01. Persona Non Grata 02. R.E.M.F. 03. Slipping into Madness 04. Elitist 05. Prescribing Horror 06. The Beatings Will Continue (Until Morale Improves) 07. The Years of Death and Dying 08. Clickbait 09. Cosa del pantano 10. Lunatic-Liar-Lord 11. The Fires of Division 12. Antiseed
"Persona Non Grata", czyli ogólnie mówiąc "osoba niemile widziana". Czy to o Tobie drogi czytelniku? Na szczęście nie. W moim serduszku Exodus jest zawsze mile widziany, więc bez większej zwłoki zabieramy się za ten album.
Utwór tytułowy na początek konkretnie wali po gębie, gitary gniotą mocno, sekcja odkręca gaz na cały zakres, a Souza "szczeka" po swojemu. Momentalnie jednak gdzieś tam pod spodem wyczuwam delikatne echa groove. Kurczę długi ten numer jest, bo trwa 7 i pół minuty. Kolejne skojarzenie to albumy z okresu "Exhibit A" i "B". Tam też sporo było takich złożonych form. Dwójeczka, czyli "R.M.M.F." przywraca balans i mocno skraca dystans. Podobnie jest w "Slipping into Madness" - typowa exodusowa jazda bez trzymanki.
Pierwsze trzy numery sadzają nas na jakiejś szalonej karuzeli i zapraszają do opętańczego tańca. W zasadzie nie ma tutaj ani chwili na złapanie oddechu i zastanowienia się co tu się odwala. Exodus pędzi na złamanie karku i robi to w eleganckim stylu. Ale hola, hola... nie samą prędkością muzyka na tej płycie stoi. Bo wchodzi "Elitist" i w nim tempo znacznie siada, a dodatkowo Souza zaczyna kombinować ze swoimi liniami wokalnymi. A to śpiewa niżej z dziwnymi dość "chórkami", a momentami zaczyna szukać melodii w swoim śpiewie. Interesująca odmiana, ale sam numer jakiś taki niemrawy. Grzeczny, dość spokojny i taki bardzo równy.
Jeszcze spokojniej jest w "Prescribing Horror", który toczy się w dosyć leniwym tempie (jak na Exodus). Wolno, ale to nie oznacza braku ciężaru. Jest dosyć potężnie i mocarnie. Zołza wraca do swojego regularnego sposobu artykulacji i na tle tych kapitalnie ciężkich riffów i dudniącej perkusji brzmi bardzo spójnie. Bardzo fajny numer na uspokojenie tętna - lubię takie "walcowanie". Do tego odrobina klimaciku i jest naprawdę bardzo zacnie. No ale Exo to nie rurki z kremem i wiadomo, że takie atrakcje są tylko przerywnikiem od solidnego wpierdzielu. No i zapraszamy do sprintu w "The Beatings Will Continue (Until Morale Improves)". Ale brakuje mi tutaj ciężarów... Exo pędzi, Sousa "szczeka", ale ten numer nic nie wnosi. W kolejnym kawałku jest ciut ciężej, ale za to tempo nieco siada i dostajemy lekkie zaskoczenia melodyjnością a'la Kreator w refrenach. Oj... no nie...
Odpowiednia forma wraca w kompozycji "Clickbait". Ten numer wreszcie "jedzie" konkretnie i ma swój ciężar. No i takie Exo lubię najbardziej. Nie udziwniamy i nie kombinujemy ponad miarę. "Cosa del Pantano" to instrumentalna przystawka do "Lunatic-Liar-Lord" , który konkretnie wali po mordzie, choć po drodze trochę wytraca swój impet. Prawie ośmiominutowy numer, choć pod koniec już czuć, że trwa długo. Bardzo solidnie złożona kompozycja i tutaj muzycy pokazują, że w dłuższych numerach się odnajdują bez problemu. W tym kawałku gościnnie Rick Hunolt (którego chyba nie trzeba przedstawiać?), który dołożył gitarę i chórki. Oprócz byłego gitarzysty Exo jest jeszcze drugi gość: Kragen Lum (Heathen), czyli koncertowa opcja rezerwowa dla Holta.
Czas na wielki finał i dwie ostatnie kompozycje. Zaczynamy od "The Fires of Division", który konkretnie klepie po gębie. Rzekłbym: typowy Exodus w 100% stężeniu. Wszystko na swoim miejscu i jest konkret. I w zasadzie to samo mogę napisać o zamykającym album "Antiseed". Jedziemy równo i kosimy wszystko i wszystkich po drodze. Krótko mówiąc: mamy do czynienia z sytuacją, gdy muzycy mają prosty przekaz: jeńców brać nam nie kazano.
"Persona Non Grata" to dobry album, ale jak dla mnie nie przebił świetnego poprzednika ("Blood In, Blood Out"). Trzy pierwsze i dwa ostatnie numery to typowa jazda bez trzymanki w doskonałym stylu Exodus. Środkowe numery trochę wprowadzają urozmaiceń i malutkich zaskoczeń. Są zwolnienia, kombinacje Souzy z liniami, przyjemne instrumentalne patenty. Świetne sola, no ale duet Holt-Altus to fuszerki nie odwali. Mega riffy, sekcja - doskonała robota Gibson-Hunting. Cóż... podsumowując - to dobry album. W porywach bardzo dobry, ale pamiętajmy też, że Exodus ma wysoko zawieszoną poprzeczkę.
The Beatings Will Continue (Until Morale Improves):