01. Shock and Awe 02. Into Oblivion 03. Despair 04. Incineration of the Gods 05. Sanctification Denied 06. And Satan Wept 07. Emptiness 08. Final Declaration 09. Dancing in the Slaughterhouse 10. Stigma of Divinity 11. Bones
Od wielu lat, zarówno Vader jak i samego Pana Piotra, darzę wielkim szacunkiem. Z jednej strony olbrzymia konsekwencja i już nie lata, a dekady działalności zespołu, mówią same za siebie. Z drugiej strony lojalność muzyczna i pasja, a to się ceni. Do tego kilkanaście wydanych płyt, dodajmy - zawsze na wysokim, albo bardzo wysokim poziomie. Entuzjazm w twórczości oraz fun z tego co się robi, widać za to ewidentnie na koncertach. Vader to maszyna, dobrze nasmarowana, która czasem musi wymienić jakiś tryb, ale mimo to nie gra słabych koncertów. Przez 20 lat mojej znajomości z kapelą i dziesiątek koncertów jakie zobaczyłem, nigdy nie było słabego występu. Pamiętam, jak z okazji pierwszego Blitzkrieg w 2003 roku, Piter miał chyba problem z kręgosłupem i grał na siedząco, a na wokalu był Novy - i mimo tych dość solidnych problemów, koncert był świetny. W obecnych latach zespół prezentuje jeszcze wyższy, osiągalny dla nielicznych - mega wysoki level grania. Co istotne, z roku na rok, poziom koncertów wydaje się być coraz wyższy i nie schodzi poniżej poziomu perfekcji. Po prostu pełen profesjonalizm. Podobnie jest z wydawnictwami studyjnymi. Przez te wszystkie lata, zespół nie wydał płyty gorszej niż bardzo dobra. Nie uświadczymy dzieła choćby średniego, co przecież może się zdarzyć i zdarza się innym legendom metalu. Ale nie Vader.
Pierwsze wieści medialne o nowym wydawnictwie pojawiły się w poprzednim roku, a w styczniu, tuż przed trasą po stanach wyszedł promujący singiel. Okładkę zaprezentowano w marcu. Zobaczyliśmy charakterystyczny, nieco grindcorowy artwork wykonany przez Wesa Bescotera, który tworzył chociażby dla Slayer, Nile, Kreator. Okładka robi mega dobre wrażenie, ale nie zapominajmy o płycie "De Profundis"! Zresztą sentymentów i powrotów mamy tutaj kilka - sam zespół, podsycał atmosferę, wskazując płytę "Litany", jako inspirację dla budowania konceptu muzycznego nowego dzieła. Cała kampania marketingowa była więc bardzo mądrze prowadzona, czego rewelacyjnym potwierdzeniem są bardzo fajne wydawnictwa kolekcjonerskie z autografami czy kostkami. Świetnym pomysłem, było aby szczęśliwcy wylosowali meeting z Panem Piotrem. Inicjatywa kapitalna.
1 maj był terminem godziny zero i z niecierpliwością czekałem na mój pre-order, który niestety nie doszedł. Coś z logistyką się chyba nie zgodziło, bądź też sprzedaż przerosła oczekiwania, ponieważ dzwoniąc do oficjalnego sklepu, otrzymałem info, że koszulki są dopiero dodrukowywane. Mam taką zasadę, że przed wyjściem płyty ulubionego wykonawcy, single słucham raz, tak więc pozostało mi cierpliwie czekać. Pierwsze kilka przesłuchań pozwoliło mi wyciągnąć wnioski, że na pewno jest bardzo dobrze. Później było już tylko lepiej. Od premiery, z płytą się nie rozstaje i te prawie trzy tygodnie, pozwoliły mi wyrobić zdanie o płycie. Vader nikogo nie zaskakuje, ale wcale nie musi. Porusza się wokół swojej, wypracowanej przez lata konwencji. Czasem eksperymentuje wokół niej, czego przykładem są takie kawałki jak "Revelation of Black Moses", czy "Dark Transmission". Nawiązuje często w melodyjnych solówkach do klasycznego heavy metalu, ale zawsze słychać, że to Vader. Od pierwszych nut mamy więc charakterystyczny i unikalny styl, nie do podrobienia przez innych.
