny mamy kilka epickich wstawek. Tak kończy się strona muzyczna krążka, jednak poza tym warto wspomnieć o innych sprawach.
Jeszcze kilka słów o produkcji i okładce. Charlie Bauerfeind, to człowiek, którego fanom metalu nie trzeba przedstawiać. Jego doświadczenie w produkcji zaprocentowało tu naprawdę znakomitym, czytelnym i ostrym zarazem brzmieniem, moim zdaniem najlepszym z dotychczasowych albumów HammerFall. Okładka - dla mnie mistrzostwo świata, Hector prezentuje się bardzo okazale. Samwise Didier, który rysuje dla Blizzard Entertainment znakomicie odwalił swoją robotę. Jest tu więcej świeżości, klimatu, którego brakowało w niezłych choć trochę typowych dla Marshall'a rysunkach.
Podsumowując to długie wypracowanie. HammerFall muzycznie nie odbiegł od wypracowanych na pierwszych trzech krążkach patentów, dalej gra w swoim stylu. Odświeżył na dodatek swoją muzykę wprowadzając trochę nowinek. Epickie wstawki robią swoje, szybsze, agresywniejsze riffy pokazują, że muzycy HammerFall kochają metal i zawsze wbrew plotkom będą go grać. Oczekiwałem genialnego albumu, no i się doczekałem. Dla mnie "Crimson Thunder" to krążek, który z powodzeniem można postawić obok "Renegade". Rozumiem, że niektórzy mogą mieć całkiem inne zdanie, tak jest zawsze jeżeli mówi się o krążkach największych zespołów. Dla mnie "Crimson Thunder" to album wyśmienity i zdania swojego nie zmienię. Jak to powiedział kumpel "Kocham taką muzykę, szkoda, że oni częściej nie wydają albumów" he he. Ja dodam tylko od siebie, że chyba znalazłem mój album roku 2002.
Krzysiek / [ 26.12.2002 ]
|