Rok 1989 to dla Sepultury przełom. Bracia Cavalera po wydaniu znakomitej "Schizophrenii" wybrali się do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu wytwórni, która pozwoli wypłynąć im na szerokie wody. Mieli szczęście. Bardzo szybko kapelą z Belo Horizonte zainteresowała się Roadrunner Records, która zaprosiła zespół na północna półkulę. Uznano, że chłopaki mają wielki talent i podpisano z nimi kontrakt. Szybko czwórka Brazylijczyków na pewno oszołomiona dużym sukcesem zabrała się do pracy nad nową płytą. Już w .... 1989 roku wszystko było gotowe. Krążek o nazwie "Beneath The Remains" ujrzał światło dzienne.
Ani wytwórnia, ani sama kapela nie przypuszczały, jak ogromny sukces odniesie ten album. Fani ciężkich brzmień byli po prostu porażeni brutalnością i energią bijącą z każdego kawałka. Krytycy także wypowiadali się w samych superlatywach. Wszyscy porównywali nowy materiał Brazylijczyków do dokonań Slayera. Wkrótce Maxa i spółkę zaproszono do grania na wielkich festiwalach, gdzie dzielili scenę z Megadeth i Judas Priest.
Warto napisać kilka słów o oprawie graficznej. Bardzo mi się podoba okładka tego albumu. Niby nie jest zbytnio oryginalna, ale posiada swój niepowtarzalny klimat, jest tajemnicza... Sama muzyka jak już wyżej napisałem to istne tornado. Jest jeszcze bardziej drapieżna a jednocześnie dużo bardziej klarowna niż na "Schizophrenii". Kompozycje są bardzo spójne. Nie ma tu mowy o wypełniaczach. Wszystkie numery trzymają równy bardzo wysoki poziom. Świetny jest także wokal Maxa. Odszedł co prawda od growlingu i nie wypracował sobie jeszcze tego charakterystycznego ryku z którego zasłynie później. Niemniej jednak jego wokal idealnie wpasowuję się w ta muzykę.
Chłopaki zaserwowali nam dziewięć kawałków. Rozpoczynamy spokojnym intrem na akustyku, które szybko przechodzi w utwór tytułowy. Co ja tu mogę napisać... Ten kawałek to istna miazga. Jest piekielnie szybki i rzadko kiedy słuchacz ma czas na złapanie oddechu. Warto tu wspomnieć także o znakomitym solu Andreasa. Dwójka czyli "Inner Self" to następny klasyk. Tym razem tempo jest wolniejsze, jedynie niekiedy (głównie w refrenach) nabiera szybkości. Wspomnieć należy, że właśnie do tego numeru Sepultura nakręciła swój pierwszy teledysk, przedstawiający muzyków w trakcie koncertu. Czwórka czyli "Mass Hypnosis" rozpoczyna się bardzo rytmicznie, marszowo a później rozpętuje się istne piekło. Świetnie spisał się tu Andreas. Jego drugie solo to istny majstersztyk. Bardzo podoba mi się także numer osiem czyli "Hungry". Rozpoczyna się bardzo fajnymi melodiami a później włazi znakomity riff... Cudo.
"Beneath The Remains" to znakomita płyta. Mamy tu wszystko, z czego znana jest stara dobra Sepultura: kapitalne riffy, świetne sola Andreasa, moc emanującą z każdego kawałka. Wielu uznaje ten właśnie album za najlepszy w dyskografii czwórki Brazylijczyków. Mimo, że ja osobiście nie do końca się z tym zgadzam to jednak nie mam wątpliwości ze ten krążek to dziś klasyka ciężkich brzmień...
Venom / [ 13.07.2008 ]
|