01. Among the Weirdcong
02. I Am the War
03. Napalm in the Morning
04. Minejumper
05. Genocide
06. Little Boy
07. M-16
08. Lead Injection
09. Cannon Fodder
10. Marines
11. Surfin' Bird (The Trashmen cover)



Pod koniec 2021 roku na sklepowe półki trafiła reedycja płyty "M-16" od zespołu Sodom. To wznowienie trafiło w moje łapki, więc z tej okazji postanowiłem się z Wami podzielić wrażeniami na jego temat.

Z zewnątrz mamy bardzo twardego digipacka z nadrukowaną okładką. Wygląda to mega solidnie i jak za digi nie przepadam, to taka "pancerna" wersja do mnie przemawia. W środku tradycyjnie znajdziemy teksty utworów i zdjęcia muzyków. W porównaniu do oryginalnego wydania, to mamy znacznie więcej tych fotek, bo książeczka rozrosła się do dwunastu kartek i każdy z numerów ma swoje miejsce na tekst i zdjęcia ozdabiające drugą z otwartych stron. Te fotki mamy zarówno z koncertów, jak i z prywatnego archiwum zespołu. Niestety ten sielankowy obraz tego wydawnictwa rujnuje patent z chowaniem płyty w kopercie. Kto to wymyślił ten ma zapewne specjalne miejsce w piekle (niebie) i tam będzie cierpiał odpowiednie katusze. Normalnie serce mi krwawi jak muszę wkładać/wyciągać CD z takiej kopertki i zastanawiać się, czy jakaś ryska się pojawi... Całość wieńczy zespołowy obrazek z nadrukowanymi podpisami. Ładny kawałek niemieckiego thrash metalu na jednym zdjęciu: Bernd "Bernemann" Kost, Konrad "Bobby" Schottkowski i oczywiście Tom Angelripper. Ta ekipa odpowiada przecież za takie albumy jak: "'Til Death Do Us Unite", "Code Red", "M-16", "Sodom", i "In War and Pieces". Klasa.

Wizualnie to wszystko prezentuje się wybornie, a jak jest z muzyką? No dobra, nie ma co się przecież wygłupiać. "M-16" to petarda od początku do końca i album uznawany za klasykę w dyskografii Sodom. Nawet nie zamierzam w jakikolwiek sposób z tym polemizować. Odpalamy CD i na dzień dobry solidny strzał w postaci "Among the Weirdcong". A jak ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, to "I Am the War" szybciutko wybije mu je z główki. Sodom napierdziela, że aż miło, młócka jest konkretna i nie ma zmiłuj. A w zasadzie to idealnie pasuje tutaj stwierdzenie, że "jeńców brać nie kazano". W punkt, prawda? Sodom pędzi na złamanie karku, ale też potrafi przygnieść w ciut wolniejszych tempach. Taki "Napalm in the Morning" to zdecydowanie mniejsza intensywność, ale ciężar oczywiście jest. Podobnie sytuacja wygląda z numerem tytułowym. To takie ciut bardziej nostalgiczne oblicze Sodom. Delikatniejsza melodyka i umiarkowane tempo.

Poza tym muzycy atakują bezlitośnie i z zaskoczenia. Riffy tną czachę na wskroś, sekcja goni do utraty tchu, a Angelripper wypluwa swoje teksty z dużą dozą agresji i nienawiści. Refreny elegancko zostają w głowie, więc bez dwóch zdań jest to dobra robota. Jeśli chodzi o teksty, to obracamy się w tematyce wojny w Wietnamie i mamy pokazany bezsens i okrucieństwo działań wojennych. Przywołane są konkretne sceny rzęzi, czy masakry, jak i również ogólne przemyślenia. A całość kończymy lekko zaskakującym "Marines", który jest hołdem dla tych wszystkich młodych chłopaków, którzy polegli w kolejnej bezsensownej wojnie.

Sodom postanowił jednak ten ponury obraz i wydźwięk tego materiału lekko "ubarwić" coverem "Surfin' Bird" od zespołu The Trashmen. Rock'n'drollowy kawałek z 1963 roku został mocno podrasowany i Tom wyczynia w nim wokalne odjazdy na całego. Nawet możecie kojarzyć ten numer, bo pojawił się w filmie Stanleya Kubricka o tytule "Full Metal Jacket". Takie filmowe odniesienie mamy oczywiście też w intro do numeru "Napalm in the Morning", bo jest to cytat z filmu "Apocalypse Now", który w 1979 roku wyreżyserował Francis Ford Coppola. Wznowienie płyty zostało wzbogacone o dwa (wcześniej nie publikowane) koncertowe numery "Remember the Fallen" i "Blasphemer" zarejestrowane podczas festiwalu Wacken Open Air 2001.

Cóż można napisać o płycie "M-16"? Na pewno to, że pomimo upływu dwudziestu lat ani trochę się nie zestarzała. Wciąż kopie konkretnie i zasłużenie uznawana jest za klasyczny album formacji. Fakt, że w porównaniu do poprzedniczki ("Code Red") materiał jest ciut bardziej złożony i same kompozycje zostały wydłużone nie wpływa w żaden sposób na odbiór tego materiału. To jest konkretny wpierdziel, to jest germańska szkoła thrash metalu, to jest Sodom kurła!

Among The Weirdcong:



Piotr "gumbyy" Legieć / [ 22.02.2022 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Sodom
M-16

Century Media Records - 2001 r.




Klasyka




© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!