Na nowym albumie znajduje się 11 numerów i co jest wyróżniające, cztery numery oscylują poniżej 2 minut. Mamy także cover umiejscowiony w regularnym wydawnictwie. Krótko zwięźle i na temat. I tak właśnie jest na tej płycie. Bardziej rozbudowane kawałki trwają w granicach 3-4 minut. Osobiście ubolewam, bo bardziej skomplikowane formy, choćby z "Revelations" bardzo lubię, ale narzekać oczywiście nie ma na co. Muzycznie wszystko na najwyższym poziomie. Riffowanie to mieszanka death metalu lat dziewięćdziesiątych, zagrana w nowoczesny sposób. Od jakiegoś czasu mamy do czynienia z inspirowaniem się rytmikami thrashowymi, co osobiście bardzo mi odpowiada. Marek Pająk robi mega robotę ze swoimi melodyjnymi solasami. To od kiedy się pojawił, dodaje muzyce nowego ducha i jest plusem dodatnim. Bas Hala brzmi dobrze, choć od czasów Novego, bas w Vader na płytach stanowi raczej tło, ale wiadomo kto dowodzi tym czołgiem. Stewart na garach, jak się sprawuje, każdy wie po koncertach, bo to zawsze dobre odzwierciedlenie perkusisty.
Jeżeli chodzi o poszczególne numery, to bardzo podoba mi się "Emptiness", gdzie już na początku atakują nas, niczym w "Captor of Sin" Slayer, naprzemienne solówki, a później wchodzi fajowy megadethowy riff. Ten kawałek będzie na pewno super brzmiał na koncertach i będzie można nieźle pokiwać dyńką (Panie Piotrze, to trzeba na koncertach grać!). Zresztą czuje, że album stworzony jest pod granie na żywo. Dodać trzeba, że solówkami album stoi, co jest również dużym plusem. Dopuszczenie Pająka ponownie do komponowania, odświeża styl. Przypomnijmy, że pierwsze kawałki napisane przez Mausera, na longplayu pojawiły się dopiero na "Impressions". Fajny początek na garach ma "Incineration of the Gods", zamienia się też w konkretne riffowanie i to chyba najlepszy kawałek na płycie, obok "Into Oblivion". Drugi numer napisany przez Pająka, z "BloodOfKingowskim" riffem początkowym też jest niczego sobie. Albo przykładowo taki "And Satan Wept" i super fajna środkowa cześć pomiędzy solówkami, czy inne numery to już klasyka. Naprzemienne sola, krótkie, ale wpisujące się w formę płyty, pokazują poziom zrozumienia gitarzystów - a takie slajerowskie wymiany i pojedynki to jest to! Nie odnoszę się do nawiązań do "Litany". Dwie różne płyty, różny czas. Zresztą bardziej uważam, takie doniesienia za marketing, bądź próbę zbudowania świadomości, z czym będziemy mieli do czynienia, choćby poglądowo. Wkomponowanie coveru Acid Drinkers i umieszczenie na regularnym wydawnictwie, pomiędzy kawałkami, było zabiegiem odważnym. Jednakże, moim zdaniem w pełni udanym. Numer "Dancing in the Slaughterhouse" bardzo fajnie wpasował się w całą płytę. Vader zaś nagrywając go, uchwycił ducha całości płyty, przez co można odnieść wrażenie, że to autorski numer. Traktujemy go jako całość, a nie jako zbędny dodatek, który nie pasuje, nie używając przycisku next.
Osobiście już nie mogę doczekać się, aby usłyszeć nowe numery na żywo. Liczę po cichu, że może kapela zagra całą płytę od A do Z? Kto wie… Na jesień zaplanowano trasę, ponownie z Marduk, więc tym będzie to fajne wydarzenie dla każdego fana. Sama płyta to bardzo mocne 8/10. Dobra robota Panowie!