Nowy krążek HammerFall, czyli kolejny rozdział telenoweli zatytułowanej "Kochaj albo rzuć". Ta szwedzka ekipa już chyba nigdy nie uwolni się od skrajności, jedni wynoszą ich na piedestał, drudzy obrzucają błotem, niezależnie od tego co nagrają. Takie życie, chociaż z drugiej strony, przecież nie ważne jak o nas mówią, ważne, że w ogóle mówią! Jedno jest pewne, HammerFall z pewnością przestał zaskakiwać, nie przestał jednak nagrywać solidnej heavy metalowej sztuki, to nadal ścisła czołówka klasycznego grania, czy się komuś to podoba czy nie.
"No Sacrifice, No Victory" to cholernie ułożona płyta, HammerFall do bólu eksploruje to, co wcześniej sobie wypracował. Tym razem wszystko ma jakby mniej ognia, doprawione jest nieco bardziej melodyjnym soundem. Słodkości jednak nie uświadczymy, bo obok melodii dostajemy garścią prostych, acceptowo-manowarowych riffów, przyrządzonych według najlepszych receptur. Poza tym jest dokładnie wszystko to, czego każdy fan tej formacji się spodziewa. Dla jednych to przekleństwo, dla innych niezaprzeczalny atut. Ta kapela po prostu nie daje dupy grając to, co ma grać. "No Sacrifice, No Victory" to już siódmy krążek Szwedów, a o zmęczeniu materiału nie ma mowy. Takie numery jak świetny, rozpędzony "Legion", marszowy "Hallowed Be My Name", czy jeden z najlepszych na krążku "One Of A Kind", z pewnością szybko wskoczą do klasyki formacji. Nie można zapominać również o "Something For The Ages", gdzie poszaleć mógł nowy nabytek HammerFall - Pontus Norgren. No właśnie, wielu obawiało się, że po odejściu Stefana Elmgrena muzyka (a szczególnie gitarowe partie) mocno straci na jakości. Nic z tych rzeczy! Norgren idealnie wpasował się w styl kapeli, strzela melodyjnymi i dość długimi solówkami na lewo i prawo, razem z Dronjakiem tworząc naprawdę ciekawy duet. Fani mogą spać spokojnie, jest dobrze!
Po lekturze tej płyty dochodzę do wniosku, iż Cans i spółka po tylu latach spędzonych na scenie po prostu wiedzą jak robić dobrze. "No Sacrifice, No Victory" to nic innego jak klasyczny, dobry, solidny HammerFall, bez specjalnych wodotrysków, ale także bez popelin... HammerFall jest jak dobry browar, nawet pity po raz setny, zawsze smakuje tak samo dobrze.
Krzysiek / [ 17.09.2009 ]
|