Gdy zapytamy przeciętnego Polaka z czego słynie Brazylia, niemal na pewno odpowie że z futbolu na najwyższym poziomie, znakomitej kawy, karnawału, czy słonecznych plaż. Gdy zapytamy o to fana metalu, możemy być pewni, że pierwsza odpowiedzią, jaka usłyszymy będzie: Sepultura! Tak jak każdy wie, na metalowej mapie świata Ameryka łacińska stanowi jedną wielką białą plamę a czwórka z Belo Horizonte jest tutaj niejako rodzynkiem. Jak to się stało, że właśnie braciom Cavalera udało się wypłynąć na szerokie wody? Według Maxa recepta tkwiła w talencie, ciężkiej pracy i masie szczęścia. Na pewno przełomowym albumem Brazylijczyków, otwierającym im bramy do wielkiej kariery było ich drugie dzieło zatytułowane "Schizophrenia".
W 1986 grupa młodych szczyli promowała swój ostatni dosyć prymitywny i bardzo kiepsko wyprodukowany album o nazwie "Morbid Visions" występując min u boku Venom. Dość niespodziewanie szeregi kapeli opuścił jeden z wioślarzy - Jairo T. Na jego miejsce przyjęto niejakiego Andreasa Kissera udzielającego się przedtem w lokalnej kapelce o znanej skądinąd nazwie Pestilence, a ostatnio technicznego Maxa. To był przełom. Nowy gitarzysta nauczył resztę stroić instrumenty. Bardzo szybko formacja weszła do studia w Belo Horizonte by nagrać drugi longplay. Fani nie musieli długo czekać, bo oto już w 1987 r. jeszcze ciepły album - "Schizophrenia" trafił na sklepowe półki.
Muzyka Brazylijczyków przeszła drastyczna metamorfozę. Po pierwsze nie ma tu już tekstów opiewających Rogatego. Liryki oscylują wokół modnych tematów natury społecznej. Po drugie same utwory nie są już proste jak konstrukcja cepa. Mamy tu częste zmiany tempa, świetne skomplikowane solówki czy nawet smaczki w postaci gitar akustycznych. Wreszcie produkcja znacznie odstaje poziomem od tej z "Morbid Visions". Każdy instrument słychać bardzo wyraźnie. Wszystko jest dopracowane i nie zlewa się w jedna całość. Jeśli chodzi o wokal Maxa to jest on tutaj jeszcze młodzieńczy. Nie mamy jeszcze niestety do czynienia z wyziewem znanym choćby z "Chaos A. D.".
Na płycie znajdujemy (nie licząc bonusów) 10 kawałków. Rozpoczynamy od troszkę dziwnego intra. Dziwnego bo kończy się jakimiś nieartykułowanymi dźwiękami. Okazuje się jednak, że to słowo "Schizophrenia" mówione od tyłu. Dwójeczka, a w zasadzie jedynka to "From The Past Comes The Storms". Jest to idealny wstępniak, ciężki, szybki i kopiący prosto w zęby. W podobnych klimatach utrzymany jest następny numer - "To The Wall" Popis daje tu Kisser. Jego solówka około trzeciej minuty po prostu rozwala na kawałki. "Escape To The Void" to jeden bardziej znanych numerów Sepultury. Jest bardzo często grany na koncertach. Tutaj jest zagrany ze 2 tempa wolniej niż na żywo, niemniej jednak i tak jest świetny. Od razu na samym początku włazi Andreas ze swoim solem a później rozpętuje się prawdziwe piekło. Najlepsza na płycie jest piątka - genialny utwór instrumentalny - "Inquistion Symphony". Mamy tu wszystko (no może poza wokalem Maxa ;)) - plumkanie na akustykach, zmiany tempa, szaleńcze solówki Kissera - po prostu cudo! "Sceptic Schizo" to następny killer. Igor ciągle wali z twina a Max rozdziera powietrze swoim opętańczym wokalem. Album kończy "Troops Of Doom" - utwór znany z poprzedniego krążka w trochę zmienionej formie. Dodano mu intro i zagrano ciut wolniej. Chyba nieco bardziej podoba mi pierwotna wersja.
"Schizophrenia" to naprawdę znakomity album. Mamy tu wszystko czego może oczekiwać każdy fan thrashowego łojenia. Jest dużo mięsa, są kapitalne solówki Kissera (chyba najlepsze w jego karierze). Chłopaki pokazali, że w nawet w dalekiej Brazylii można tworzyć wspaniała muzykę i tą właśnie płytą otworzyli sobie okno na świat.
Venom / [ 28.06.2007 ]
|